Od tokarza do satyryka


Częstochowski satyryk – Tomasz Wolski prezentował swoje prace w Częstochowskim Muzeum. 13 lipca wystawa została przeniesiona do Dworku Krasińskich w Złotym Potoku. Rozmawiamy o drodze życiowej artysty i jego spojrzeniu na świat.

– Niedawno została wydana Twoja książka “Bo z górami nie ma żartów”. Czy góry Cię inspirują?
– Moje pierwsze rysunki satyryczne były związane z tematyką górską, wspinaczkową. W 1995 roku w częstochowskim antykwariacie spotkałem Aleksandra Lwowa, wydawcę gazety “Góry i alpinizm” i powiedziałem mu, że gazeta jest fajna, ale rysunki kiepskie. A on na to: to narysuj coś. Nakreśliłem więc kilka, wysłałem i tak zaczęło. Później współpracowałem z krakowską gazetą “Góry”. Dziś rysuję dla “Magazynu Górskiego” i “Magazynu Ski”, wydawanych przez byłych redaktorów pisma “Góry”.
– Jednak tematyka Twoich rysunków to nie tylko góry.
– Etap satyry społeczno-obyczajowej rozpoczął się w momencie, kiedy otrzymałem propozycję od “Życia Częstochowy”.
– Z czego się śmiejesz?
– Dużo wrażeń dostarcza mi to, co dzieje się wokół mnie. Wystarczy na daną sytuację odpowiednio spojrzeć, coś dodać i rysunek gotowy. Czesi potrafią kapitalnie się śmiać z siebie i podchodzić do rzeczywistości z dystansem. My, niestety nie, najczęściej od razu dajemy sobie po gębie.
– A jak rozpoczęła się Twoja przygoda z rysowaniem?
– Właściwie to rysowałem od zawsze, szczególnie w zeszytach od matematyki, ale moja droga twórcza była bardziej powikłana. Zawodowo rysuję od spotkania z Aleksandrem Lwowem. I jak na razie to mój sposób na życie.
– A ta powikłana droga twórcza?
– Z zawodu jestem tokarzem-frezerem. Później ukończyłem budowę maszyn w Technicznych Zakładach Naukowych. Studiowałem też architekturę, ale bardzo szybko stwierdziłem, że to nie kierunek dla mnie. Wybrałem studium “Elektryczne maszyny i systemy cyfrowe” i o dziwo ukończyłem je po 2 latach. Później wyjechałem w góry na trzy miesiące i kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem na stole wezwanie na Wojskową Komisję Uzupełnień. Nie chciałem iść do wojska, więc wybrałem się na kolejne studium “Dokumentacja budowlana”. Jeszcze nie rozpocząłem semestru, a już pojechałem w góry. Kiedy wróciłem okazało się, że ten kierunek już nie istnieje. Wreszcie stwierdziłem, że trzeba wybrać jakiś “normalny” kierunek studiów i po pięciu latach ukończyłem plastykę na wydziale grafiki w pracowni pod kierunkiem Ryszarda Osadczego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie. Studia dały mi przede wszystkim wiedzę warsztatową, poznałem nowe techniki, które wykorzystuję w swoich rysunkach.
– Nie pytam o pasje, bo znam odpowiedź…
– …góry!

ANNA KNAPIK-BEŚKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *