28. Plener Miejski, organizowany przez Związek Polskich Artystów Plastyków w Częstochowie, pokazał różnorodne spojrzenie artystów na miasto. Wystawa prezentowana w Muzeum Częstochowskim w Parku Staszica niesie ogromny ładunek emocji, pozytywnej energii i twórczej inspiracji.
Tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem „W strukturze przestrzeni kontemplacyjnej. Miejsca i przestrzenie miejskie”. Temat, jak podkreśla komisarz pleneru Krzysztof Cechowicz, stał się dla artystów ogromnym wyzwaniem. – Założone w temacie dostrzeżenie śladów w różnych miejscach i dostrzeżenie człowieka miało być czymś zwyczajnym i prostym, a jednak dokonanie tego w miejscach tak niespektakularnych okazało się czymś tak bardzo trudnym. Zdaję sobie sprawę, że przy realizacji tych prac dotarcie do miejsc, osób, śladów, znaków w szerszym kontekście stało się niemożliwe. Zrozumiałem, że miniony świat jest coraz mniej uchwytny – pisze w przedmowie do katalogu wystawy Krzysztof Cechowicz.
A jednak wgłębiając się w ekspozycję zauważa się wiele emocji, nostalgii i różnorodnych natchnień, co w globalnym odniesieniu daje obraz Częstochowy niejednorodnej i atrakcyjnej. I taką interpretację miasta przedstawiło dwudziestu ośmiu artystów, którzy wzięli udział w plenerze. Wystawę można oglądać do końca maja 2016 roku.
Pomysłodawcą Pleneru Miejskiego jest częstochowska malarka Elżbieta Ledecka. Artystka opowiada nam o swojej inicjatywie.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Pani inicjatywa toczy się od 28 lat i przynosi coraz to ciekawsze relacje artystów?
– Co mnie bardzo cieszy. Założeniem mojego zamysłu było utrwalenie ginącej Częstochowy, której krajobraz zmienia się co chwilę. Dotyczyło to zwłaszcza Starego Miasta, okolic Jasnej Góry, które tak wielu artystów urzekają. Później jednak nasuwały się coraz to inne tematy. Chodziliśmy po mieście i szukaliśmy inspiracji. Jedną z nich był plener z tematem „Inicjały”, gdzie odniesień szukaliśmy także na Jasnej Górze. Tamtejsza biblioteka gromadzi wspaniałe starodruki, sięgające odległej przeszłości, które zdobią artystyczne inicjały.
Wrócę jeszcze do zarania pomysłu. To były dla artystów bardzo ciężkie czasy. Funkcjonował jedynie Plener Jurajski, a przecież byliśmy województwem. Mój pomysł pozyskał akceptację władz oraz kolegów ZPAP, który wówczas był zawieszony. Pierwszy Plener Miejski rozpisała Wojewódzka Rada Plastyki, pod dyrekcją Aleksandry Banek; Ola bardzo mnie wspierała w tej inicjatywie. Głównemu przedsięwzięciu, oprócz podglądania miasta i notowania tego, co się w nim dzieje, przyświecał dodatkowy cel: każdy artysta miał przekazać jedną swoją pracę do jednej ze szkół w Częstochowie, by tworzyć tam galerie. Uczyłam wówczas w szkole i uważałam, że młodzież winna na co dzień stykać się ze sztuką. Artyści otrzymywali także stypendium twórcze, za jeden obraz otrzymywali wynagrodzenie – wówczas było to 1500 zł. I oczywiście plener był okazją do integracji środowiska, które było rozproszone. Jak nie ma możliwości spotkań, to każdy tworzy w ciszy swojej pracowni i jest odizolowany od świata.
Plenery i wystawy poplenerowe mają też wydźwięk porównawczy, są okazją do wymiany doświadczeń.
– Co jest bardzo istotne, a poza tym pokazujemy mieszkańcom Częstochowy, że jesteśmy, że tu tworzymy, żyjemy miastem, jego historią, inicjatywami tu realizowanymi, jak na przykład „Aleje tu się dzieje”.
Pani prace nawiązują do tego przedsięwzięcia. „Kapela podwórkowa” oddaje też ducha tej dawnej Częstochowy…
– Temat uchwyciłam w obrazie i ceramice, co dało trójwymiarowy efekt. Kapela była swoistym kolorytem naszego miasta. Dwadzieścia lat temu, muzycy na ulicach i podczas imprez śpiewali wesołe piosenki o Częstochowie.
Częstochowa ciągle może inspirować. Czym najbardziej?
– Przede wszystkim Jasną Górą, pięknymi kościołami, sztuką sakralną oraz Starym Miastem, które mnie osobiście bardzo pociąga. Te wały nad brzegiem Warty, te domy które ulegają zniszczeniu, na które brakuje pieniędzy, by je remontować, choć może remont niewiele tam da. Jednak te krajobrazy trzeba zatrzymać, choćby w kartkach pocztowych, naszych szkicach, rysunkach. Piękne są rzeczy nowe, ale nie są one tak malarskie. Węzeł autostrady jest tylko nowoczesnym rozwiązaniem.
Albo Plac Biegańskiego…
– I owszem, choć on jest obudowany pięknymi budynkami: kościołem św. Jakuba, popówką, ratuszem, kamienicami z okresu secesji. Zresztą większość budynków w Alei pochodzi z przełomu XIX i XX wieku.
Plener jest Pani dzieckiem, zatem – jak mniemam – ma Pani na to dzieło spojrzenie matczyne. Jak ocenia Pani obecną edycję Pleneru?
– To bardzo energetyczna wystawa, niosąca ogrom dobrej energii. Wyraża się to w zastosowanej kolorystyce, sposobie przedstawienia, przekazie ponad podziałami. Tu nie ma nic związanego polityką, a sądzę, że artystów powinno uduchowiać otoczenie, nie powinni wplątywać się w politykę, to jest ponad nami i za nami. Powinniśmy zajmować się tym, do czego nas stworzył Pan Bóg. Dodam, że nasza wystawa wpisuje się też w Rok Miłosierdzia, widać tu miłość, choćby do naszego miasta, do Częstochowy. A komisarzem tegorocznego pleneru był artysta plastyk Krzysztof Cechowicz.
Pani prace są trochę inne niż do tej pory…
– Ideą było zanotowanie tego, co dzieje się w Częstochowie. Stąd kapela i nawiązanie do akcji „Aleje tu się dzieje”. Kolaż opisujący Galerię ZPAP ma spowodować ruch wokół niej. Przedstawiłam wizję mówiącą o tym, jak wiele dzieje się przed i w naszej Galerii, historię tego miejsca. W środku umiejscowiłam rzeźby Elżbiety Chodorowskiej, a wokół dziesiątki postaci, w tym wielu artystów ze zdjęciami ich prac. Jedna z osób na wernisażu skomentowała to bardzo celnie, mówiąc, że wokół tych rzeźb, takich mocnych i statycznych wszystko tańczy. I o to mi chodziło, by wokół Galerii wszystko się kręciło, by przychodzili ludzie, oglądali prace i je nabywali. Mój drugi kolaż to zaproszenie do mojej autorskiej galerii, przy ul. Faradaya 51. Też bardzo sugestywny, ale z osobistymi akcentami.
Wystawa w całości jest niezwykłym obiektem artystycznym. Czy Pani zdaniem są takie prace, które zasługują na szczególne wyróżnienie, mające swoją duszę?
– Jest dużo prac ciekawych, na pewno na wyróżnienie zasługują te, które działają kolorem, jak Krzysztofa Kamila Malewicza, Teresy Tarach-Ryczko, Romualdy Anioł-Lubas i Elżbiety Chodorowskiej, które przyciągają oko widza od samego wejścia, krzycząc: podejdź do mnie. Ale są też prace spokojne, wyważone, jak pastele Barbary Szyc, rysunek Aleksandry Banek czy obrazy Marii Ogłazy. Prowokacją do zamyślenia są prace młodego artysty Witolda Trzepizura i kolaże Magdaleny Słabosz-Nowak. Myślę, że uwagę przykuwają także obrazy moje i mojego męża. Ukształtował on własny, szczególny i specjalny sposób malowania, a jednak każde kolejne jego prace zaskakują, są ciekawsze poprzez kompozycje, nowości techniczno-warsztatowe, kolorystykę, które wprowadza. Zawsze jestem zachwycona jego pracami, może więc ta ocena jest subiektywna, ale wszystko co przekazuję jest moją oceną, nie krytyka, ale widza, koleżanki, twórcy.
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA
Tinta
W plenerze uczestniczyli: Romualda Anioł-Lubas, Aleksandra Banek, Krzysztof Cechowicz, Elżbieta Chodorowska, Jerzy Rafał Antoni Cierpiał, Ilona Cieślak, Anna Gorejowska, Joanna Jeżewska-Desperak, Jerzy Jotka Kędziora, Aleksandra Kotarska, Rafał Krakowian, Elżbieta Ledecka, Lech Ledecki, Krzysztof Kamil Malewicz, Tomasz Andrzej Man, Agnieszka Mitura-Bagińska, Maria Ogłaza, Władysław Ratusiński, Magdalena Roszak, Magdalena Słabosz-Nowak, Jacek Sztuka, Barbara Szyc, Stanisław Marek Śledziński, Teresa Tarach-Ryczko, Grażyna Tarkowska, Witold Trzepizur, Michał Walczak, Jadwiga Wosik.
URSZULA GIŻYŃSKA