Proces w toku, pacjenci bez lekarza


Kolejna rozprawa o przywrócenie dr Beaty Zawadowicz do pracy w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym przy ul. PCK nie przyniosła rozstrzygnięcia. – Nawet jak doktor wygra proces, nie wróci do pracy w szpitalu, ewentualnie w przychodni – rzuciła na koniec posiedzenia mecenas reprezentująca pozwaną placówkę.

Sprawa dr Zawadowicz toczy się przed sądem już blisko rok. Przypomnijmy. W lipcu 2007 roku, po wygranym konkursie, objęła stanowisko ordynatora oddziału wewnętrznego w WSzZ. Trzy miesiące później 29 września, nowy dyrektor Andrzej Kubat zwolnił ją ze stanowiska, nie dając konkretnych powodów. Doktor automatycznie utraciła prawo do pracy w szpitalu, gdyż dyrektor uznał, że ordynatorska umowa była zawarta na czas określony, a wcześniejsza – na czas nieokreślony – wygasła.
Decyzję dyrektora, którego na stanowisko desygnowało, po wygranych wyborach PSL, określa się w kategoriach politycznych, jako że Beata Zawadowicz objęła stanowisko ordynatora, gdy dyrektorem szpitala był, związany z lewicą, dr Janusz Adamkiewicz. Z tym dr Zawadowicz nie mogła sie pogodzić. postanowiła walczyć o swoją godność. – Krok dyrektora przekreślił cały mój dorobek zawodowy – mówi. Wszczęła proces przeciwko szpitalowi. W styczniu br. Sąd przywrócił doktor do pracy. Radość z sukcesu trwał krótko, bo dyrektor Kubat odwołał się od wyroku, choć jak dyplomatycznie wówczas stwierdzał, że „szanuje decyzję Sądu, ale się z nią nie zgadza”.
Koronnym argumentem Kubata przeciwko byłej pracownicy było przekonanie, że nie sprawdziła się w roli ordynatora, a lekarze nie chcieli z nią współpracować. Całkowicie odmienne zdanie w kwestii oceny doktor Zawadowicz jako fachowca i człowieka mają pacjenci, których opieką objęła. Poczynania dyrektora Kubata w stosunku do lekarki uznali za jej dyskryminację. Założyli Społeczny Komitet Obrony Doktor Zawadowicz, swoje deklaracje pod protestem złożyło ponad pięćset osób. Stoją za nią murem, są obecni na każdej kolejnej rozprawie. – Doktor uratowała nam życie. Teraz nie możemy się u niej leczyć, bo nie pracuje w żadnym szpitalu. Musi wreszcie ta farsa się skończyć – mówią.
Na ostatnią rozprawę 30 lipca przybyła liczna reprezentacja pacjentów. W tym dniu zeznania przed Sądem Pracy składał dr Janusz Adamkiewicz. Jak podkreślił zawsze cenił doktor Zawadowicz jako fachowca i nigdy nie pomyślał o zwolnieniu jej z pracy. – Ordynatorzy, jak to było w zwyczaju, po wygaśnięciu sześcioletniego kontraktu pracowali nadal w szpitalu jako lekarze. Doktor Zawadowicz jest zbyt doświadczonym kardiologiem, bym kiedykolwiek choć przez chwilę myślał o jej zwolnieniu, tym bardziej że w planach miałem stworzenie oddziału kariologicznego, a doktor jest w tej dziedzinie specjalistą wysokiej klasy. Ponadto z własnej inicjatywy pozyskała wiele cennej aparatury na potrzeby tworzącego oddziału – mówił.
Niestety inaczej myśli dyrektor Kubat. Jest nieugięty. Jego mecenas kategorycznie stwierdza, że doktor nie wróci do pracy w szpitalu, nawet jak ponownie wygra proces. – Umowa pani Zawadowicz jest z 1981 roku i mówi jedynie o pracy w poradni kardiologicznej – wyjaśnia stanowisko władz szpitala. To stwierdzenie u dr Zawadowicz wzbudza jedynie politowanie. – Przecież w tym czasie nawet nie było poradni, powstała dopiero w latach 90. Moja pierwsza umowa była wielokrotnie przekształcana, stosownie do zmieniającego sie mojego statusu w szpitalu – stwierdza.
Doktor Zawadowicz w WSzZ pracuje od 1981. Była to jej pierwsza placówka zawodowa. Najpierw była zatrudniona na oddziale wewnętrznym, później nefrologii, później znowu wewnętrznym. Przez kilka lat jednocześnie leczyła pacjentów na oddziale wewnętrznym i w poradni kardiologicznej. Ostatnie jedenaście miesięcy przez wygranym konkursem na ordynatora pełniła obowiązki ordynatora oddziału wewnętrznego. Zawsze cieszyła się doskonałą opinią specjalisty w dziedzinie kardiologii i chorób wewnętrznych. Jako doświadczony fachowiec, wielokrotnie otrzymywała za swoją pracę liczne nagrody, w tym medal Gloria Medicinae – dowód uznania przyznawany każdego roku tylko dziesięciu lekarzom na całym świecie. Aktualnie, od roku, jest bez stałej pracy. – Żyję w zawieszeniu, bo proces ciągle trwa. Tracą na tym moi pacjenci. Nie mają do mnie dostępu ani w szpitalu, ani w poradni. Dyrektor Kubat obiecał i w telewizji Orion w czasie wywiadu z redaktorem Markiem Kułakowskim i wicewojewodzie śląskiemu Stanisławowi Dąbrowie, że przywróci mnie do pracy. Ale widać były to puste obietnice – mówi.
Na pomoc lekarce ruszył także Ogólnopolski Związek Emerytów i Rencistów, wystosowując odpowiednie petycje oraz kierując sprawę do sądu. 30 lipca w obronie dr Zawadowicz stawał reprezentant związku Ryszard Raczek. Kolejny termin rozprawy sędzina wyznaczyła na 22 września br.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *