Sławna już, na całą Europę, sprawa rury gazowej na dnie Bałtyku obnażyła faktyczny obraz sytuacji międzynarodowej, w jakiej znajduje się obecnie Polska. Przy okazji, czarno na białym widać wreszcie, przynajmniej część prawdy o różnych dziwnych powiązaniach, interesach, tudzież słabościach, szczególnie tych, które charakteryzują polską politykę międzynarodową, a może raczej elity, które od jakiegoś czasu działają w dyplomacji. Ale, po kolei.
Każde polskie dziecko wie, że sojusz niemiecko-rosyjski, wymierzony w Polskę jest zawsze możliwy. Oczywiście ogólna sytuacja międzynarodowa na świecie, na dzisiaj czyni sojusz militarny pomiędzy Rosją a Niemcami niemożliwy, ale – jak pokazuje życie – w sprawach strategicznych oba narody często łączy wspólny interes.
Niestety, wiele wskazuje na to, że ostatnie “harce” polityczno-gospodarcze nie zakończą się na dobre, po prawdopodobnym przejęciu władzy w Berlinie przez tamtejszą chadecję. W wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” Wolfgang Schäuble, główny strateg ekipy Angeli Merkel, otwarcie przyznaje, że przyszła pani kanclerz nie przeciwstawi się budowie gazociągu, a jedyne słowa pocieszenia, które może skierować do Polaków, to takie, by się nie martwili, bo nowy rząd niemiecki dołoży wszelkich starań, by … zabezpieczyć energetyczne interesy Polski.
No cóż, Schäuble chyba sam nie wierzy we własne zapewnienia. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że nowy rząd zrobi wszystko, by w przyszłym roku wyższy od niemieckiego PKB był w Austrii albo, dajmy na to, we Francji. Ponadto, dlaczegóż to przyszła ekipa miałaby torpedować złoty – jak się już dzisiaj zapowiada – interes, który bez żadnych dodatkowych wspólników ani zbędnych pośredników, może zrobić z Rosją. W każdym razie takich deklaracji na pewno nie składa się w czasie kampanii wyborczej, na tydzień przed datą wyborów.
Odrębną kwestią jest reakcja naszej dyplomacji. Właściwie, należałoby powiedzieć: kwestia braku reakcji. Poza zdawkową wypowiedzią w tej sprawie prezydenta, która nawet nie została specjalnie odnotowana przez podnieconych podpisywaniem umowy Schödera i Putina, nie stało się absolutnie nic. No, może poza groteskową scenką z udziałem premiera Marka Belki, który uciekał przed kamerą po tym, jak dziennikarze poprosili go, by skomentował to wydarzenie dla opinii publicznej.
Można znowu sobie tylko westchnąć i powiedzieć, że mamy premiera godnego jego rządu, jak i właściwego następcę swego poprzednika, Leszka Millera, którego jedną z pierwszych decyzji było anulowanie decyzji rządu Jerzego Buzka, w sprawie porozumienia energetycznego Norwegią. Miało ono nas uniezależnić nas od dostaw surowca z Rosji. Ale było i kolejne błędy, na przykład taki, jak brak jakichkolwiek działań i zabiegów w sprawie realizacji budowy drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego.
Jest jednak i dobra wiadomość, mianowicie już niedługo również w Polsce odbędą się wybory. Wtedy to, wścibscy dziennikarze dadzą spokój Kwaśniewskiemu i Belce, a o bezpieczeństwo energetyczne naszego państwa zaczną pytać innych polityków, zgoła odmiennej opcji.
ARTUR WARZOCHA