Przywódcy opozycji winni są dużą wódkę Markowi Borowskiemu i grupie jego rebeliantów. Takich, bowiem skutków buntu na lewicy nie spodziewał się nikt, a już chyba najmniej sam prowodyr, do niedawna jeden z czołowych doktrynerów SLD. Efekty jego inicjatywy okazały się opłakane nie tylko dla partii, którą opuścił, ale również dla grupy rzekomych “odnowicieli”. Według najnowszych badań oba ugrupowania znalazłyby się poza parlamentem, gdyby wybory miały się odbyć dzisiaj.
Przywódcy opozycji winni są dużą wódkę Markowi Borowskiemu i grupie jego rebeliantów. Takich, bowiem skutków buntu na lewicy nie spodziewał się nikt, a już chyba najmniej sam prowodyr, do niedawna jeden z czołowych doktrynerów SLD. Efekty jego inicjatywy okazały się opłakane nie tylko dla partii, którą opuścił, ale również dla grupy rzekomych “odnowicieli”. Według najnowszych badań oba ugrupowania znalazłyby się poza parlamentem, gdyby wybory miały się odbyć dzisiaj.
Wyniki tych badań, choć przykre dla grupy rządzącej, przynajmniej przybliżają nas do stanu faktycznego. Pierwsze badania, które opublikowano zaraz po powstaniu nowej partii Borowskiego, chociaż dawały jego ugrupowaniu znaczną przewagę nad SLD, to po zsumowaniu głosów poparcia dla wszystkich ugrupowań polskiej sceny politycznej, grubo przekraczały sto procent. Złośliwi nawet mówili, że powstanie Socjaldemokracji Polskiej poczyniło rewolucję w badaniach statystycznych i od tej pory pula głosów miała wynosić nie sto, a bez mała sto trzydzieści procent.
Teraz już wszystko wróciło do normy, jeżeli za normę przyjmiemy wiodącą rolę, jaką w sondażach odgrywa Samoobrona RP. Wysokie notowania partii Andrzeja Leppera potwierdzone zostały w kilku kolejnych notowaniach przez niezależne od siebie ośrodki badawcze. Oznacza to, że zarysowuje się pewna trwała tendencja w kształtowaniu się sympatii wyborców wobec partii politycznych. Tym razem elektorat upodobał sobie Samoobronę.
Publikacja powyższych badań wywołała istną panikę w niektórych kręgach. Można nawet powiedzieć, że nastąpiła jakaś zbiorowa histeria na wieść o tym, że Lepper zmierza po władzę. Istotnie, jest nad czym się zastanawiać, a szczególne powody do zadumy mają działacze Platformy Obywatelskiej, ugrupowania, które jako pierwsze pokonało zjednoczoną jeszcze pod szyldem SLD – lewicę. Wypowiedzenie oficjalnej wojny Andrzejowi Lepperowi w czasie, gdy wiodło sondażowy prym dało efekt wprost proporcjonalny do zamierzonego. Świadczą najnowsze dane i zmarkotniały Jan Maria Rokita, autor pomysłu nagonki na Leppera.
Myślę jednak, że główne powody do zmartwienia z powodu nieoczekiwanego wybuchu popularności Leppera mają jednak działacze lewicy, bo jasne jest, że ich dryfujący elektorat tam właśnie zamierza zarzucić cumy. Świadczą o tym m.in. uszczerbek we wcześniej odbitym od SLD elektoracie Platformy Obywatelskiej oraz stabilne poparcie dla partii prawicowych, jak choćby Prawo i Sprawiedliwość. Na marginesie trzeba jeszcze zauważyć, że tylko PiS ma odwagę dosadnie definiować poglądy polityczne Leppera, wskazując jego postkomunistyczne konotacje i nie ulegać zbiorowej panice, która ogarnęła szeregi pozostałych partii.
Osobiście uważam, że Lepper w roli premiera to wielkie nieszczęście dla Rzeczypospolitej i czas dla Polski zmarnowany. Gdyby się tak stało uznałbym, że na naszą Ojczyznę przyszedł czas wielkiej katharsis, przy której wszystkie dotychczasowe ekscesy polityczne zdać się mogą jedynie figlem, ale która może okazać się nauczką oczyszczającą w swoich skutkach.
ARTUR WARZOCHA