Jak ma się zachować strażak na zwolnieniu chorobowym w sytuacji wyższej konieczności? Czy ma ratować życie człowieka i jego dobytek, czy przejść nad sprawą obojętnie? Przed takim dylematem stanął Andrzej Śpiewak z Rzerzęczyc, kierowca miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Jego przykład wskazuje, że lepiej nie wykazywać gorliwej postawy, bo za poświęcenie można stanąć przed sądem.
Andrzej Śpiewak z Rzerzęczyc w gminie Kłomnice od lat pracuje społecznie jako kierowca w miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. W marcu i kwietniu 2011 roku przebywał na zwolnieniu lekarskim. W tym czasie kilka razy musiał wyjechać na akcje ratownicze. – Jak zawyła syrena alarmowa stawiłem się w strażnicy. Byłem jedynym kierowcą, jeśli nie zasiadłbym za kółkiem koledzy nie wyruszyliby na ratunek. Co miałem zrobić? – pyta. Jednak decyzja okazała się nierozważna, bo dzisiaj Zakład Ubezpieczeń Społecznych żąda od niego zwrotu świadczenia zdrowotnego. Sprawa toczy się w Rejonowym Sądzie Pracy w Częstochowie. – Mogłem nie jechać, ale uznałem, że wartość życia ludzkiego jest większa. Byłem w stanie pomóc, więc to uczyniłem. Nie pobrałem za to wynagrodzenia, bo strażacy w naszej gminie nie otrzymują ryczałtu. Sami z tego zrezygnowaliśmy. Pełnimy służbę całkowicie bezpłatnie, jako wolontariusze – dodaje Śpiewak.
Ochotnicy w Rzerzęczycach mają sporo pracy. Do pożarów, wypadków drogowych, zagrożeń powodziowych wyjeżdżają ponad 80 razy w roku. Jednostka jest w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. Strażacy na alarm reagują podświadomie. Po prostu są zawsze gotowi do akcji. – To odruch. Syrena wyje, więc stajemy na równe nogi i nie zastanawiamy się, nie analizujemy sytuacji. Wiemy tylko że trzeba jechać, by ratować człowieka – stwierdza Śpiewak. Tak uczynił i dzisiaj jest oskarżony z artykułów 17 i 66 kodeksu pracy. Pierwszy zarzuca mu, że za wykonaną podczas zwolnienia chorobowego otrzymał wynagrodzenie, drugi, że celowo wziął zwolnienie, by wykonać pracę. Jak twierdzi Śpiewak, te artykuły absolutnie nie odzwierciedlają jego sytuacji i kompletnie jego nie dotyczą. – Po pierwsze nie wziąłem zapłaty, po drugie moje wyjazdy na ratunek nie były zaplanowane – mówi.
Pierwsza rozprawa nie przyniosła rozstrzygnięcia. Sędzia Tomasz Kołacz poprosił o przedstawienie świadków wydarzeń.
Warto podkreślić, że w Polsce praca strażaka-ochotnika w wielu gminach odbywa się na zasadach służebności. Za jej wykonanie nie pobiera on wynagrodzenia, toteż na utrzymanie rodziny musi zarabiać pracując zawodowo. W krajach zachodniej Europy pracodawca otrzymuje rekompensatę za nieobecność strażaka-ochotnika, gdy ten opuszcza stanowisko, by udać się na akcję. W naszym kraju, mimo iż jesteśmy w Unii – niestety nie. Dlatego też polski pracodawca nie chce zwalniać strażaka w przypadku nagłej konieczności. To sprawia, że nie zawsze wszyscy mogą stawić się na alarm i wówczas dla ratowania życia ludzkiego potrzebna jest każda para rąk.
UG