W klubie Cafe Belg (Al. NMP 32, w podwórku), w ramach 6. Dni Kultury Chrześcijańskiej, swoje zdjęcia zaprezentował Jakub Szyma. Wystawa o tytule „Ptasi balet” przyciąga precyzją kadrowania oraz dynamiką przedstawionych sytuacji z życia ptaków w naturalnym środowisku. Zapoznać się z nią można do 26 listopada. Jej komisarzem jest Robert Sękiewicz z OPK „Gaude Mater”.
Wernisażowy wieczór zgromadził wiele znanych osób z życia kulturalnego – i nie tylko – Częstochowy i okolic. Wszystkim zdecydowanie przypadł do gustu dorobek młodego twórcy z Krakowa. – Te zdjęcia są wspaniałe, mają niepowtarzalny klimat. Umiejętność podpatrywania natury jest wielkim darem, nie każdy to potrafi – komentuje Ireneusz Kozera, naczelnik Wydziału Kultury i Sztuki w Urzędzie Miasta.
Podczas wernisażu goście wysłuchali występu dwójki uczniów z klasy maturalnej z Zespołu Szkół Muzycznych im. M. J. Żebrowskiego – Jolanty Marcisz na skrzypcach i Kacpra Nowaka na fortepianie.
Rozmawiamy z autorem prezentowanych fotografii Jakubem Szymą
To już druga Pana wystawa w Częstochowie w krótkim odstępie czasu. Chyba lubi Pan tutaj przyjeżdżać?
– To miasto moich dziadków i młodości rodziców. Dla mnie to miejsce dziecięcych doświadczeń i kopalnia wspomnień. Ponadto dzięki aktywnej działalności ludzi oraz instytucji promujących kulturę i młodych twórców mam możliwość prezentować tutaj swoje prace i liczyć na zainteresowanie szerokiej publiczności.
Na swojej stronie internetowej napisał Pan, że ma nadzieję zorganizować wystawę o „tematyce ptasiej” w 2009 roku. Udało się wcześniej…
– Zgadza się, jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Projekt wystawy „Skrzydlaty Balet” powstał latem z zamiarem prezentacji w kilku galeriach w przyszłym roku. Centralnym punktem będzie ekspozycja trzydziestu prac w dużym formacie w Olsztynie koło Częstochowy, latem 2009 (Gminny Ośrodek Kultury, otwarcie planowane jest na 5 lipca – dop. red.). Ponieważ materiał udało się bardzo sprawnie przygotować, już jesienią dostałem szansę jego częściowego pokazania w ramach 6. Dni Kultury Chrześcijańskiej. Nie mogłem takiej okazji przepuścić.
Co skłoniło Pana do zajęcia się akurat fotografowaniem ptaków? Czy wcześniej interesował się Pan ornitologią?
– Zupełnie nie. Jestem przykładem na to, w jaki sposób rozwój nowoczesnych technologii może przybliżać człowieka do natury. Zawsze ceniłem sobie kontakt z przyrodą, jednak podglądaniem ptasiego życia zainteresowałem się poprzez fotografię, nie odwrotnie. Dostępne możliwości sprzętowe wyzwoliły we mnie ciekawość świata i potrzebę odkrywania nowych tematów i nowych doznań. Wykonałem krok w nieznane i złapałem bakcyla – kiedy się już raz wpadnie w sidła obcowania z naturą na takim poziomie, nie ma ratunku. Wiedzę ornitologiczną pogłębiam regularnie, gdyż jest niezbędna do uzyskania odpowiednich rezultatów. Jest ona poza wszystkim niezwykle pasjonująca i atrakcyjna. Nigdy bym po nią jednak nie sięgnął, gdyby nie magnes fotografii i patrzenia na świat przez obiektyw.
Jak wygląda i ile trwa podglądanie ptaków w naturalnym środowisku?
– Nie ma generalnej zasady. Ptaki można fotografować na przykład z samochodu lub wręcz z domu, jeśli jest usytuowany w odpowiednim miejscu. Takie zdjęcia mogą być piękne i bez przekłamań oddawać charakter ptasiego świata. Są jednak tematy – i to one pociągają najbardziej – trudne. Trudne technicznie, trudne ze względu na wymaganą przy nich wiedzę czy niezbędne poświęcenie. Dotyczą one zazwyczaj unikalnych, ginących gatunków, ptaków skrytych lub goszczących u nas bardzo krótko, jak również tematy dotyczące pewnych ptasich zachowań, jak gody, wychowywanie młodych, interakcje osobników czy gatunków, specyficzne, rzadkie sytuacje. Takie okazje wymagają przygotowania i poświęcenia: wstania o drugiej w nocy, udania się w odległe i niedostępne lokalizacje, przeprawienia w wypatrzone wcześniej miejsce, gdzie mamy kryjówkę – zazwyczaj brodząc po pas w wodzie lub przedzierając się przez zarośla w zupełnej ciemności, z wielokilogramowym osprzętem na plecach. Konieczne jest ukrycie się, maskowanie, cisza i wielogodzinny bezruch, niezależnie od temperatury, dokuczliwych owadów czy na przykład padającego akurat intensywnie deszczu. Wyczekiwanie świtu w takich warunkach daje sposobność do myślenia o życiu. To wszystko upodabnia do tropicieli, ludzi o twardych charakterach i zdolnych do pięknych poświęceń dla zrealizowania pasji. To mnie w tym pociąga najbardziej.
Gdzie Pan jeździ w poszukiwaniu ujęć?
– Po Polsce, choć ostatnio odwiedziłem również Norwegię. Nasz kraj to fantastyczny rejon dla miłośników ptaków, których wciąż, choć to się niestety szybko zmienia, mamy bogactwo. Najlepsze miejsca to słynne ostoje, jak Białowieża, bagna Biebrzańskie, rozlewiska Narwi czy pas wybrzeża, ale i te mało znane i często będące dziełem człowieka, np. stawy hodowlane. Milickie czy w dolinie górnej Wisły są znane szeroko w Europie miłośnikom birdwatchingu.
Skąd się wziął tytuł wystawy?
– Fotografia ptasia to coraz bardziej popularne hobby. Można powiedzieć, że jesteśmy zalewani zdjęciami przyrodniczymi, w tym szczególnie ptaków. Trzeba więc robić zdjęcia lepsze, wyjątkowe, zaplanowane. Staram się uchwycić ruch, chwilę, sytuację. Pokazać rzeczy bardzo ulotne. Uwidacznia to przy okazji, jak doskonale ptaki panują nad ruchem, ciałem, przestrzenią. Drugą moją fotograficzną pasją jest balet, stąd wyczulenie na te aspekty, o których wspomniałem i próba spięcia klamrą moich zainteresowań.
Preferuje Pan technikę cyfrową w fotografii. Czy w takim razie obrabia Pan zdjęcia komputerowo, czy to są ujęcia naturalne?
– Preferuję, ponieważ daje większe możliwości i obniża koszty, przez co fotografia staje się bardziej dostępna. Pozwala w większym stopniu skupić się na wizji, a mniej myśleć o rzemiośle. Nie podchodzę jednak to tego tematu kategorycznie. Gdyby fotografia analogowa, z którą mam przecież bogate doświadczenia, powróciła nagle, dając podobne możliwości co cyfra, chętnie bym do niej wrócił. Kwestia obróbki jest niezwykle ważna. Niezależnie od tego czym fotografujemy, zawsze dostajemy półprodukt, negatyw na kliszy lub negatyw cyfrowy. Nie ma czegoś takiego jak „absolutnie naturalne” zdjęcie. Dawniej fotograf decydował o składzie chemii w ciemni i czasie wywoływania, dzisiaj rozstrzyga o wyglądzie zdjęcia, zmieniając parametry wywoływania negatywów cyfrowych. Wszystko jest naturalne, a efekt zależy od wizji i tego, co zapamiętał fotografujący. Taka obróbka w niczym nie odróżnia tradycyjnej i cyfrowej fotografii. Jeśli natomiast pyta Pan, czy moje ptaki są namalowane na komputerze, mają dorobione dzioby czy wklejone tło – to oczywiście zaprzeczę. Tego rodzaju stopień ingerencji, wedle mojej opinii, zmienia zdjęcie w grafikę i z reportażem nie ma nic wspólnego.
Czym w ogóle jest dla Pana fotografia?
– Sposobem na życie, hobby, pasją. Elementem pomagającym rozwijać świadomość siebie. A przy okazji niezwykłą frajdą, zabawą, metodą na spędzanie wolnego czasu.
Nazywa Pan fotografię „niwą nieograniczonych możliwości i odkrywania na nowo”…
– Tak to widzę. Każdy temat już sfotografowano. Wielokrotnie. Jednak gdy biorę aparat do ręki, za każdym razem otrzymam inne wyniki, inne spojrzenie na ten sam temat, inną opowieść.
Jakie ma Pan najbliższe plany, jeżeli chodzi o fotografię i czy ze swoimi zdjęciami odwiedzi Pan ponownie Częstochowę?
– Następna wystawa będzie na wiosnę w Krakowie, a później „Skrzydlaty Balet” w swojej pełnej formie zostanie zaprezentowany w Olsztynie. Koncentruję się jednak nie na wystawach, tylko na fotografowaniu. W mojej internetowej galerii (www.jakubszyma.pl – dop. red.) zawsze można znaleźć najnowsze zdjęcia. Serdecznie zachęcam do jej odwiedzin.
Łukasz Giżyński