PAMIĘĆ HISTORYCZNA. W Częstochowie powinien powstać duży pomnik poświęcony Żołnierzom 7 Dywizji Piechoty


Rozmawiamy z częstochowskim historykiem Adamem Kurusem, który wydał kolejną książkę z historii wojskowości regionu częstochowskiego.

To kolejna Pana książka o 7 Dywizji Piechoty. Proszę przybliżyć losy powstania najnowszej Pana publikacji.
– „7 Dywizja Piechoty” jest siódmym tomem, opublikowanym w ramach serii „Wielka Księga Piechoty Polskiej”. Książka ma prawie sto stron i ma charakter popularno-naukowy, choć warto podkreślić, iż przekazana treść jest ściśle naukowa. Publikacja opatrzona jest dużą ilością zdjęć, w bardzo dobrej jakości. To kompendium wiedzy o 7 Dywizji Piechoty i poszczególnych pułkach piechoty wchodzących w jej skład: 25 Pułku Piechoty z Piotrkowa Trybunalskiego, 27 Pułku Piechoty z Częstochowy i 74 Górnośląskim Pułku Piechoty z Lublińca. Obejmuje historię działań Dywizji, od odzyskania niepodległości przez Polskę, przez wojnę polsko-bolszewicką, okres międzywojenny, aż po wrzesień 1939 roku, który zgodnie z założeniami serii opisany jest najobszerniej. Mimo ograniczonej objętości, pasjonaci historii znajdą tu pewne smaczki. Na przykład, według najnowszej wiedzy opartej na dokumentach archiwalnych, ostatnim dowódcą 7 Dywizji Piechoty był pułkownik dyplomowany Kazimierz Janicki, który dowodził Dywizją w zastępstwie ciężko chorego generała Gąsiorowskiego. Wprawdzie Generał na cztery dni przed wojną wypisał się ze szpitala, aby być ze swoimi żołnierzami, ale faktycznie dowodził płk Janicki, co znajduje potwierdzenie między innymi w przedwojennych dokumentach sztabu 7 Dywizji Piechoty.

Czy książkę można jeszcze zakupić?
– W punktach sprzedaży rozeszła się praktycznie już w dniu wydania. Obecnie książkę można zakupić w Antykwarni Niezależna przy ul. Kopernika w Częstochowie. Jest także dostępna w Internecie, na serwisach aukcyjnych, księgarniach internetowych. Książka jest w przystępnej cenie, szczególnie zważywszy na jej zawartość.

Przed tą publikacją wydał Pan bardzo obszerne opracowanie, które – jak Pan kiedyś wspominał – było nie tylko naukowym wyzwaniem, ale także osobistym zobowiązaniem…
– Półtora roku temu nakładem Wydawnictwa Napoleon V ukazała się monografia „Czołgi na przedmieściach. 7 Dywizja Piechoty w obronie Częstochowy 1-3 września 1939 roku”. Było to ukoronowanie kilku lat badań, trwających od około 2009 roku. Wcześniej, własnym sumptem, opublikowałem książkę o tym samym tytule, jednak w nieco skromniejszym formacie. Drugie wydanie „Czołgów na przedmieściach” było przedsięwzięciem na większą skalę, z poszerzonym materiałem, uaktualnionym o nowe, polskie i niemieckie dokumenty archiwalne i literaturę niemieckojęzyczną. W efekcie temat został przedstawiony kompleksowo, a dodatkowo wzbogacony o ponad czterysta zdjęć, z czego trzysta to zdjęcia archiwalne. Książka zyskała duże zainteresowanie i dobre recenzje, zwłaszcza wśród pasjonatów historii, którzy na taką pracę czekali od wielu lat.

Czy Pana pasja związana z 7 Dywizją Piechoty ma jakieś głębsze źródło?
– Wojną 1939 roku zacząłem się interesować jako młody chłopak. Już w szkole podstawowej czytałem liczne książki na ten temat. Były to stare, często tendencyjne publikacje autorów z głębokiego PRL, ale wówczas tylko takie były powszechnie dostępne w szkołach i bibliotekach publicznych. Moje zainteresowanie wzrastało, ale – jak większość częstochowian – nie miałem pojęcia o wydarzeniach w Częstochowie we wrześniu 1939 roku, czyli heroicznej obronie naszego regionu przed Niemcami przez żołnierzy 7 Dywizji Piechoty. Na studiach zajmowałem się tematyką wrześniowych walk na Kresach prowadzonych od 17 września 1939 roku przeciw agresji ZSRS, a potem walkami żołnierzy gen. Sosnkowskiego pod Lwowem. Mimo zainteresowania tak „odległymi” odcinkami frontu, historiograficzna pustka dotycząca naszego regionu, coraz bardziej nie dawała mi spokoju. Przecież był to najważniejszy kierunek niemieckiego uderzenia. Niemożliwe zatem, aby „nic tu się nie działo”. W 2009 roku, już po zakończeniu studiów, po zwiedzeniu zachowanych obiektów z września 1939 roku, w tym schronów bojowych w Częstochowie i jej okolicach, cmentarzy, mogił wojennych, zrozumiałem jak niesprawiedliwe i tendencyjne były dotychczasowe przekazy. Zrozumiałem też, że wymazanie ze świadomości społeczeństwa wiedzy o bohaterskiej obronie regionu częstochowskiego nie było przypadkowe. Dotarłem do wielu archiwalnych dokumentów, wspomnień, które pokazały prawdziwy obraz wydarzeń. Z czasem powstawały kolejne artykuły i książki, systematycznie rozszerzane i korygowane, w miarę rozwoju badań. W międzyczasie Stowarzyszenie Historyczne Reduta Częstochowa, którego jestem prezesem, zorganizowało wiele wydarzeń, mających na celu szeroko rozumiane propagowanie nieznanej historii działań bojowych 7 Dywizji Piechoty i losów jej żołnierzy. Osobiście miałem także możliwość prowadzenia własnej autorskiej audycji w Radiu Jasna Góra – liczącej 45 odcinków – która spotkała się z dużym oddźwiękiem. W tym miejscu muszę również wspomnieć o p. Lechu Mastalskim, który także wykonał ogromną pracę archiwalną, przede wszystkim odtwarzając życiorysy oficerów i żołnierzy dywizji. W ten sposób wiedza o historii 7 Dywizji Piechoty w Częstochowie zaczęła być stopniowo odkłamywana i rozpowszechniana.

Czy Pana determinacją kierował jakiś motyw rodzinny?
– Wątek rodzinny był, ale odkryłem go dopiero w 2015 roku. Mój pradziadek Józef Kurus, całą wojnę działał w konspiracji, według zachowanych oryginalnych dokumentów już 1 października 1939 roku wstąpił do SZP, potem były kolejno ZWZ i AK, a następnie w drugiej połowie 1944 roku co najmniej kilka miesięcy walki z Armią Czerwoną na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie. Już po wydaniu monografii dowiedziałem się, że wojenne losy połączyły mojego Pradziadka z kapitanem Stanisławem Ostaszewskim, oficerem polskiego wywiadu który służył w 27. Pułku Piechoty, a we wrześniu 1939 roku dowodził Oddziałem Wydzielonym „Kłobuck”. W listopadzie 1944 roku, obaj zostali aresztowani przez NKWD i przekazani UB, a następnie więzieni w ciężkich warunkach, m.in. w okrytym złą sławą więzieniu NKWD i MBP na Zamku w Lublinie. Pradziadek długi czas spędził w celi, gdzie woda sięgała po pas, dlatego kiedy na mocy amnestii wyszedł na wolność, był w złym stanie zdrowia. W stosunku do kapitana Ostaszewskiego, który posługiwał się wtedy zmienionym nazwiskiem, władza ludowa poszła dalej. Zwolniono go bez wyroku sądowego i zaświadczenia o pobycie w więzieniu. Warto dodać, że UB nie dowiedziało się, że kapitan było oficerem wywiadu, co niewątpliwie uratowało mu życie. Brak wspomnianych dokumentów, w pierwszych miesiącach po powrocie do Częstochowy spowodował poważne trudności w codziennym życiu, włącznie z niemożnością podjęcia pracy. I tu pomógł mój pradziadek, który poświadczył, że Kapitan był więziony, co odniosło pozytywny skutek. Podobne zaświadczenie Pradziadek napisał, w 1957 roku, kiedy Stanisław Ostaszewski bezskutecznie starał się o rentę. Kopię tego dokumentu otrzymałem od pani Agaty Ostaszewskiej, córki Kapitana. Tego typu oświadczenia, w ówczesnej rzeczywistości mogły powodować poważne konsekwencje, zwłaszcza zawodowe. Obie rodziny, do końca życia kapitana Ostaszewskiego utrzymywały bliskie kontakty. Pani Agata Ostaszewska, 2 grudnia 2016 roku została udekorowana Krzyżem Wolności i Solidarności. Z wiedzy, którą mi przekazano, mój Pradziadek znał także innych oficerów 7 Dywizji, między innymi, pułkownika Janickiego i porucznika Jana Łodzińskiego, którzy w konspiracji próbowali stworzyć monografię wrześniowych walk 7 Dywizji Piechoty. Koordynatorem prac był pułkownik Janicki. Niestety, zebrane potajemnie rękopisy i maszynopisy relacji i wspomnień, a także inne dokumenty, w skutek śmierci pułkownika Janickiego – przepadły.

Wygląda na to, że to los pokierował Pana, aby odkrył Pan wiele zagubionych kart wojennych…-
– Wiele osób ma podobne skojarzenie. Rzeczywiście jest to chyba nieprzypadkowy splot okoliczności. Moja rodzina zachowała pamięć o przodkach; zwłaszcza dzięki tacie, przetrwało sporo rodzinnych pamiątek w tym tych związanych bezpośrednio z Pradziadkiem. Wielu moich przodków walczyło na różnych frontach, również w wojnie polsko-bolszewickiej, działało w konspiracji. Coś w tym wszystkim jest…

Upowszechnianie prawdy historycznej, to piękny przejaw współczesnego patriotyzmu…
– Mamy czas pokoju i nie ma okazji – oby trwało to jak najdłużej – do heroicznych czynów na polu walki, dlatego właśnie poprzez pracę u podstaw, odkrywanie prawdy historycznej, ratowanie pamięci o tych, których chciano usunąć z kart naszych dziejów, to jeden ze sposobów okazywania patriotyzmu.

Działania 7 Dywizji Piechoty w czasie II wojny światowej były – jak Pan akcentuje – celowo przez komunistyczną władzę pomijane, co przełożyło się na brak wiedzy o Dywizji i udziału częstochowian w obronie ojczyzny przed Niemcami.
– Nie jest żadną tajemnicą, że do 1989 roku wobec tematyki związanej z 7 Dywizją stosowano ścisłą cenzurę. Częstochowa, jako duchowa stolica Polski, była pod szczególnym nadzorem nowej władzy ludowej i jej służb bezpieczeństwa. Tymczasem wojsko przed wojną było ściśle związane z miastem i społeczeństwem, miało olbrzymi wpływ na jego życie codzienne. Kadra oficerska Dywizji, wśród której było wielu wspaniałych patriotów i wybitnych polskich wojskowych, posiadała duży autorytet w społeczeństwie. To była prawdziwa polska elita. Dlatego ci, którzy przeżyli wojnę i zdecydowali się wrócić po jej zakończeniu do Częstochowy, zwłaszcza przez pierwsze lata poddawani byli licznym represjom, w najlepszym razie próbowano zepchnąć ich na margines społeczny. Byli traktowani jako bezpośrednie zagrożenie dla władzy ludowej.

Dlaczego jednak nie badano tematu działań wojennych 7 Dywizji w 1939 roku?
– Bo pisząc o walkach pod Truskolasami, Lublińcem, w obronie pozycji Częstochowskiej czy pod Janowem trzeba byłoby wymieniać nazwiska oficerów, dowódców poszczególnych oddziałów biorących w nich udział, a to było dla ówczesnej władzy niewygodne i byłoby całkowicie sprzeczne z ówczesną polityką. Nazwiska bohaterów miały być skazane na zapomnienie. Dobrym przykładem jest podpułkownik Zygmunt Żywocki, dzielny żołnierz, doskonały dowódca i wychowawca, w czasie okupacji pełniący wysokie stanowiska w ZWZ i AK, a potem Żołnierz Niezłomny, skazany na karę śmierci, zamienioną na 10 lat ciężkiego więzienia. Lokalnie, dla władz komunistycznych był wrogiem publicznym numer jeden. To jest zaledwie jeden z przykładów. Sposobów represji było wiele, rozpowszechniano oszczerstwa i pomówienia o tchórzostwo czy zdradę, co spotkało na przykład majora Mariana Szulca, który został ciężko ranny wieczorem 1 września we Wręczycy Wielkiej. Tymczasem, major Szulc za doskonałe dowodzenie Oddziałem Wydzielonym „Truskolasy”, wieczorem pierwszego dnia wojny został podany przez pułkownika Janickiego do odznaczenia orderem Virtuti Militari. Podobnie rzecz się miała na przykład z majorem Józefem Pelcem, którego I batalion 74 Gpp heroicznie bronił umocnionej pozycji lublinieckiej. Wszystkie tego typu fakty o rzeczywistym przebiegu walk pod Częstochową, opisane lub popularyzowane, zaprzeczałyby fałszywym stereotypom, że „nie oddano ani jednego strzału w obronie Częstochowy”. Wobec obecnego stanu wiedzy to kuriozalne stwierdzenie, jednak warto pamiętać, że było rozpowszechniane w społeczeństwie przez kilkadziesiąt lat. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że przez szeregi 7 Dywizji Piechoty, przeszło wiele wybitnych postaci, jak na przykład gen. Mieczysław Dąbkowski, gen. Wacław Stachiewicz czy przede wszystkim posiadający olbrzymi autorytet w społeczeństwie gen. Janusz Gąsiorowski – Piłsudczyk, Legionista, Szef Sztabu Głównego Wojska Polskiego, wielokrotnie odznaczany w Polsce i za granicą, bez cienia przesady można rzec – postać znana na co najmniej europejskich salonach. Zasłużoną postacią był także wspominany już płk Janicki, ale na osobne podkreślenie zasługuje generał broni Stanisław Maczek, niemal przez cztery lata (aż do końca października 1938 roku) w stopniu pułkownika pełniący funkcję zastępcy dowódcy dywizji. Był między innymi odpowiedzialny za szkolenie w oddziałach piechoty i rzeczywiście bez wątpienia przyczynił się do znacznego podniesienia poziomu wyszkolenia żołnierzy i wzrostu tzw. esprit de corps, choć ten w przedwojennym Wojsku Polskim był i tak wyjątkowo wysoki. Poza tym, jak wielu wojskowych, aktywnie angażował się w życie społeczne miasta.

Pana walka o pamięć historyczną przyjmuje też formę czynnej dbałości o groby żołnierzy…
– Oprócz badań naukowych, pracy pisarskiej, jest także praca w terenie, czyli dbanie o zachowane ślady wojny, o to, co pozostało po wydarzeniach z września 1939 roku. Pierwszym i najważniejszym aspektem są mogiły żołnierskie. Od dawnej granicy z Niemcami na Liswarcie, między innymi przez Krzepice, Lubliniec, Wręczycę Wielką, Częstochowę, Zrębice, Janów, Złoty Potok, Lelów aż do rejonu Włoszczowej mamy wielki szlak pamięci II wojny światowej, wyznaczony mogiłami poległych żołnierzy. Często wymagają one ratunku – z kolegami i koleżankami ze Stowarzyszenia Historycznego Reduta Częstochowa od kilku lat zajmujemy się renowacją grobów żołnierzy Wojska Polskiego. Udało się nam uratować czternaście. Są to nie tylko mogiły na Cmentarzu Kule, gdzie jest kwatera wojskowa, ale także te zlokalizowane na terenie gmin. Interesuje nas cały obszar walk 7 Dywizji, jednak Stowarzyszeniu trudno jest nadrobić kilkudziesięcioletnie zaniedbania. Choć widzimy postępy, nadal w naszym regionie jest bardzo dużo zaniedbanych, często bezimiennych polskich mogił wojennych z 1939 roku. Jest to bez wątpienia powód do wstydu dla państwa polskiego i społeczeństwa regionu. Na przykład pod Wręczycą, do tej pory w co najmniej sześciu leśnych mogiłach spoczywają Żołnierze Wojska Polskiego, pochowani dosłownie w miejscu w którym polegli w obronie Ojczyzny, bez żadnych honorów czy uroczystego pogrzebu.

Ile takich osób może spoczywać w naszym regionie?
– To temat do odrębnych badań, ale mamy ogólne rozeznanie. Na obszarze, mieszczącym się w granicach byłego województwa częstochowskiego poległo około 800 żołnierzy 7 Dywizji Piechoty. W Złotym Potoku, gdzie w zbiorowej mogile spoczywać ma ponad 100 żołnierzy, na płytach widnieją 24 nazwiska, nie ma informacji o tym, że spoczywa w niej jeszcze około 80 nieznanych żołnierzy! To oczywiste wypaczenie historii. Podobnie jest w Truskolasach, Żurawiu czy nawet w samej Częstochowie. W wielu miejscach nie znamy nie tylko nazwisk, ale nawet liczby pochowanych żołnierzy. Dobrym przykładem jest zbiorowa mogiła w lesie pod Grodziskiem, odnaleziona przez nas w maju 2016 roku (!) dzięki informacji od jednego z naszych sympatyków. Nie ma o niej żadnych wiadomości, poza starą inskrypcją, ze spoczywają tam żołnierze polscy polegli we wrześniu 1939 roku, co oczywiste nie jest także ujęta w żadnych urzędowych spisach miejsc pamięci. Wiele z tych mogił pozbawionych jest systematycznej opieki, dlatego często widok jest naprawdę przykry. Pod tym względem region częstochowski należy niestety do niechlubnej czołówki w Polsce. Inną kwestią jest brak upamiętnienia czynu zbrojnego żołnierzy 7 Dywizji, czego również dobrym przykładem są Truskolasy i Wręczyca Wielka. Nie ma tam nie tylko pomników, ale nawet choćby skromnych tablic pamiątkowych. A bitwa stoczona w tym rejonie przez I batalion 27 pp majora Szulca, jest przecież jednym z ważniejszych wydarzeń w historii tych miejscowości. Społeczeństwo całego regionu częstochowskiego niewiele wie o bohaterstwie żołnierzy września 1939 roku. Budujący jest fakt, że są także pozytywne wyjątki, których nie sposób tu wymienić, ale przykładem może być Lelów czy Borzykowa, gdzie społeczeństwo nie tylko zadbało o grób, ale także ufundowało pomnik i tablicę ku czci żołnierzy poległych tam żołnierzy z 74 Gpp.

Czyli trzeba to jak najszybciej nadrobić. To zadanie spoczywa na organach państwowych i samorządach…
– Po wydaniu w 2015 roku mojej książki i audycjach radiowych coś ruszyło in plus. Widać postęp w stosunku do tego, co było wcześniej, ale nadal jest to kropla w morzu potrzeb. Uporządkowanie tego obszaru pamięci wymaga codziennej, systematycznej pracy, kwerendy w archiwach, w gminach, kościołach, słowem – żmudnej pracy badawczej i terenowej. Dlatego oprócz chęci potrzebne są także fundusze. Prace powinny być zinstytucjonalizowane przez państwowy organ, który mógłby zatrudnić osoby kompetentne do realizacji tak arcyważnego zadania. Aby nie doszło do takich wypaczeń, jak na przełomie lat 40. i 50., kiedy ekshumacje żołnierzy wykonywano bardzo niedbale, jak to miało miejsce w Dębowcu. Tu żołnierze spoczywali w czterech warstwach, a wydobyto jedynie pierwszą; resztę zasypano, a teren rozplantowano. Przykład mieszkańców Dębowca jest godny podziwu, bo po odjeździe pracowników prokuratury i funkcjonariuszy UB, w nocy ponownie postawili krzyż i odtworzyli mogiłę. Bez wątpienia, do tej zinstytucjonalizowanej pracy potrzebna jest placówka IPN w Częstochowie, którą niestety zlikwidowano. Pracownicy katowickiego IPN, na alarmujące sygnały, wyrażają słuszne zresztą zdziwienie. Na Śląsku wszystko jest już dość dawno uporządkowane, szczątki z mogił wojennych są przeniesione do kwater wojskowych na centralnych cmentarzach. Pierwotne mogiły pozostały co najwyżej jako symboliczne miejsca pamięci. Innym powodem do wstydu może być fakt, że od kilku lat w całym regionie częstochowskim i lublinieckim, prowadzone są systematyczne i profesjonalne ekshumacje żołnierzy niemieckich, zarówno tych poległych w 1939, jak i 1945 roku! Pozostawiam to Czytelnikom do przemyślenia.

Podstawą Pana działania jest tożsamość narodowa.
– Udało się nam zarazić ideą osoby prywatne, pasjonatów historii, a także niektóre szkoły z naszego regionu. Zaczyna odżywać pamięć i tradycja odwiedzania grobów żołnierskich, która – co dziwne – wygasła około połowy lat 90. Być może dlatego, że chodzenie na groby żołnierskie w latach 70. i 80. kojarzyło się z przymusem, stąd później ten obowiązek zanikł. Tymczasem bohaterom tych walk, oprócz symbolicznego znicza, należy się także cześć w postaci obelisków czy wręcz pomników. Takie bez wątpienia powinny stanąć między innymi w częstochowskich dzielnicach – w Kiedrzynie i Kawodrzy Górnej, czyli tam, gdzie doszło do najcięższych zmagań 2 września 1939 roku. Naszemu Stowarzyszeniu udało się zamieścić już jedną tablicę pamiątkową na Cmentarzu Komunalnym w Częstochowie, poświęconą wydarzeniom pierwszych dni wojny. Z kolei na cmentarzu Kule, gdzie spoczywa ponad 50 żołnierzy, udało się, dzięki naszym apelom i działaniom, doprowadzić do poprawy stanu zaniedbanej przez wiele lat kwatery wojskowej, jednak jej ogólny stan i forma, tak dużemu miastu jak Częstochowa, powodów do dumy nie przynosi. Także pod kątem merytorycznym, występują błędy w nazwiskach, datach śmierci, które teraz, dzięki posiadanej wiedzy, możemy wyeliminować. Kwatera jest nieoznakowana i niewidoczna dla odwiedzających cmentarz, brak dominującego obelisku czy pomnika. Próżno także szukać informacji, że spoczywający tam żołnierze, to w większości żołnierze 7 Dywizji Piechoty.

Doczekaliśmy ponurych czasów, kiedy niektóre środowiska krytykują kultywowanie pamięci historycznej, czczenie bohaterów, stawianie pomników…
– To smutne zjawisko, którego absolutnie nie podzielam. To absurdalne stwierdzenia, bo każdy szanujący się naród buduje swą tożsamość ogólnonarodową, ale także pamięć lokalną. Żołnierze 7 Dywizji Piechoty, byli w większości mieszkańcami naszej ziemi. Pomniki są potrzebne, bo przypominają o ważnych wydarzeniach, są wyrazem czci dla dokonań i poświęcenia naszych przodków. Pomijając pomniejsze obeliski, w Częstochowie w centralnym miejscu, powinien także powstać duży pomnik poświęcony Żołnierzom 7 Dywizji Piechoty. Każde większe miasto pielęgnuje swoją historię, są pomniki, a nawet mauzolea, w tym także te związane z działaniami wojennym z 1939 roku. Wystarczy pozwiedzać Kielecczyznę czy Wielkopolskę. To o czym rozmawiamy, jeszcze przed wojną w 1939 roku, pięknie ujął Marszałek Edward Śmigły-Rydz, który powiedział, że od mogiły żołnierskiej nie można odchodzić z poczuciem żalu czy przegranej. Mogiła żołnierza ma nas napawać dumą i tworzyć naszą historię. Przytoczę cały cytat: “Od mogiły żołnierza nie odchodzi się ze złamaną duszą. Nie odchodzi się z poczuciem klęski i beznadziejności, ale z niezbitym przekonaniem, że oto wyrosła nowa wartość ducha, wartość nie moja, nie twoja, ale nas wszystkich – wartość należąca do całego Narodu. Trzeba, aby pa¬mięć o nich wiecznie trwała i żyła. W naszych szkołach dzieci powinny poznawać nazwiska poległych swej gminy czy miasta. To powinno wchodzić w program nauki i być pierwszą nauką o Polsce…”. Słowa te brzmią jak wypowiedziane wczoraj… Dla mnie są to rzeczy oczywiste, to sól tej ziemi. Trzeba także dodać, że nasz region to także mogiły wojenne ofiar cywilnych – najczęściej ofiar zbrodni niemieckich, mogiły partyzanckie NSZ czy AK. Większość znajduje się w podobnym stanie jak groby żołnierzy Września 1939 roku.

Potrzeba więcej takich osób jak Pan. Młodych, oddanych Polsce, wyznających wartości patriotyczne, aby krzewić w młodym pokoleniu ideę budowania pamięci historycznej i tożsamości narodowej.
– Pomimo niewątpliwych postępów, mam świadomość jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Wszystko jest możliwe, wymaga jednak konsekwentnej pracy i odpowiedniej pozytywnej polityki historycznej. Przecież już prawie 7 lat temu, udało się zaszczepić ideę u koleżanek i kolegów, którzy stali się zrębem naszego Stowarzyszenia. Obecnie nasze szeregi stale się powiększają, głównie o ludzi młodych, ale nie tylko. Tego typu działania przynoszą młodzieży dużą satysfakcję i poczucie spełnionego obowiązku, a nawet frajdę, że mogą obcować z historią. Oni mają już wszczepione pewne wartości, z pewnością nie sprofanują flagi narodowej. Naród polski potrafił przetrwać najtrudniejsze chwile, miał siłę, którą czerpał z pamięci o przodkach i ich dokonaniach, szczególnie pielęgnowano pamięć o czynach polskiego oręża. Dzisiaj, w dobie pokoju, patriotyzm to czczenie bohaterów, dbanie o miejsca pamięci, przywracanie tożsamości zapomnianym żołnierzom…

Pana Stowarzyszenie Historyczne Reduta Częstochowa podjęło się dużego wyzwania: realizacji filmu dokumentalnego o 7 Dywizja Piechoty, w którym pokazane będą walki w obronie pozycji „Częstochowa” – zwanej także „redutą częstochowską” – 2 września 1939 roku.
– Tutaj wykorzystaliśmy inny, bardzo ważny aspekt naszej działalności, a mianowicie – rekonstrukcję historyczną, w ramach której kultywujemy tradycje 27 pp i całej 7 Dywizji Piechoty, a także odtwarzamy umundurowanie i wyposażenie żołnierzy Wojska Polskiego z 1939 roku. Ale wspomogły nas także inne stowarzyszenia i grupy z całej Polski. W przedsięwzięcie, które pochłonęło ponad pięć miesięcy przygotowań, setki godzin ciężkiej, konsekwentnej i niezwykle kosztownej pracy, bezinteresownie zaangażowało się łącznie blisko 50 osób. Większość scen realizowaliśmy w miejscach autentycznych walk 27 pp z 2 września 1939 roku, m.in. na Grabówce, w Szarlejce i Białej. Częstochowianie będą mogli zobaczyć wiele znanych sobie miejsc. W filmie wykorzystano między innymi odrestaurowane przez Stowarzyszenie polskie schrony z 1939 roku, odtworzone fragmenty umocnień polowych (które wiosną 2017 roku staną się częścią oficjalnego skansenu polskich fortyfikacji polowych z 1939 roku, przygotowanego przez Stowarzyszenie i zlokalizowanego przy schronie bojowym przy ul. Radomskiej), różnego rodzaju uzbrojenie i wyposażenie, w tym często unikatowe – jak np. oryginalna i sprawna polska radiostacja N2/B z 1939 roku. Na planie pojawiły się także pojazdy, w tym nawet czołgi. Wszystko zgodnie z realiami z września 1939 roku. W tym miejscu chciałbym ogólnie po raz kolejny podziękować wszystkim zaangażowanym w produkcję filmu. Na szczegółowe podsumowanie przyjdzie czas. Na razie przed nami jeszcze wiele pracy.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *