Jeszcze kilka lat temu co jakiś czas pojawiały się głosy krytykujące stan naszej rodzimej kultury. Ostatnio zaniechano nawet tego, zapewne wobec bezsilności “gadania po próżnicy”. Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek rzetelnej dyskusji.
Jedynie w obliczu pojedynczych pseudosukcesów, kolejne władze Częstochowy przechwalają się nieistniejącymi w gruncie rzeczy osiągnięciami. Od dawna nie ma absolutnie żadnej polityki kulturalnej, a nieliczne, dogorywające ośrodki w samotności walczą z codziennością. Nawet sami zainteresowani, czyli środowisko kultury, pojękują skrycie, ale tak, aby przypadkiem nikt nie usłyszał.
Jeszcze kilka lat temu co jakiś czas pojawiały się głosy krytykujące stan naszej rodzimej kultury. Ostatnio zaniechano nawet tego, zapewne wobec bezsilności “gadania po próżnicy”. Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek rzetelnej dyskusji.
Jedynie w obliczu pojedynczych pseudosukcesów, kolejne władze Częstochowy przechwalają się nieistniejącymi w gruncie rzeczy osiągnięciami. Od dawna nie ma absolutnie żadnej polityki kulturalnej, a nieliczne, dogorywające ośrodki w samotności walczą z codziennością. Nawet sami zainteresowani, czyli środowisko kultury, pojękują skrycie, ale tak, aby przypadkiem nikt nie usłyszał.
A czym w Częstochowie dysponujemy – policzyć można na palcach jednej ręki. Dla przeciętnego częstochowianina muzyka to tylko Filharmonia, spektakle – jeden teatr, film – z niczym, bo w mieście nie ma nawet jednego prawdziwego kina.
W dziedzinie malarstwa oczekiwania mieszkańców idą zupełnie w innym kierunku niż propozycje, którymi są zasypywani. Nasuwa się pytanie, dlaczego częstochowskie galerie świecą pustkami? Wszystkiemu winna jest pusta kasa. Dla przykładu, Muzeum Częstochowskie otrzymuje pieniądze z budżetu miasta na dziesięć obiektów, które mu podlegają. Ponad jeden milion złotych rocznie wystarcza zaledwie na bieżące opłaty: pensje, czynsze, koszty utrzymania budynków. Nawet jedna złotówka z miasta nie jest przeznaczana na działalność statutową, czyli wystawy. Na to dają sponsorzy prywatni lub sięga się po rezerwy budżetowe państwa. Stąd Muzeum Częstochowskie organizuje w ciągu roku zaledwie 25 wystaw, bo na tyle starcza mu jałmużny z zewnątrz.
Porównywalne do naszego Muzeum placówki w kraju, np. w Krakowie, otrzymują od miasta od 2,5 do 3 milionów złotych, czyli dwa, trzy razy tyle. Oczywiście argumentem zamykającym usta wszystkim sceptykom jest nie lada inwestycja w rezerwacie archeologicznym. Władze miasta tłumaczą się brakiem funduszy na wystawy, przeznaczeniem 2 milionów złotych na remont rezerwatu. Chwała im i cześć, ale nie wypominajmy dziecku, że dostało jeść.
Miejska Galeria Sztuki w Częstochowie to drugi ośrodek wystawowy w naszym mieście i jest dokładnie w takiej samej sytuacji, co Muzeum Częstochowskie. Choć dyrektor Galerii na pytanie, czemu nie działa prężniej, a przed kasą nie ustawia się ogonek jak za komuny, gimnastykuje się, by tylko nie urazić jedynego żywiciela, czyli miasta. Ponad 30 wystaw rocznie to zaledwie kilka tysięcy odbiorców, z których dochód z biletów wystarcza na kawę dla wybitnych, na szczęście rzadko przybywających, znamienitych gości.
Czasami padają stwierdzenia, że częstochowianie nie są zainteresowani prawdziwą sztuką. Nic bardziej błędnego. Lawina nieciekawych tematycznie wystaw tak dalece zniechęciła mieszkańców Częstochowy, że dziś już chyba tylko Picasso, Van Gogh lub Kossakowie mogliby przyciągnąć tłumy, z całym szacunkiem dla lokalnych twórców.
Profesjonalne muzealnictwo niestety jest bardzo drogie. Przeciętny koszt wynajęcia eksponatów z najwyższej półki wynosi 100 tysięcy złotych, czyli jedną dziesiątą kwoty, którą dysponuje na cały rok Miejska Galeria Sztuki. Ale na tym nie koniec. W Częstochowie na dobrą sprawę nie ma obiektu, w którym z czystym sumieniem mogłaby odbyć się prestiżowa wystawa – z wyjątkiem być może Pawilonu Wystawowego w Parku Staszica. Podczas zawierania umowy, np. z Muzeum Narodowym warunkiem jest wzorowy lokal, w którym znajdować się będą eksponaty. Musi być odpowiednia temperatura, wilgotność powietrza, w zależności od przedmiotów odpowiednie gabloty, monitoring, ochrona i nade wszystko transport specjalnie przystosowanym pojazdem. Te wszystkie elementy czynią tak ogromną kwotę za jedną tylko wystawę. Dlatego też władze naszego miasta wolą dokładać do drobnych, nieznaczących imprez, robiąc dużo szumu wokół nich i siebie, i choć ze szkodą dla odbiorców – to za niewielką kasę. Samozachwyt nad osiągnięciami w dziedzinie kultury zakrawa więc na kpinę. Cóż nam pozostaje? Mieć jedynie nadzieję, że nowy zarząd i radni Częstochowy zmienią nieszczęsny zwyczaj.
RENATA KLUCZNA