PANORAMA MIEJSKA
Nie ustaje zawierucha wokół szpitala w Blachowni. Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego unieważnił uchwałę, likwidującą lecznicę, a zatem dzierżawa szpitala prywatnemu przedsiębiorcy powinna być anulowana.
Solidarność, która zaskarżyła uchwałę do NSA nie ustępuje ze swoich racji. Starości – Andrzej Kwapisz i Janusz Krakowian mają zatem twardy orzech do zgryzienia. Panom grozi wycofanie się z umowy, a ten krok wiąże się z olbrzymimi kosztami dla starostwa – zapłatą dzierżawcy 10 milionów złotych odszkodowania. Zapewne ani starosta Kwapisz, ani wicestarosta Krakowian nie zastanawiali się nad konsekwencjami takiego zapisu w chwili składania podpisów na umowie. Wykazali daleko idącą niefrasobliwość.
Dzisiaj sytuacja szpitala jest coraz bardziej krytyczna. Dzierżawca nie dość, że nie realizuje zobowiązań umowy i nie przeprowadza też zaplanowanych w harmonogramie inwestycji, to z roku na rok zapewnia coraz niższe kontrakty na świadczenie usług leczniczych. Szpital ulega stopniowej degradacji. Starosta Andrzej Kwapisz, by ratować twarz prosi o pomoc nawet związkowców. W piśmie do przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Mirosława Kowalika zdradza, że obecny kontrakt jest o wiele niższy niż w 2008 roku. Wówczas szpital był publiczny i pełną parą świadczył usługi. Kto znajdzie salomonowe wyjście z tej sytuacji? Czy pojawi się drugi Aleksander Macedoński, by skutecznie i bez bólu przeciąć ten coraz bardziej skłębiony węzeł gordyjski?
URSZULA GIŻYŃSKA