Wojenna Wigilia


Wigilia dla każdego Polaka jest najważniejszym dniem w Roku. Kojarzy się ze śpiewem kolęd, opłatkiem i choinką. Jednak w dziejach naszego narodu było wiele wieczorów wigilijnych strasznych, bolesnych, pełnych trwogi (zabory, I i II wojna światowa). Nie zawsze była choinka, opłatek czy tradycyjne potrawy. Były czasy, kiedy chleb był na kartki, kartkową rację oleju okupant ściśle wyliczał, a za kupowanie poza kartkami przez Polaków masła, mąki, chleba, nie mówiąc już o mięsie czy wędlinie, groziła śmierć.

Żyją jeszcze wśród nas, również w Częstochowie, osoby pamiętające takie smutne Wigilie. Jedną z nich jest Jerzy Margasiński, były żołnierz Armii Krajowej. Oto jak zapamiętał święta Bożego Narodzenia z czasów II Wojny Światowej.
„W czasie wojny panowała nędza. Żywność była na kartki. Przydzielano: 30 dkg chleba dziennie dla jednego mieszkańca Polaka – Żydom 15 dkg – marmolada z buraków pastewnych, keiza (rodzaj sera) i ceres (margaryna z soku drzew). Dzięki ciotce z Przedborza, która ofiarowała nam trochę mąki i cukru mama mogła przygotować kluski z makiem. Oczywiście nie było żadnych owoców ani słodyczy. Choinki – nie było, z wyjątkiem 1939 r., kiedy to otrzymaliśmy przypadkowo od przejezdnej osoby małą jodełkę. Znalazł się opłatek, ale przy składaniu życzeń było więcej smutku i łez niż radości. Życzono sobie wolnej Polski, by jak najszybciej powstała, żadnej nadziei. Na stole pojawiły się potrawy bardzo skromne, przygotowane z tego, co możliwe było do zdobycia: siemieniatka, tj. kleista zupa z ziarna konopi, kluski z makiem, zupa grzybowa. Za posiadanie mięsa lub tłuszczu groziła kara śmierci.
Zaraz po wojnie, w 1945 r. jeszcze panowała bieda, ale można już było zdobyć niektóre produkty i co ważne, bez żadnych konsekwencji jak podczas wojny. Tak więc na pierwszą Wigilię po wojnie moja żona poza opłatkiem i choinką, zupą grzybową i kluskami mogła już podać ciasto, mięso, kaszę gryczaną, jęczmienną, jaglaną a nawet słodycze.
Odzyskana wolność była rekompensatą za niedostatek i doznane cierpienie.
Wielu Polaków w tym czasie przebywało na obczyźnie. Do iluż to krajów polskie kobiety wysyłały paczki, wkładając do nich opłatek i kawałek świerkowej gałązki. I z wielu miejsc nadchodziły do Polski w ten wieczór szopki z kory, źdźbeł słomy i waty, z białą kartką papieru symbolizującą opłatek. Nie było chyba takiego miejsca na ziemi, gdzie by zagnani przez los Polacy nie zbierali się w ten wigilijny wieczór, nie śpiewali kolęd, nie myśleli o bliskich. A jeśli nie było opłatka, dzielili się chlebem – opowiada pan Margasiński.
Takie smutne wigilie przeżywał też pan Gustaw Gracki. W październiku 1944 r., po upadku Powstania Warszawskiego, w którym brał udział młody Gustaw razem z innymi powstańcami wywieziony został do obozu jenieckiego w Niemczech (Branszwain). – Tam przeżyłem pierwszą Wigilię obozową w warunkach bardzo smutnych, tragicznych. Tam dostaliśmy pierwszą paczkę od kardynała Sapiechy. Były to maleńkie, wielkości pudełka od papierosów paczuszki, zawierające: 10 papierosów, kilka cukierków i czekoladek, opłatek, gałązkę świerku i kartkę z napisem, „Nieznany Rodaku w dalekim obozie, łamiąc się opłatkiem, wspomnij Ojczyznę”. Każdy z jeńców polskich otrzymał taką paczkę. Wszyscy płakali ze wzruszenia. Gest ten był dla nas bardzo ważny, bo dowiedzieliśmy się, że ktoś o nas pamięta. Kardynał Adam Sapiecha założył RGO (Rada Główna Opiekuńcza), organizację mającą na celu pomoc ludności polskiej, uznawaną przez Niemców – wspomina pan Gracki.
Spędził on jeszcze dwie kolejne dwie wigilie poza ojczyzną, (1946 i 1947), ale te były już radośniejsze. Przebywając w Niemczech młody Gustaw spotkał rodzinę polską, tam mieszkającą, u której mógł przeżyć dwa razy wspaniałą tradycyjną polską Wigilię i Święta Bożego Narodzenia.
Oby nigdy więcej Polacy nie musieli przeżywać tak tragicznych chwil i tak smutnych świąt jak to miało miejsce w historii.

ELŻBIETA NOWAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *