AKTYWNI NA WSI / Polska wieś w skansenowej odsłonie


Jeśli chciałbyś poznać drogę od ziarenka do chleba, zasmakować własnoręcznie upieczonego pieczywa, w dodatku posmarowanego samodzielnie ubitym świeżym, wiejskim masłem, to koniecznie musisz odwiedzić „Chlebową Chatę” w Górkach Małych, w Gminie Brenna na Podbeskidziu. Tam przeżyjesz niecodzienną przygodę, podaną z humorem i wzbogaconą o wiedzę, której próżno szukać w książkach.

 

Trafiamy do skansenu, zagrody sprzed sześćdziesięciu, a może nawet i stu lat. Miejsca niezwykle intrygującego i inspirującego. „Chlebowa Chata” zaskakuje bowiem swym bogactwem i pięknem czasów dawnych. Prostotą wnętrza, wielością zgromadzonych eksponatów i przede wszystkim życzliwością gospodarzy. Tu ciekawie spędzą czas nie tylko dzieci, które obowiązkowo trzeba przywieźć, aby poznały, jak to dawniej bywało – a zaiste bywało całkiem inaczej niż dzisiaj. Tu również wiele dla siebie odnajdą dorośli. Przede wszystkim dużo wspomnień. – Dorośli bawią się w naszej Chacie jeszcze lepiej niż dzieci, bo dla nich jest to podróż w dzieciństwo, a powroty do lat dziecięcych zawsze budzą wzruszenia i są sentymentalne. Widzimy to po reakcjach, niejedna wycieczka w stodole z maszynami zamiast pół godziny spędziła dwie. Słyszymy okrzyki: a pamiętasz to, pamiętasz jak… – mówi Jakub Dudys, syn właścicieli.

Twórcami „Chlebowej Chaty” są państwo Jadwiga i Marian Dudysowie. Pomysł zrodził się na studyjnym wyjeździe agroturystycznym w Austrii, gdzie wybrał się Marian Dudys. – Tam całe wioski, wykorzystując atuty swojego regionu, tworzyły jednolitą atrakcję turystyczną. Wędrując od domu do domu poznawało się codzienne życie tamtejszych gospodarzy. Jeden mówił o serach, drugi o chlebie, jeszcze inny o miodzie czy hodowli zwierząt. Tato zachwycił się takim rozwiązaniem i postanowił podobną rzecz stworzyć na rodzinnej ziemi. W latach 2003–2004 uznano to za pomysł wręcz karkołomny, ale rodzice podjęli wyzwanie – opowiada Jakub Dudys. I zdradza nam, że w determinacji mamy i taty miał swój udział.

– Pochodzę ze wsi, i jak rodzice zorientowali się, że nie znam zbóż, to się przerazili. Z troską pomyśleli też o dzieciach z miasta, które przecież w ogóle nie mają kontaktu z wsią i polem. Początkowo pokazy miały być dodatkiem do agroturystyki z noclegami, ale pomysł szybko się spodobał naszym gościom. Ich spostrzeżenia zachęciły nas do rozwoju. Zapadła decyzja, że zbudujemy Chatę Chlebową, która stanie się clou naszej działalności – opowiada pan Jakub.

Słowo się rzekło… Pierwszym krokiem było oczywiście zbudowanie chaty. I powstała, ale nie była to zwyczajna chata. Państwo Dudysowie sprowadzili ją ze wsi Markowa pod Łańcutem. Tam została rozebrana i w całości przeniesiona do Górki Małej. Następnie przebudowana i zmodernizowana, i oczywiście wypełniona sprzętami niezbędnymi w gospodarstwie domowym kilkadziesiąt lat temu. W Chacie oczywiście centralnym punktem stał się piec do wypiekania chleba, bo przecież wszystko miało się tu kręcić wokół chleba. To był początek rozrastającego się z roku na rok gospodarstwa. Z czasem zwiększyła się i liczba prezentacji, i znacząco, zasób sprzętów i eksponatów. – Na początku motywacją rozwoju były pieniądze, aby móc prowadzić działalność. Z czasem doszła misja. Uznaliśmy, że naszym zadaniem musi być ratowanie dziedzictwa kulturowego i zaczęliśmy ratować inne zawody. Mamy zatem: zabytkową kuźnię, olejarnię, warsztat szewski, warsztat produkcji wełny i lnu. Mamy też dwa wiatraki – jeden, większy, ściągnęliśmy z Podlasia, drugi – mniejszy, tak zwany powieterniok, jest już bardziej charakterystyczny dla ziemi podbeskidzkiej. W naszym regionie, ze względu na silnie wiatry – halniaki, duże młyny nie występowały. Pragnęliśmy jednak pokazać pracę młyna, bo przecież to jedno z ogniw w produkcji chleba – stwierdza pan Jakub. Wiele sprzętów pozyskano od rodziny i znajomych, jednak gros trzeba było zakupić – głównie dotyczyło to maszyn rolniczych. – Raz dostaliśmy list z Republiki Czeskiej, od 88-letniej kobiety, która dowiedziała się o nas od sąsiadów. Napisała, że jej wnuk chce się pozbyć starych sprzętów, które jej zdaniem są wartościowe. Szczególnie chodziło jej o wialnie, którą wybudował jej ojciec. Zaproponowała, abyśmy ją wzięli. To był pierwszy kurs, a potem były kolejne, już z przyczepką, aby wziąć kolejne sprzęty – dodaje.

W „Chlebowej Chacie” mamy do wyboru kilka rodzajów prezentacji. Bazą wszystkich jest zdobycie wiedzy o produkcji chleba – od podstawowych zbóż i ich zastosowaniu, po oglądanie maszyn dawniej wykorzystywanych przy uprawie i obróbce ziarna. Dodatkowo omawiane są procesy powstawania masła, twarogu i miodu. Gospodarze pokazują sprzęty wykorzystywane do tych produkcji w różnych okresach.

Podróż zaczyna się w pomieszczeniu, gdzie zgromadzono wszelakie sprzęty użytku domowego. Pogadanka dotyczy dawnego, codziennego życia na wsi. Dowiadujemy się jak ono przebiegało – jak wypiekano chleb i wyrabiano masło, a także – jak się kąpało, pracowało, spało, gotowało, przędło. Było to życie bez wielu współczesnych wygód. Gospodarz opowiada, że w takiej chacie nie było kranu z ciepłą i zimną wodą, ale i bez tego kiedyś sobie radzono. – W tygodniu każdemu musiał wystarczyć mały garnuszek ciepłej wody podgrzanej na piecu, ale przed niedzielą potrzebne było gruntowne umycie. Kąpano się od najmłodszego do najstarszego lub od najczystszego do najbrudniejszego – i dla oszczędności wszyscy oczywiście w jednej wodzie. Mycie było w specjalnej kadzi. Jedna osoba siadała, druga polewała wodą – opowiada Marian Dudys. I dla przykładu zaprasza dzieci do pokazu. Jedno siada w specjalnej kadzi, drugie bierze dzbanek i „polewa” kolegę. Za chwilę dziewczęta dostają do rąk maselnicę sprzed ponad pół wieku i uczą się ubijać masło. Radości przy tym moc.

Po pierwszej teoretycznej lekcji schodzimy do dużej jadalni, myjemy ręce i zabieramy się do pieczenia podpłomyków. Każdy formuje je własnoręcznie. Trzeba robić to szybko i całą dłonią – poucza prezenterka. Potem placki lądują na kilka minut do pieca. Czujemy ciepło domowego ogniska, buchające z prawdziwego pieca chlebowego i aromat pieczonego chleba. I wreszcie zajadamy się chrupiącymi podpłomykami. Do tego prawdziwy miód i świeżutkie masło, a dla smakoszy smalec z dodatkami „na winie”, czyli takimi, jak tłumaczy nam gospodyni, które nawiną się pod rękę. Do popicia kawa zbożowa. Można też skosztować sycącego chleba z mąki żytniej na zakwasie, który codziennie jest wypiekany w „Chlebowej Chacie”. Pycha. Ten smak prawdziwego pieczywa, kuszący i łechtający podniebienie, długo pozostaje w pamięci.

Dalsza edukacja przebiega na poddaszu, w kąciku pszczelarza. Tu oczywiście dowiadujemy się o intrygującym życiu pszczół – ich zwyczajach i społecznej strukturze tworzonej przez robotnice, trutnie i królową matkę. Z tego zakątka wychodzi się też ze sporą dawką wiedzy o wytwarzaniu i pozyskiwaniu miodu. Dalsza droga biegnie przez stodołę, gdzie jest raj dla miłośników techniki. Na dwóch piętrach stodoły zgromadzono bowiem autentyczne sprzęty gospodarskie i urządzenia rolnicze – od płachty płótna, której używał siewca, poprzez m.in. kosy, cepy, żarna, wialnie, a także brony, pługi czy siewniki, po ciągniki z lat pięćdziesiątych. Pełny wachlarz obrazujący rozwój rolnictwa – od tych najprostszych po zmodernizowane. – Chodzi nam o to, aby pokazać, że trud produkcji chleba to nie tylko zadania młynarza. Więcej pracy w ten proces wkłada przecież rolnik, który sieje zboże, kosi, zbiera z pola – mówi Jakub Dudys.

Wizyta w „Chlebowej Chacie” przebiega jak mgnienie oka. Nikt tu się nie nudzi. Jest wesoło, gwarno i ciekawie. – Naszą ofertę poznali już ludzie z różnych krajów. Wycieczki są niemal z całego świata, mamy dużo grup szkolnych, także z zagranicy – mówi pan Jakub. Dzieci i dorośli z zaciekawieniem czerpią przekazywaną w przystępny i dynamiczny sposób wiedzę, okraszoną anegdotami, przysłowiami i sporą dawką humoru. To żywa lekcja historii. Ważna, szczególnie dla młodego pokolenia. – Nas uczono szacunku do chleba i tę wartość pragniemy wpajać naszym gościom. Przecież droga „od ziarenka do bochenka” to ciężki, wieloetapowy proces. Praca wielu osób. Rolników, młynarzy, piekarzy. Przy okazji naszym celem jest nauka szacunku do tego co było, do ludzkiej pracy, narzędzi i myśli technicznej. Wszystko czynimy z oddaniem, ale to praca dla nas przyjemna, bo dbamy o pamięć dziedzictwa narodowego – mówi Jakub Dudys.

„Chlebowa Chata” jest w grupie Gospodarstw Edukacyjnych Województwa Śląskiego. Wszystkie pokazują życie na wsi w różnych kontekstach. – W „Chlebowej Chacie” mówi się o życiu na wsi w ujęciu skansenowym, w innych w ujęciu współczesnym. Jedni skupiają się na rolnictwie, inni na zielarstwie, zwierzętach, chlebie. To tworzy kompleksowy szlak, który w zajmujący sposób opowiada o polskiej wsi. Współpracujemy i wspieramy się, wymieniamy doświadczeniami – stwierdza pan Jakub. Jak dodaje w rozreklamowaniu „Chlebowej Chaty” pomógł sam Jan Paweł II. – Zaczynaliśmy działalność w 2005 roku, gdy zmarł nasz Papież. Wówczas gazety szukały neutralnych tematów i po kolei odwiedzali nas dziennikarze z różnych redakcji – najpierw lokalnych, a potem krajowych. To był dobry start, a potem już utworzył się samograj. Odwiedzający polecali nas kolejnym osobom, bo do nas warto przyjechać – dodaje zachęcająco Jakub Dudys.

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *