W domu i na świecie – RYSZARD BARANOWSKI
Oglądanie listy mandatów zdobytych w niedzielnych wyborach samorządowych, powoduje stan umysłu zwany z francuska déja vu (już to widzieliśmy). Głównym skojarzeniem jest oczywiście dokładne rozpołowienie mandatów między lewicą z SLD-UP a prawicą ze Wspólnoty i PiS-u. Nikt przy tym nie daje gwarancji, że nowi rajcy częstochowscy będą postępować wedle owej lewo-prawej etykiety, gdyż dobrze znamy rzeczywiste poglądy wielu weteranów. Mówiąc bardziej skrótowo – u tych pierwszych znajdziemy zwolenników wolnego rynku, zaś wśród drugich nie brak pobożnych socjalistów. Być może jest to kwestia daty urodzenia. Średnia wieku nieprzyzwoicie się podniosła; trzydziestolatków da się policzyć na palcach jednej ręki.
Najciekawszym pytaniem jest możliwość sformowania koalicji dla sprawnych rządów w mieście. Wszystko wskazuje na to, że prezydentem będzie Tadeusz Wrona, tym razem wyposażony w tak znaczące kompetencje, że będzie mógł dyktować radzie niemal wszystko. Główne decyzje będą jednak podejmowane w głosowaniu, a tu – jak powiedziano – mamy pat personalny 14:14. W tej sytuacji mamy chyba dwie możliwości, gdyż nie spodziewam się spektakularnej zdrady, jaka zdarzyła się przed czterema laty. Wówczas to trzech radnych z listy Haliny Rozpondek przeszło do obozu prezydenta Marasa, konserwując układ do końca kadencji. Tak więc nie wykluczam rozmów o wielkiej, czerwono-czarnej koalicji, do której będą przeć złaknieni stanowisk ludzie ze “Wspólnoty”. Dodatkową korzyścią takiego układu byłoby odsunięcie na margines “pomarańczowych” z Prawa i Sprawiedliwości. Wolty polityczne i waśnie na prawej stronie to stały element częstochowskiej polityki od dwunastu lat…
Pęknięcie ideowe i osobiste animozje są tak trwałe, że popychają ludzi do kroków samobójczych. Przypomina mi to sławne już w świecie Nagrody Darwina – jak głosi formuła – upamiętniające osoby, które dzięki swej głupocie przyczyniają się do przetrwania gatunku ludzkiego, eliminując z niego samych siebie. Mógłbym po nazwisku wskazać kandydatów zachowujących się w sposób opisany w tym zbiorze opowieści o porażającym braku rozsądku. Oto zdradzona dziennikarka pchnęła dwukrotnie nożem swego kochanka pilotującego akurat awionetkę. I choć dzielny człowiek opanował ból i bezpiecznie wylądował, to przecież nie dotarł do miejsca przeznaczenia. Co najmniej 1/4 głosów została zmarnowana przez ugrupowania, które przyjęły za dobrą monetę pięcioprocentowy próg wyznaczony przez ordynację D’Hondta. Kilkakrotnie i publicznie mówiłem, że praktycznie będzie to 10, zaś naprawdę trzeba było przekroczyć 13%! Nie żal mi oszołomów z Samoobrony ale Liga Polskich Rodzin, Platforma Obywatelska czy Unia Wolności mogły lepiej przewidzieć skutki wyboru drogi postępowania.
Tymczasem zachowały się tak, jak dwie nowozelandzkie studentki, które chciały się przejechać w pojemniku na śmieci na bardzo stromej uliczce. Blondynki nie znały praw dynamiki Newtona i z wielką prędkością wpadły na przyczepę kempingową (jedna nie żyje, druga kaleka).
Dla komentatorów wybory jeszcze się nie skończyły; po pierwsze czekamy na rozstrzygnięcie drugiej tury prezydenckiej i – po drugie – na ważne wyniki do Sejmiku Śląskiego i powiatów. Potem przyjdzie jeszcze czas na roztrząsanie innych szczegółów oraz podliczanie ogromnych pieniędzy utopionych w propagandzie. Nigdy nie kwestionowaliśmy prawa wyborców do swobodnego wyrażania opinii przez skreślenia na kartach do głosowania. Być może równowaga zafundowana nam w niedzielę jest przejawem zdrowego rozsądku mieszkańców. Chcą rządów wyrazistych, ale dobrze kontrolowanych przez silną opozycję. Ostrożnie wręczyli słodką nagrodę, po cichu zaprawiając cukierki gorzkim piołunem.
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl
RYSZARD BARANOWSKI