Wzorem dla mojego ojca był Marszałek Piłsudski


12 marca br. w akademickim duszpasterstwie Emaus przy ul. Kilińskiego miało miejsce spotkanie z potomkami Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” synem Stanisławem oraz prawnukiem Grzegorzem. Zgodnie z zapowiedzią prezentujemy wywiad z synem zamordowanego w lutym 1947 roku dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego – Stanisławem Sojczyńskim.

12 marca br. w akademickim duszpasterstwie Emaus przy ul. Kilińskiego miało miejsce spotkanie z potomkami Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” synem Stanisławem oraz prawnukiem Grzegorzem. Zgodnie z zapowiedzią prezentujemy wywiad z synem zamordowanego w lutym 1947 roku dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego – Stanisławem Sojczyńskim.

Jaką spuściznę wartości patriotycznych przekazali Panu rodzice? Które z nich są najważniejsze dla młodego pokolenia?
– Przede wszystkim: prawda. To w testamencie przekazali mi rodzice. Mówili, że trzeba walczyć o prawdę. Niestety, dzisiaj jest także ciężko mówić o tym. Środowiska prawicowe się porozbijały i ludzie zapomnieli o tym, jak nasi przodkowie walczyli o wolność Ojczyzny. Jak umierali za nią, jak ginęli z rąk oprawców…

Kogo Pański ojciec stawiał sobie za wzór, wstępując do wojska?
– Marszałka Józefa Piłsudskiego.

A dlaczego?
– Bo był to dobry i odważny człowiek. Również jemu ubliżali, niektórzy nadal to czynią. A przecież to on dał wolność naszemu narodowi. Wiózł legiony ku niepodległości. Całe swoje życie poświęcił Niepodległej Polsce.

Jak jako syn „Żołnierza Niezłomnego” odbierał Pan krytykę w czasach PRL-u?
– W czasach PRL-u, po aresztowaniu ojca, wyjechaliśmy z rodziną na Śląsk. Zmieniliśmy też nazwisko. Byli tam dobrzy ludzie, którzy nam pomogli. Dzięki temu nie musiałem się specjalnie kryć. Ponadto moja mama na Śląsku znalazła pracę. Była osobą bardzo lubianą, podobnie jak mój ojciec. Pracowała do 1957 roku. Spotykaliśmy w nowym miejscu ludzi zupełnie nam obcych, którzy przeżywali to samo, co my. Którzy podczas okupacji i po przeżyli gehennę. Ukrywali się, by unikać aresztowań i więzień.

Czy dzisiaj odbiera Pan znaczącą zmianę w ocenie „Żołnierzy Wyklętych”?
– Zdecydowanie. Myślałem, że ten temat ucichł, a jednak cieszy się coraz większą popularnością, zwłaszcza wśród ludzi młodych. Przyznam się, że jestem tym pozytywnie zaskoczony. Organizowane są marsze, uroczystości. W Częstochowie wiele się dziej, by nie zginęła pamięć o moim tacie. Na szczęście pamięć o „Żołnierzach Wyklętych” nie ginie.

Czy spotkania tego typu jak dziś (wywiad przeprowadziliśmy tuż po spotkaniu 12 marca w Emausie – przyp. autor) czy różnego rodzaju manifestacje patriotyczne, jak Narodowy Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych 1 marca są wystarczającym sposobem przypomnienia o tych postaciach, czy powinno się mówić więcej na ten temat w szkołach?
– Oczywiście trzeba mówić o tym w szkołach. Z tego, co wiem, to w niektórych placówkach edukacyjnych są prowadzone zajęcia o „Żołnierzach Wyklętych”. Kiedy moja wnuczka uczęszczała do szkoły, mówiono także o moim ojcu. Widzę też, że takie spotkania, jak dzisiejsze, mają duży wpływ na poznanie prawdy, na rozwijanie świadomości Polaków. Dzięki temu temat o „Wyklętych” idzie w świat.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał

NORBERT GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *