INTERWENCJA
Tylko w Polsce w majestacie prawa można sprzedać dwa razy ten sam grunt i nie ponieść żadnych konsekwencji.
Katarzyna Zasuń z Kłomnic, prawna właścicielka działki w Rzekach Wielkich nie dość, że została pozbawiona części swojej własności, musi jeszcze płacić koszty sądowe. To nie pierwszy taki przypadek w Polsce. W naszym kraju można sprzedać nieruchomości i grunty wiele razy i nie ponosić za to konsekwencji.
Ta kuriozalna historia z naszego podwórka miała swój początek 7 listopada 1971 roku. Dziadkowie pani Katarzyny – Józef i Marianna Pianka zakupili od państwa Marianny i Stanisława G. 74 arów ziemi w Rzekach Wielkich. Transakcji dokonano w obecności świadków – Mieczysława Chmielarza i Józefa Kępki. Sporządzono też stosowny akt kupna-sprzedaży. Na nic zdały się prawne zabiegi, bo kilka lat później, w 1977 roku, pani G. ponownie sprzedała część wspomnianego gruntu. Nabywcą 21 arów ziemi była Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”.
Przez wiele lat nikt nie wiedział o powtórnym finansowym kontrakcie pani G. Dokonała go w wyniku błędów ówczesnej władzy samorządowej. – W 1974 roku naczelnik powiatu w Radomsku wydał jej akt własności na sprzedaną wcześniej działkę. Pani G. nie ujawniła, że nie jest już jej właścicielem. Na podstawie otrzymanego dokumentu założyła księgę wieczystą i trzy lata później bezprawnie sprzedała naszą ziemię. Przyznała się do tego w sądzie, ale nie poniosła żadnych konsekwencji – opowiada Katarzyna Zasuń.
Jej dziadek po hochsztaplerskim kroku wystąpił w czerwcu 1981 roku do wojewódzkiej komisji ds. uwłaszczenia przy wojewodzie częstochowskim o uregulowanie własności nieruchomości. Akt własności ziemi wydany przez naczelnika z Radomska został unieważniony. Decyzję przypieczętował w sierpniu tegoż roku naczelnik gminy w Kłomnicach. Na tej podstawie prawowici właściciele założyli księgę wieczystą na swojej nieruchomości.
Nie rozwiązano jednak sprawy ze Spółdzielnią. Ta długo nie wnosiła żadnych roszczeń. Do czasu. – Dwa lata temu przedstawiciele Spółdzielni zwrócili się do nas o rozgraniczenie gruntu. Dopiero wówczas dowiedziałam się, że nie jestem właścicielem całej mojej ziemi, którą w 1986 roku odziedziczyłam w spadku – komentuje pani Katarzyna.
To wręcz egzotyczna sprawa, gdyż na opisywaną nieruchomość sąd przez lata prowadził trzy księgi wieczyste – figurowały jeszcze w 2007 roku w ewidencji gruntów starostwa powiatowego w Częstochowie: pani G., Gminnej Spółdzielni i pani Zasuń. – W związku z tym w październiku 2008 roku wystąpiliśmy do sądu. W pierwszej instancji przyznano mi rację. Nakazano skreślić księgę wieczystą pani G., ale ponieważ nie było rozgraniczenia gruntu nie rozwiązano sprawy ze Spółdzielnią – mówi Zasuń. Ta wykorzystała ten fakt i odwołała się od wyroku. 24 lutego Sąd Apelacyjny uwzględnił stanowisko Spółdzielni, uznając, że działała w dobrej wierze, gdyż nie wiedziała o wcześniejszej sprzedaży gruntu.
– To istotnie osobliwa sprawa. Sąd Apelacyjny, opierając się na wcześniejszych, podobnych do tej sprawy orzeczeniach, wydał wyrok słuszny. Również Spółdzielnia ma rację i pani Zasuń, choć ona jest tu najbardziej pokrzywdzona. Niestety, pierwszy zakup był nieformalny i to mogło wywołać zamieszanie. Akt sprzedaży powinien zostać dokonany u radcy prawnego. Państwo G. popełnili przestępstwo występując o uwłaszczenie gruntu, którego nie byli właścicielami. Dzisiaj jednak nie ma złotego środka, choć sąd w 1981 roku uwzględnił rację dziadków pani Zasuń – mówi mecenas Katarzyna Stefaniak.
Jednak główna właściciela Katarzyna Zasuń jest niepocieszona. Takie rozwiązanie uznała za krzywdzące. – Jak to jest, że ta pani (która jest obecnie starszą osobą) nie ponosi żadnych konsekwencji z tej dwukrotnej sprzedaży, przecież to przestępstwo. W końcu zarobiła podwójnie i wprowadziła zamieszanie, naraziła nas na dodatkowe koszty. A jak się okaże, że ona sprzedała ten grunt więcej niż dwa razy! Moja działka jest mniejsza, straciła znacznie na wartości (bo kto kupi taki skrawek ziemi). Poza tym obecnie nie mam nawet do niej dojazdu – muszę chyba „fruwać”, by się do niej dostać. Wyrok sądu jest dla mnie nieobiektywny i krzywdzący. Dlaczego polskie prawo na to pozwala?! – pyta zdesperowana Katarzyna Zasuń. Sprawa dla niej jest o tyle skomplikowana, że jako jedyna, choć Spółdzielnia pozwała również rodzinę G., ma płacić koszty sądowe.
– Przed świętami zawitał do nas komornik ubiegający się o zapłatę za przegraną apelację. Zapytałam, dlaczego tylko ja obarczona jestem kosztami sądowymi (przecież oskarżona była także pani G.). Komornik odpowiedział po prostu, że GS zawzięła się na nas i na jej właśnie na wniosek ściąga z nas opłaty. Mógł żądać zapłaty od wszystkich oskarżonych, ale wybrał sobie niestety mnie – mówi pani Katarzyna.
– Wierzyciel ma prawo wybrać od którego z dłużników maja być odebrane należności – wyjaśnia Mecenas Stefaniak i dodaje, że poszkodowana Katarzyna Zasuń może, z uwagi na podwójne księgi wieczyste na tę samą nieruchomość, pozwać sąd o odszkodowanie lub wystąpić o zasiedzenie.
UG