Na częstochowskiej scenie gościł były dyrektor Teatru im. Adama Mickiewicza Henryk Talar. Wspólnie z Maciejem Stuhrem zaprezentowali sceniczną adaptację “Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego. Z aktorem rozmawialiśmy przed jednym ze spaktakli.
– Miło, że znowu jest Pan w naszym mieście, widzowie pamiętają wysoki poziom Pana przedstawień.
– Zostawiłem u was pół serca, a może i więcej. Starałem się zrobić w Częstochowie teatr nie anonimowy, który zostawiłby ślad wśród widzów i krytyków. Myślę, że przynajmniej częściowo to mi się udało, bo ciągle gdzieś w Polsce słyszę o Częstochowie.
– Zapełnił Pan częstochowski Teatr widzami. Dziś zagra Pan ponownie na tej scenie.
– Tak. Dzisiaj wracam do swoich widzów i mam tremę, żeby nie sprawić im zawodu.
– Gdyby zdarzyła się kiedyś propozycja powrotu do Częstochowy, czy przyjąłby ją Pan?
– Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. I choć nie rozważam takiej propozycji, powtórzę za mędrcami “nigdy nie mów nigdy.”
– Zaproszeniu jednak Pan nie odmówi?
– Zawsze je przyjmę, gdyż swoich ludzi, swoją widownię tutaj zostawiłem i nieobojętny mi jest los częstochowskiego Teatru.
– Podobno pracował Pan ostatnio za granicą.
– Kończę włosko – słowacko – niemiecki, siedmioodcinkowy serial telewizyjny. Gram w nim Mussoliniego. Plenery kręcimy we Włoszech, a resztę w studiu Koliba w Bratysławie…
– Odnotowaliśmy skrupulatnie małą perełkę, jaką stworzył Pan w epizodzie w filmie “Prymas – Trzy dni z tysiąca”. Nad czym Pan obecnie pracuje?
– Przygotowuję się z Feliksem Falkiem do serialu oraz do spektakli teatralnych “Kolacja na 4 ręce”, “Amadeusz” i “Ryszard III”. Będę reżyserował “Piszczyka losów ciąg dalszy” i “Amadeusza”.
– Jest Pan w pełni sił twórczych i pewnie ma Pan jakąś wymarzoną rolę?
– Tak. Mam nadzieję, że wszystko co dobre, to przede mną. Rola życia? To musi być coś, co mnie dotyka oraz interesuje publiczność. Nie powiem, że Ryszard III nie jest moim marzeniem. Jest i to coraz bliższy spełnienia. Ale mam nadzieję, że na Ryszardzie się nie skończy, jakieś propozycje będą, również tutaj, dla tej mojej kochanej widowni.
– Jak układa się Panu współpraca z koleżankami aktorkami?
– Zauważyłem, że kobiety zawsze są mi przychylne! I kiedykolwiek poproszę moje koleżanki o przysługę, pomoc, poradę, zawsze je otrzymuję i jestem szczęśliwy. Od najdawniejszych lat lubiłem i lubię przebywać w towarzystwie kobiet. Wszystkie są fantastyczne.
– Czy pamięta Pan swoją pierwszą miłość i pierwszy kwiatek, który dał Pan kobiecie?
– Pewnie, że pamiętam. Był to wspaniały bukiet z fiołków, naprawdę było ich bardzo dużo, który dałem mojej pierwszej damie na ozdobnym, metalowym półmisku. Ale nie będę mówił więcej, aby nie była zazdrosna moja żona Elżbieta.
– Czy ma Pan swoje sympatie polityczne?
– W działaniu politycznym, tak jak i w aktorstwie, ważny jest człowiek, ten, dla którego się gra. Proszę zauważyć, że robi się politykę dla samej polityki a nie dla ludzi. Polityk, wybrany przez swoich wyborców, zapomina najczęściej kto go wybrał i takich polityków nie szanuję bez względu na opcję. Jeśli ktoś mówi o nieszczęściu i biedzie ludzkiej, jednocześnie dając szansę pomocy tym ludziom, to dla mnie jest to właściwe działanie polityczne. Jednak, gdy ktoś tylko mówi o tym, ale nic nie robi, to jest hochsztaplerem.
– Czy kultura powinna być finansowana przez państwo?
– Żyjemy w określonych czasach. W sztuce jest różnie, jeśli ma ona widownię trzeba jej pomóc. Natomiast nie jestem zwolennikiem dysponowania pieniędzmi społecznymi, na zasadzie “chałturka goni chałturkę”. Nie jestem zwolennikiem pomocy sztuce, która w pogoni za rechotem tworzy “sitkomowy” bełkot w głowie ludzi. Taka twórczość niech finansuje się sama.
– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję. Chciałem pozdrowić tych wszystkich częstochowian, których znam i tych wszystkich, którzy mnie znają.
JOANNA BAR