W częstochowskim pubie „Cafe Skrzynka” Ośrodek Promocji Kultury „Gaude Mater” prezentuje wystawę fotograficzną z cyklu „Obrazki z podróży”, autorstwa Dariusza Gawrońskiego, na co dzień nauczyciela wychowania fizycznego w Liceum Ogólnokształcącym im. C. K. Norwida
Dariusz Gawroński opowiada nam o swojej pasji.
Przygoda z fotografią artystyczną zaczęła się…
– Moje początki z fotografią bardziej dojrzałą zaczęły się od wyprawy w Himalaje w 2001 roku. Zmotywowała mnie ona do zakupienia sprzętu bardziej nowoczesnego, który wyparł mój aparat analogowy. Pasjonuje mnie fotografia podróżnicza, bo lubię fotografię kreacyjną, konceptualną. Z perspektywy czasu widzę, że to obszar do ciągłej nauki.
Jakie wystawy ma Pan w swoim dorobku?
– Jest ich trochę, najwięcej satysfakcji przyniosły mi dwie wystawy w Niemczech w Fridrichstrafen. Miałem też kilka wystaw klubowych, należę do Klubu Jurajskiego. Wcześniej byłem członkiem częstochowskiego oddziału Fotoklubu Rzeczpospolitej Polskiej, tam wprowadzał mnie w arkana fotografii pan Janusz Mielczarek. Tam też udało mi się zdobyć tytuł Fotografa Roku w 2003 roku, a potem w 2012, 2014 i 2014.
A jaki był rok 2015?
– Bardzo dobry. Udało mi się zdobyć nagrodę w Jarosławiu w konkursie międzynarodowym na fotografię portretową oraz nagrodę w Rumunii również za fotografię portretową. I wreszcie zwycięstwo w konkursie w Shenzen. Tak że obrodziło, ale staram się nie osiadać na laurach.
Kogo Pan lubi portretować?
– Osoby dojrzałe, których twarze są opowieścią o życiu. W tej chwili bardziej kreuję obraz, tworzę go najpierw w głowie, a potem przekładam na papier.
Znane postaci utrwalone przez Pana na fotografii?
– W ubiegłym roku przygotowałem wystawę fotografii znanych częstochowskich siatkarzy, trenerów. Między innymi jest tam portret Stanisława Gościniaka, mistrza świata.
Fotografia jest dla Pana nadrzędnym celem?
– Próbuję moje aktywności wypośrodkować, ale nie ma dnia bym nie myślał fotograficznie. Nawet chodząc miastem rzeczywistość postrzegam kadrami fotograficznymi.
Pana pierwszy aparat fotograficzny?
– Otrzymałem jako prezent na komunię świętą. Był to bardzo prosty w konstrukcji niemiecki aparat. Zrobiłem wówczas cały film i wyjąłem kliszę, by zobaczyć efekt finalny. Jakże byłem zdumiony, gdy nic nie zobaczyłem.
Plany?
– Chciałbym w tym roku zamknąć cykl portretów kreacyjnych, ale cały czas powstają nowe pomysły, więc chyba będzie to historia bez końca. Podróżniczo wiele mi się marzy…
Gdzie już Pan był?
– Zaliczyłem dwie ekstremalne wyprawy: Himalaje i Spitsbergen na Arktyce. Zwiedziłem też daleką Syberię, bardzo nieprzystępne Góry Zabajkale w Gruzji, Byłem też w Maroko, zahaczając o góry Atlas.
A marzy się…/
– Matterhorn w Alpach, najpiękniejsza góra świata. Ararat, w górach gdzie jest ponoć Arka Noego. Marzą mi się także: Kamczatka, Alaska, Grenlandia.
A Polska?
– Jestem zwolennikiem poznawania świata, ale uważam, że zanim wyruszy się dalej trzeba poznać okolice swojej miejscowości. Jurę mam już mocno schodzoną, polskie góry również.
Zwiedza Pan góry, a morze nie jest inspirujące?
– Parę obrazków morskich mam. Jedną z prac nazwałem nostalgicznie: „Kamienie nawołujące morze do westchnień”. Nie uciekam od tematów morskich, ale morze zachowuję bardziej dla rodziny.
Z której fotografii jest Pan najbardziej dumny?
– W tej chwili oczywiście z zejścia z góry Grossglockner, za którą zdobyłem dwa miesiące temu złoty medal na II Międzynarodowym Konkursie Fotograficznym w Shenzen w Chinach. Konkurencja była ogromna, przyszło 10,5 tysiąca prac z całego świata. Zwycięską fotografię zatytułowałem „Withdrawal”, czyli “Odwrót”. Tytuł to symboliczny, ponieważ podczas pamiętnej wyprawy w 2012 r. grupa uwieczniona na zdjęciu nie dotarła na sam szczyt. Ale wierzę, że najlepsze zdjęcia, to te których jeszcze nie zrobiłem są jeszcze przede mną.
Kształci Pan też młodzież…
– Gdy rozpocząłem pracę w liceum postanowiłem reaktywować kółko fotograficzne. Jest to taka platforma, na której moje doświadczenie spotyka się ze świeżym spojrzeniem młodzieży. Mamy swoje studium fotograficzne. Organizujemy eventy, hapenningi, konkursy. W minionym roku realizowaliśmy temat fotografii studyjnej, byliśmy też na plenerze.
Co przekazuje Pan swoim uczniom?
– Tym którzy mają braki techniczne, to przekazuję jak najwięcej technicznych wskazówek, tym co poszukują czegoś więcej sprzedaję swoją wiedzę co do technik fotografowania. Wspólnie poszukujemy i młodzież jest zadowolona.
Czym jest fotografia dla Pana? To pasja czy coś więcej?
– Pozostanę przy pasji. Również sposobem na życie, ale także dystansem do niego. Moje podróże łączę z fotografią, w torbie zawsze czyha aparat. Czasami fotografia staje się obsesją, bo próba uwolnienia się od fotografii kreacyjnej się nie udaje, pojawiają się nieustannie nowe inspiracje.
Jakieś zdarzenie, które zaskoczyło Pana w czasie pracy?
– Gdy na Spitsbergenie robiłem zdjęcia morsom, wydawało mi się, że są to tak ciężkie zwierzęta, że spokojnie mogę podjeść na bliską odległość bez żadnych konsekwencji, a one w pewnym momencie tak szybko ruszyły, że ledwo zdołałem uciec. Jeden ze zwierzaków próbował mnie nawet opluć swoją śliną.
Czyli ekstremalne przygody się przytrafiają?
– Czasem podejmuje się ryzyko. Tak było przy zdjęciu „Odwrót”. Warunki pogodowe były bardzo niebezpieczne, ale efekt okazał się wyjątkowy.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA