– W ostatnich tygodniach zostały publicznie rzucone nowe hasła dotyczące częstochowskiego szkolnictwa wyższego. Prezydent Wiesław Maras postulował przekształcenie Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Akademię Czy byłby to krok przyspieszający powstanie państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego?
– Nie. W moim przeświadczeniu – opóźniający. Inne ośrodki, które “przekształciły” swoje WSP w akademie: Bydgoszcz, Kielce czy Słupsk – nie postąpiły na drodze ku uniwersytetowi ani o krok. Ich “prouniwersytecki” dorobek jest albo żaden, albo od naszego znacznie uboższy. To Częstochowa, a nie na przykład Kielce, posiada ministerialny zespół ds. uniwersytetu, zaawansowany, choć jeszcze niedoskonały, wniosek ustawodawczy, silne, zinstytucjonalizowane lobby w postaci Fundacji, którą reprezentuję oraz to, co pewnie najważniejsze – zbudowaną przez nas ponad politycznymi podziałami i zorientowaną na państwowy uniwersytet, jako cel cywilizacyjny numer jeden dla regionu częstochowskiego – zdeterminowaną opinię publiczną. Powtarzam: tylko my, Częstochowa, wśród miast starających się o uniwersytet państwowy mamy takie atuty, wynikające przecież z realnej pracy środowiska akademickiego i Fundacji.
Ogłoszenie natomiast WSP – Akademią nic nie daje. Jest tylko zmianą nazwy, praktycznie bez spełnienia jakiegokolwiek nowego kryterium, czyli bez podniesienia jakości i tym samym rzeczywistej rangi, uczelni. Co gorsze, taki “zabieg” – petryfikowałby dotychczasowy dorobek i dawał dyskretne alibi tym wszystkim, którzy, okupiony nieuchronnym, ofiarnym wysiłkiem częstochowskiego lobby – państwowy uniwersytet, chcieliby zastąpić – pustosłowiem i namiastką.
– Rektorzy Politechniki Częstochowskiej lansują inny pomysł: przemianowania tej uczelni w tzw. Uniwersytet Techniczny… Czy to przyczyniłoby się do powołania państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego?
– Nie sądzę. Jest to pomysł spoza polskiej, ale także i europejskiej tradycji kulturowej i naukowej. Już przed wojną istniały w Polsce dwie, światowej klasy, Politechniki: Lwowska i Warszawska. Także: wybitne osobistości okresu międzywojennego – dla przykładu Eugeniusz Kwiatkowski, Ignacy Mościcki, Gabriel Narutowicz – to absolwenci, a potem profesorowie słynnych politechnik szwajcarskich lub innych. Tak więc, politechnika ma w języku polskim ugruntowaną i wielce prestiżową konotację. W przeciwieństwie do uniwersytetu technicznego, które to określenie w polszczyźnie nie występuje i jest całkowicie sztuczną, bo niepotrzebną kalką z kręgu, głównie, kultury anglosaskiej.
– W ostatnich tygodniach zostały publicznie rzucone nowe hasła dotyczące częstochowskiego szkolnictwa wyższego. Prezydent Wiesław Maras postulował przekształcenie Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Akademię Czy byłby to krok przyspieszający powstanie państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego?
– Nie. W moim przeświadczeniu – opóźniający. Inne ośrodki, które “przekształciły” swoje WSP w akademie: Bydgoszcz, Kielce czy Słupsk – nie postąpiły na drodze ku uniwersytetowi ani o krok. Ich “prouniwersytecki” dorobek jest albo żaden, albo od naszego znacznie uboższy. To Częstochowa, a nie na przykład Kielce, posiada ministerialny zespół ds. uniwersytetu, zaawansowany, choć jeszcze niedoskonały, wniosek ustawodawczy, silne, zinstytucjonalizowane lobby w postaci Fundacji, którą reprezentuję oraz to, co pewnie najważniejsze – zbudowaną przez nas ponad politycznymi podziałami i zorientowaną na państwowy uniwersytet, jako cel cywilizacyjny numer jeden dla regionu częstochowskiego – zdeterminowaną opinię publiczną. Powtarzam: tylko my, Częstochowa, wśród miast starających się o uniwersytet państwowy mamy takie atuty, wynikające przecież z realnej pracy środowiska akademickiego i Fundacji.
Ogłoszenie natomiast WSP – Akademią nic nie daje. Jest tylko zmianą nazwy, praktycznie bez spełnienia jakiegokolwiek nowego kryterium, czyli bez podniesienia jakości i tym samym rzeczywistej rangi, uczelni. Co gorsze, taki “zabieg” – petryfikowałby dotychczasowy dorobek i dawał dyskretne alibi tym wszystkim, którzy, okupiony nieuchronnym, ofiarnym wysiłkiem częstochowskiego lobby – państwowy uniwersytet, chcieliby zastąpić – pustosłowiem i namiastką.
– Rektorzy Politechniki Częstochowskiej lansują inny pomysł: przemianowania tej uczelni w tzw. Uniwersytet Techniczny… Czy to przyczyniłoby się do powołania państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego?
– Nie sądzę. Jest to pomysł spoza polskiej, ale także i europejskiej tradycji kulturowej i naukowej. Już przed wojną istniały w Polsce dwie, światowej klasy, Politechniki: Lwowska i Warszawska. Także: wybitne osobistości okresu międzywojennego – dla przykładu Eugeniusz Kwiatkowski, Ignacy Mościcki, Gabriel Narutowicz – to absolwenci, a potem profesorowie słynnych politechnik szwajcarskich lub innych. Tak więc, politechnika ma w języku polskim ugruntowaną i wielce prestiżową konotację. W przeciwieństwie do uniwersytetu technicznego, które to określenie w polszczyźnie nie występuje i jest całkowicie sztuczną, bo niepotrzebną kalką z kręgu, głównie, kultury anglosaskiej.
Jeżeli o pomyśle sięgnięcia po hasło: uniwersytet techniczny zadecydowały względy, no powiedzmy snobistyczne, to, na pewno, nie praktyczne. Bo, po pierwsze, byłby to precedens. Nikt w Polsce, w Ministerstwie Edukacji Narodowej, w środowiskach akademickich, czy gdzie indziej, do tej pory o czymś podobnym nie słyszał. Po drugie… co by to miało oznaczać? Czy częstochowska politechnika administracyjnie przemianowana w uniwersytet techniczny stałaby się uczelnią ważniejszą i atrakcyjniejszą od, dajmy na to, Politechniki Warszawskiej, Gliwickiej czy krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej? Albo inaczej… czy po częstochowskim precedensie wszystkie politechniki w Polsce, a jest ich kilkanaście, kornie ustawią się w ogonku, by otrzymać wymarzoną nazwę: uniwersytet techniczny? Jawny absurd.
– Jaki zatem pożądany jest, w najbliższej przyszłości, kształt częstochowskiego szkolnictwa wyższego?
– Nic się tutaj nie zmienia, ani w moim myśleniu, ani w polityce Fundacji. Częstochowie potrzebna jest i Politechnika, przecież jedna z najstarszych w kraju, i państwowy uniwersytet. Chcemy tylko tego, co dobrze funkcjonuje, na przykład w mniejszym od Częstochowy Opolu, gdzie jest i uniwersytet, i politechnika, czy w porównywalnym z Częstochową – Białymstoku, gdzie zgodnie pracują: uniwersytet, politechnika i jeszcze kilka państwowych, ważnych uczelni wyższych.
– W jakim miejscu znajduje się dzisiaj Częstochowa w staraniach o swój uniwersytet?
– Po fiasku, latem tego roku, inicjatywy ustawodawczej, której zresztą Fundacja nie prowadziła i nie koordynowała, trzeba raz jeszcze policzyć, na dzisiaj istotne, atuty i pełnym zestawem sił kontynuować rozpoczęte dzieło.
– Wspomniał pan o atutach. Jakie one są?
– O silnych podstawach, wynikających z ciężkiej, dwuletniej pracy Fundacji i środowiska akademickiego, kilka chwil wcześniej, już wspomniałem. Ewidentne, subiektywne okoliczności porażki legislacyjnej Uniwersytetu Częstochowskiego, w lipcu 2001 roku, nie mogą wszakże przesłonić faktu, iż na dzisiaj nie spełniamy wszystkich kryteriów stawianych przez ministerstwo i Radę Główną Szkolnictwa Wyższego. I zawsze, tak, jak to było kilka miesięcy temu, znajdzie się ktoś, zazdrosna konkurencja, bezduszny minister, kto nam to wytknie i użyje jako pretekstu, by zablokować nasze starania. Trzeba to radykalnie przeciąć. Jedyna droga, która do tego prowadzi, to “import”, w najbliższych dwóch, maksimum trzech latach, do Częstochowy dwudziestu – trzydziestu profesorów “belwederskich”. Wtedy spełnimy podstawowe warunki, jakie stawia się powstającym, państwowym uniwersytetom.
Na przyjazd do naszego, przygotowywanego uniwersytetu, uczonych z zewnątrz jest jeden, wypróbowany i wciąż skuteczny sposób – mieszkania.
I tutaj musi nastąpić radykalne przyspieszenie częstochowskiego lobby, przede wszystkim wśród najbogatszych firm regionu i samorządów. Budujący przykład dał kilka miesięcy temu ówczesny starosta kłobucki Marek Sztolcman, przeznaczając 100 tys. złotych na mieszkanie profesorskie. Ruszyły już z pomocą niektóre przedsiębiorstwa, dla przykładu godnego naśladowania, jak Zakład Energetyczny i nieoceniony prezes Ireneusz Gębski czy Wulkan z prezesem Januszem Zatoniem.
Myślę, iż wypracowana, głównie z udziałem prezesa Ireneusza Gębskiego i senatora Grzegorza Lipowskiego, strategia działania na rzecz państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego – ponad politycznymi podziałami, dalej będzie przynosić dobre owoce.
Tak deklarują się wszyscy częstochowscy parlamentarzyści. Entuzjasta częstochowskiego państwowego Uniwersytetu, polityk ważny i poważny, Marek Sztolcman, został wicewojewodą śląskim i pomoc w tej właśnie sprawie otwarcie i odważnie stawia, jako swój punkt honoru i urzędniczy priorytet.
W sejmowej komisji edukacji mamy już dwa głosy, jej stałych członków, posłanki Danuty Polak i mój. To tylko niektóre nasze atuty. Są realne szanse, by pojawiły się następne, a wtedy częstochowskie lobby będzie w stanie, w sprawie państwowego Uniwersytetu Częstochowskiego, podyktować zwycięskie rozdanie kart.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ KAWKA