Poszukiwanie początku


„Strumień życia” – z takim przesłaniem członkowie Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Częstochowskiego w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie przystąpili do pracy, przygotowując wystawę z okazji 75. rocznicy pierwszej wystawy związkowej w Częstochowie – „Salon wiosenny. Kwiecień – maj 1945”. Swoje prace przedstawiło 52 artystów, co sprawia, że ekspozycja tętni rozmachem inspiracji i różnorodnością form przekazu i technik twórczych.

Swoimi artystycznymi refleksjami podzielił się z nami znany częstochowski malarz Jacek Sztuka, wykładowca na Politechnice Częstochowskiej.

 

„Strumień życia” – z takim przesłaniem członkowie Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Częstochowskiego w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie przystąpili do pracy, przygotowując wystawę z okazji 75. rocznicy pierwszej wystawy związkowej w Częstochowie – „Salon wiosenny. Kwiecień – maj 1945”. Swoje prace przedstawiło 52 artystów, co sprawia, że ekspozycja tętni rozmachem inspiracji i różnorodnością form przekazu i technik twórczych.

Swoimi artystycznymi refleksjami podzielił się z nami znany częstochowski malarz Jacek Sztuka, wykładowca na Politechnice Częstochowskiej.

 

Na tej wystawie nie mogło zabraknąć Pana prac. I jak zawsze zaskakuje Pan środkami wyrazu. Czy zmierza Pan w nowym kierunku, aby odwieczne treści przekazać w bardziej intrygujący sposób?

– Istotnie, w sztuce nieustannie przetwarza się te same, odwieczne problemy. I nic dziwnego, bo i nasze życie nie jest nowością. To ciągły, zataczający krąg podobnych zdarzeń. Zakochujemy się, cieszymy się ze swoich dzieci, tak jak robiło to miliony ludzi przed nami i będzie czynić po nas. Tytuł wystawy „Strumień życia” uświadomił mi pewne dążenia, które się w mojej twórczości w tej chwili manifestują. Mianowicie, poszukiwanie źródeł życia w odniesieniu do strumienia życia. To poszukiwanie początku źródeł i pewnej obietnicy czy też nadziei na kontynuację, że to źródło wysyła strumień, który w metafizycznym ujęciu znajduje ciąg dalszy, albo przetwarza się w inny wymiar.

Rodząc się, wychodzimy ze źródła i po przejściu przez życie do niego wracamy. Do Stwórcy…

– Stąd to przygnębiające stwierdzenie: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” kontemplacyjnie mnie nastrajało. Szanując to ujęcie dodałbym, że duch powraca tam, skąd przybył, czyli w kierunku pionowym.

Czuję nowe wyzwanie, aby pokazać w sposób wizualnie atrakcyjny przekaz o pozytywnym znaczeniu. Żeby nie szokować widza, nie straszyć go, ale pokazać harmonijną rzeczywistość. A jednocześnie, żeby nie zrobić tego w sposób cukierkowy, nudny, i żeby zrobić z tego obraz. To nowe ujęcie podyktowane jest sytuacją egzystencjalną.

Tytuł dal impuls do stworzenia niezwykle różnorodnej wystawy.

– I jest cenne w tej wystawie, że czuje się, że każdy z nas jest inny, ale każdy jest szczery. Te obrazy pokazują emocjonalną temperaturę. One są zaangażowane. Nie ma tu narzuconej mody, ulokowania się w jakimś jednym trendzie. Każdy z artystów jest sobą.

 

O ile pierwszy Pana obraz wykłada zatoczenie kręgu życia, to drugi obrazuje miłość matki do dziecka i dziecka do matki. Oczywiście mocno uwypuklony jest tu symboliczny wymiar przesłania wystawy – matka karmiąca, dająca życiodajny strumień życia.

– Zawsze uwielbiałem Giovanniego Belliniego, który swoje Madonny otaczał ciepłym światłem, i budował w obrazie tę niezwykłą relację Dzieciątka do Matki. To był wiek XVI, ale sposób przedstawiania twórcy był bardzo nowoczesny. To nie było Dzieciątko panujące, ale Dzieciątko swojej Matki.

 

Pana obraz emanuje swoistym ciepłem i bezgraniczną ufnością..

– Obserwując swoją córkę, która jest jeszcze na etapie karmienia piersią, widzę, że strumień życia u niej jest bardzo konkretny, ona tego strumienia nieustannie szuka, domaga się. Oba obrazy pochodzą z mojego nowego cyklu „Lewitacje”, w którym jest potrzeba pokazania człowieka w całości, w oderwaniu od ziemi. Ta lewitacja pokazuje człowieka w ujęciu rodzinnym, ale jednocześnie wyreparowanego z codzienności, z przedmiotowości.

Jak przeglądamy zdjęcia rodzinne, to widzimy rodziny siedzące na kanapie, przytulone, roześmiane. Mamę, tatę, psa. Sytuacja lewitowania powoduje, że dochodzi do tego element nadprzyrodzony, który dla mnie jest istotny. Oderwanie od kanapy, od grawitacji. I unosimy się. To jest dla mnie pozytywna sytuacja.

 

Pewien symbol…?

– Pewien błogostan, który jest dla mnie malarskim wyzwaniem. Ludzie cieszą się ze swojej wzajemnej obecności, ale jak to pokazać, aby nie było nudne? Nie ma nic nudniejszego jak film o wiosce pełnej szczęśliwości. Pokazanie tego błogostanu z perspektywy ojcostwa, to radość życia, które jest uniwersalną rzeczywistością, wprawia mnie w pewien błogostan. Uwielbiam obserwować dzieci, które śpią, żonę, która z nimi śpi. Jak to ukazać w sposób niebanalny? Myślę, że lewitacje są tym językiem. Mam oczywiście wielkich prekursorów. Cały barok to właściwie latające postaci wyrażające swą duchowość. Jeśli można mieć dzisiaj własny idiom w sztuce, która jest ciągłym przetwarzaniem i trawestowaniem tego, co już było, to tym idiomem jest to, że postaci nie posiadaj skrzydeł. One po prostu lewitują. Nie potrzebują do tego urządzenia czy mechanizmu biologicznego. Po prostu lewitują.

 

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *