Zgorszenie i szok to zbyt słabe słowa na określenie wrażenia po obejrzeniu obrazków z irackiego więzienia w Abu Graib. Kolejne tygodnie i dni dostarczają dzięki mediom coraz bardziej bulwersujących zapisów czynów okrucieństwa, jakich dopuszczali się Amerykanie wobec irackich więźniów. Patrząc na poniżenie, jakie zgotowali tubylcom żołnierze zwycięskiej armii, nie wiadomo czy płakać, czy raczej śmiać się, bo ani jedno ani drugie w niczym już nie może pomóc.
Zgorszenie i szok to zbyt słabe słowa na określenie wrażenia po obejrzeniu obrazków z irackiego więzienia w Abu Graib. Kolejne tygodnie i dni dostarczają dzięki mediom coraz bardziej bulwersujących zapisów czynów okrucieństwa, jakich dopuszczali się Amerykanie wobec irackich więźniów. Patrząc na poniżenie, jakie zgotowali tubylcom żołnierze zwycięskiej armii, nie wiadomo czy płakać, czy raczej śmiać się, bo ani jedno ani drugie w niczym już nie może pomóc.
Nie chcę tutaj używać zbyt mocnych porównań, bo – po pierwsze – wierzę, że mimo histerycznej propagandy zadeklarowanych przeciwników amerykańskiej obecności w Iraku, którzy próbują wykorzystać skandal dla własnych celów politycznych nie było to zjawisko masowe. Po drugie, szanuję zaangażowanie w misję pokojową pozostałych partnerów koalicji wojskowej, więc o żadnym generalizowaniu problemu nie może być mowy.
Niemniej znęcanie się nad ludźmi to z pewnością czyn, którego po wyzwolicielskiej armii nikt się nie spodziewał, najmniej chyba oswobodzony spod jarzma Saddama naród. Natomiast uczucia, jakiego doznali pozostali koalicjanci, nie sposób inaczej określić niż wstyd i zażenowanie.
Oprócz skandalu, który ewidentnie szkodzi wszystkim sojusznikom USA, na czoło wysuwa się również problem społeczny. Mam tutaj na myśli psychiczne dewiacje amerykańskich żołnierzy, które przy tej okazji ujrzały światło dzienne. Nie wiem, z jaką skalą tego problemu mamy w tym wypadku do czynienia, ale wygląda to dość poważnie. Trudno inaczej ocenić zdjęcia poniżanych przez kobiety – strażniczki, nagich mężczyzn, upozowanych teatralnie, zakapturzonych postaci, splecionych ciał niczym antyczna grupa, czy ujęć wymyślnych tortur, rodem z horroru erotycznego.
Porównując te sceny, ocierające się o sadyzm i nekrofilię, z dotychczas zakodowanymi postawami amerykańskich żołnierzy, choćby z czasów wojny w Wietnamie, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że od tamtego czasu coś zostało przełamane w amerykańskiej mentalności. Nikt już praktycznie, no może poza prezydentem Bushem, nie mówi o wartościach typu honor, sprawiedliwość, demokracja, czy właściwy dla Amerykanów patos, gdy mówią o patriotyzmie. Głośno natomiast wyraża się opinię, i robią to również przedstawiciele administracji, na temat konieczności zabezpieczenia swoich interesów w strefie wydobycia ropy naftowej, zajęcia odpowiedniej pozycji na arenie międzynarodowej, czy wprost: ekonomicznej konieczności, wynikającej z obecności militarnej w Iraku.
Przykro, że incydenty z więzienia w Abu Graib rzucają się dodatkowo cieniem na pozostałych uczestnikach wielonarodowej dywizji.
ARTUR WARZOCHA