Rozmawiamy z Barbarą Szyc, komisarzem jubileuszowego, 40 Pleneru „Jurajska Jesień”, który miał miejsce w podczęstochowskim Mirowie od 13 do 20 września br.
To zaszczyt organizować jubileuszową, 40. edycję Pleneru.
– Prowadziłam plener poprzedni i w roku 2000. To zawsze jest to duże zobowiązanie wobec koleżanek i kolegów. Kluczowe są: atmosfera, poczucie humoru uczestników, umiejętność współżycia z innymi, ale także warunki do pracy. Wybieramy niezmiennie Jurę Krakowsko-Częstochowską, co jest ewenementem w skali Polski, bo wydawałoby się, że po 40 latach wszystkie tematy już były, ale Jura ma niekończące motywy, to kopalnia tematów. Krajobraz jurajski nazywam „pejzażem tworzącym się”. W czerwcu Jura jest różowa i kwitną trawy, potem w lipcu i sierpniu jest kolor biały, obserwujemy falujące dywany biedrzeńców, a wrzesień to szeroka gama czerwieni, pomarańczy. Do tego dochodzi zmiana układu roślin, historia geologiczna terenu, różne niuanse światła.
Plenery są swoistą rejestracją zmian zachodzących na Jurze, również pod wpływem działań człowieka.
– I to pokazują zbiory, jakie mamy zachowane w Miejskiej Galerii Sztuki, gdzie pracuję. Trzonem naszej kolekcji, bardzo cennym, są prace poplenerowe, które były darem dla organizatorów, czyli Urzędu Wojewódzkiego. Duża grupa obrazów trafiała do nas jako stały zbiór miejskich. Widzimy na nich jak zniknęły wszystkie drewniane domy ze strzechą, dla nas artystów mające wartość sentymentalną. Zginęły też dzikie zalesienia, w zamian odsłoniły się skały. Miejska Galeria Sztuki w lutym 2015 roku zrealizuje wielką wystawę „40 plenerów Jurajskiej Jesieni” i wówczas będzie można to wszystko zobaczyć.
Tak dostojny jubileusz jest okazją do wspomnień. Kiedy zaczęła się Pani przygoda z Plenerem?
– W 1998 roku. Byłam bardzo stremowana, z jednej strony bardzo chciałam jechać, bo uczestnictwo w plenerze było wyróżnieniem i kontakt z artystami wielkiego formatu był dla mnie ogromnym przeżyciem, ale obawiałam się konfrontacji z wielkimi twórcami. Choć właśnie to było motywujące.
Jak wygląda organizacja Pleneru ze strony komisarza?
– Zawsze zaczyna się od składu, pada pytanie: kogo zaprosić? Część osób zgłasza się samych, część zapraszamy. Musimy też myśleć w odległej perspektywie, wyobrazić sobie wystawę poplenerową. Potem trzeba wybrać dobre miejsce, nie każde jest odpowiednie. Muszą być dobre warunki do pracy z możliwością spacerów, komfort i preteksty do malowania. Mirów jest takim miejscem. 40 spotkanie chcieliśmy uhonorować hasłem „Udało nam się”. Przyjęliśmy wersję z przymrużeniem oka, stąd zwariowane nakrycia głowy z elementami jurajskimi. Przy okazji wszyscy świetnie się bawili.
Jakieś jubileuszowe podsumowania?
– Szykując się już do wielkiej wystawy rocznicowej wyliczyliśmy, że we wszystkich edycjach uczestniczyło ponad 350 twórców, niektórzy wielokrotnie. Na tegorocznym Plenerze mamy przede wszystkim komisarzy, ale również debiutantów oraz osoby zaproszone z Opola, Kielc, Gliwic. Wśród nas jest Ala Nadolska, która od początku była uczestnikiem kibicem i spirytus movens tego przedsięwzięcia. Jest też Celina Szerszeń, Lech Ledecki, który prowadził trzeci plener. Ich historie i przygody na plenerach do dzisiaj funkcjonują w anegdotach.
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA