OPŁATEK W Ośrodku Pobytu Dziennego dla Osób Uzależnionych od Substancji Psychoaktywnych
Przeprowadzone badania wykazują, że ponad 60 procent częstochowskiej młodzieży jest po pierwszych eksperymentach ze środkami odurzającymi.
W Częstochowie działa zaledwie kilka instytucji wspierających ludzi uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Jedną z nich jest powstały w 1992 roku na bazie placówki „Powrót z U” Ośrodek Profilaktyczno-Społeczny dla Osób Uzależnionych i Ich Rodzin. Od maja 2008 roku, po usilnych staraniach, utworzono przy nim, jako jeden z sześciu w Polsce, eksperymentalny Ośrodek Pobytu Dziennego dla Osób Uzależnionych od Substancji Psychoaktywnych. Na leczeniu refundowanym przez Narodowy Fundusz Zdrowia przebywa tu aktualnie dwanaście osób, w różnym wieku, o różnym statusie społecznym – uczniowie, studenci, biznesmeni. Niektórzy z nich to wieloletni narkomani, często z tak zwanej recydywy. – Potrzeby są znacznie większe. Pomagamy znacznie większej liczbie uzależnionych, niż wynika to z refundacji Funduszu. Zasady finansowania leczenia są mało jasne. Początku przyznano nam środki na leczenie 8 i 1/3 osoby (sic!) – mówi specjalista terapii uzależnień Sławomir Szwajkowski, kierujący Ośrodkiem.
Terapia odbywa się według nowego systemu. Chorzy sami prowadzą gospodarstwo, analizują koszty, dokonują zakupów, gotują, sprzątają. Po zajęciach terapeutycznych mogą ćwiczyć w siłowni, spędzić czas w kawiarence internetowej. Zamierzeniem programu, oprócz leczenia, jest odbudowanie u pacjentów podstaw życia społecznego i ponowne przystosowanie do życia. Realizuje się to również poprzez integracyjne spotkania z rodzinami uzależnionych. 22 grudnia w Ośrodku zorganizowano pierwszy raz wspólną wigilię. Przy stole zasiedli rodzice, dziadkowie, rodzeństwo chorych oraz dyrektor Ośrodka Profilaktyczno-Społecznego Mieczysława Majka Tkacz, terapeuta Sławomir Szwajkowski i jego małżonka prof. Akademii im. Jana Długosza dr hab. Krystyna Szwajkowska.
Zdaniem Szwajkowskiego wyniki pracy w ośrodkach pobytu dziennego są podobne do leczenia stacjonarnego i system lecznictwa uzależnień powinien iść w kierunku rozwijania ośrodków pobytu dziennego, które są zdecydowanie tańsze.
Rozmowa ze Sławomirem Szwajkowskim, specjalistą terapii uzależnień
Czy można wyleczyć się z narkomanii?
– Uzależnienie można jedynie zaleczyć. Tak jak w przypadku alkoholizmu narkomanem się jest do końca życia. I o tym, że nie bierzemy decyduje nasza siła woli.
Jak szeroki jest obszar narkomani w Polsce?
– Ponad 20 lat pracy pokazało mi, że problem uzależniania dotyczy całego przekroju społecznego. Badania, jakie przeprowadziliśmy w szkołach podczas zajęć profilaktycznych, wykazały, że 67 procent młodzieży licealnej eksperymentuje ze środkami narkotycznymi, bądź miały propozycję. W gimnazjach i podstawówkach – 35-40 procent. Tu królują środki wziewne, ale szybko zastępowane są marihuaną, a potem amfetaminą. Podobne statystyki są w innych większych miastach.
To bardzo dużo!
– Jestem porażony i przerażony niską świadomością społeczną zarówno odnośnie szkodliwości jak i rodzajów narkotyków. Funkcjonuje błędne przeświadczenie o podziale narkotyków na miękkie i twarde, czyli te, które są mniej lub bardziej szkodliwe. Młodzi uważają, że z tych, które się pali jak marihuana, amfetamina, kokaina, heroina można wyjść bez problemu, a be są te tylko dożylne. To nieprawda i naszym zadaniem jest zmieniać ten pogląd. Młodzież niechętnie tego słucha, co grosza, dla niektórych marihuana nie jest w ogóle narkotykiem. Przerażony też jestem bezkarną kampanią narkotyków. W Internecie nie pisze się, że marihuana szkodzi, ale że można palić ją bezkarnie.
W latach 60. pojawiały się osoby uzależnione od tzw. winktury (krople żołądkowe złożone i krople Inoziemcowa, w skład których wchodziła woda, spirytus i opium, po wypaleniu spirytusu pozostawała woda z czystym opium). Specyfiki te można było spożywać bezkarnie. W latach 70. pojawił się polski „kompot”, tzw. polskiej heroiny (wyprodukowali ja dwaj gdańscy studenci ze słomy makowej) oraz opium, preparowany z główek zielonego maku. Dzisiaj produkcja polskiej heroiny wymiera, ale nadal, nawet na terenie Częstochowy, są osoby od niej uzależnione. Narkotyk przywożony jest z Katowic, Bytomia, Gliwic i rozprowadzany przez dealerów. W latach 90. w Częstochowie policja przeprowadziła zmasowany atak na producentów i odtąd rynek produkcyjny heroiny w naszym mieście w zasadzie nie istnieje, ale weszła marihuana.
Częstochowa, mimo iż nie ma tu produkcji, jest zalana narkotykami, a branie, „jaranie”, stało się modą.
Od czego zależy tempo uzależnienia narkotyków? Czy jest granica, do której branie jest bezpieczne?
– Nie ma. Jedna osoba może stać się narkomanem po pierwszym kontakcie, druga po wielokrotnym braniu. Do tego, by zostać narkomanem potrzebna jest osobowość narkotyczna. Znam osoby, które biorą, a narkomanami nie są. Biorą, bo zależy im na byciu w grupie, by nie zostać wykluczonym. Ale później myślą tylko jak się uwolnić od stanu ponarkotycznego. Tacy nie uzależnią się.
To kiedy się zostaje narkomanem?
– Gdy akceptuje się stan ponarkotyczny i poczucie bezpieczeństwa jakie on niesie. Gdy po pierwszym doświadczeniu wyzwala się takie wrażenie, to znaczy że granica została przesunięta. Ci będą brać.
Częstym bodźcem zewnętrznym do wzięcia narkotyku są zaburzone relacje z kobietami. Narkotyk luzuje hamulce, przychodzi odwaga, dowcip, pewność siebie. Często jednak zaczyna się przez przypadek, na przykład na imprezie.
Narkomani to osoby, u których nie wykształciła się zdolność do walki z trudami. Gdy napotykają na problem kurczą się wewnętrznie, a ochota do walki pojawia się z chwilą, gdy wezmą działkę.
Jaka jest rola terapii?
– W dzisiejszym świecie nowoczesnych osobowości socjologicznych, wielkim wyścigu szczurów, nastawionych na walkę o pieniądz wielu się zatraca. Przeciętny licealista wysiada, gdy musi zmierzyć z człowiekiem zimnym, wyrachowanym, który chce cały świat sobie podporządkować. Ginie, traci poczucie wartości i szuka drogi ratunku. Przeżywa horror, a brak komunikacji, możliwości wyartykułowania swoich potrzeb, myśli ciągnie go w dół. Powrót do normalnych sfer emocjonalnych musi przejść przez namacalne, pozytywne doświadczenie. Dostaje więc zadania i pomału odzyskuje wiarę i stabilizację.
Naszą rolą jest uczyć ich życia, dawania sobie rady w trudnych sytuacjach. Terapia grupowa trwa dziewięć miesięcy. Zaczyna się od nauki konsekwencji i nauki myślenia o sobie. Praca nad konsekwencją doprowadza do zachowań WZ, czyli ukształtowania mechanizmu automatycznej, podświadomej samokontroli. Uruchomia się on, gdy pojawia się chęć brania. Potem jest racjonalizacja, aspekty pracy nad właściwą motywacją. Codziennie przed snem leczony musi prześwietlić swoje postępowanie, później o omawiamy, by wyłapać błędy. Jak uznamy, że motywacja jest ukształtowana, to po dziewięciu miesiącach decydujemy się na zakończenie terapii. Opisuję to w telegraficznym skrócie, ale to dla tych ludzi jest ciężka harówka. Grupę opuszcza dwóch, trzech wyleczonych i dla nich warto podejmować trud. Staramy się ich tak wychowywać, by jak najdłużej wydłużać okres abstynencji.
Czyli są powroty?
– Częściej dotyczy to ośrodków stacjonarnych, gdzie chory tak naprawdę nie zmierza się własnym problemem. Tu może. Mówię, gdy idzie do domu: masz do wyboru dwie rzeczy – jechać autostradą lub leżeć w rowie. Do ciebie decyzja należy. Przecież mnie nie wykręcisz, jeśli kogoś, to siebie. Niektórzy analizują i podejmują twarde decyzje by skończyć z nałogiem. To trudne i 9 miesięcy nie wystarczy.
Burzą mnie jednak sytuacje stosowania szantażu emocjonalnego przez uzależnionych. Zdarzają się przypadki, że pojawiają się po raz czwarty, piąty i żądają pomocy. W Polsce, niestety, przyjęto błędny system leczenia. Demobilizujący. Narkoman bowiem ma możliwość nieograniczonego dostępu do medyczno-terapeutycznej pomocy. Jeżeli uzależniony był trzy razy na leczeniu, i przychodzi po raz czwarty, to on z tego robi sobie sposób na życie. Nakarmią, umyją, ubiorą, będą leczyć, jeszcze dadzą pieniądze zarobić, to efektywność leczenia będzie spadała. Jeśli wyszłoby takie rozporządzenie, że narkoman może leczyć się tylko trzy razy i przerwa półtora roku, to dałoby to lepszy skutek. Może w tym wypadku śmiertelność by wzrosła, ale zdrowsza byłaby motywacja do leczenia. Tu konieczna jest chęć samego uzależnionego oraz pomoc rodziny. Rodzice często oddając dziecko do placówki myślą, że siedzi tu Coperfield i machnie trzy razy, wygoni demona i cudownie uzdrowi.
To co powinni robić rodzice?
– Jeżeli matka wspiera uzależnienie dziecka, daje mu utrzymanie, pieniądze, to nie jest najlepszy kierunek. Narkomani mają hedonistyczny i roszczeniowy stosunek do życia i wykorzystują słabość i miłość. Ostatecznym, ale i niebezpiecznym, krokiem jest pozbawienie środków do życia i wyrzucają z domu. Skuteczność tej metody waha się w granicach 70 procent. Lepiej jest rozmawiać i zmotywować do leczenia, ale musi to być partnerska rozmowa.
Jak przeprowadzać takie rozmowy z dziećmi?
– Narkomani za powód brania często podają niską atrakcyjność wychowawczą. Rodzice tylko żądają: lekcje i sprzątnie. Brak rozmów o problemach doprowadza do tego, że autorytet przejmuje grupa rówieśnicza, często skłaniająca do różnych złych działań.
Rozmowa rodzica powinna mieć ciepły charakter, bez dyrektywnego tonu, powinna toczyć się na płaszczyźnie partnerskiej, by sprowokować do otwarcia dziecka. Po prostu można powiedzieć: „nie umiem ci pomóc, powiedz, czemu tak jest.” Gdy rodzic rozkazuje, krzyczy jest na przegranej pozycji. Dziecko zamyka się jeszcze bardziej, kurczy się i ucieka na margines życia. Nie chce słyszeć o niczym, następuje zanik uczuć wyższych i to czy ktoś cierpi z powodu jego postępowanie nie obchodzi go.
Wspominał pan, że nie ma reguł. Narkotyki pojawiają się w różnych rodzinach.
– Kiedyś były to w większości dzieci z rodzin bohemy. Teraz to cały przekrój społeczny. Biorą super obrzydliwie bogaci i ci, co są na samym dnie, by dorównać krezusom. Nie ma znaczenia kto jest z jakiego domu. Środki nie są drogie, za trzy porcjowy pakiet płaci się 30 złotych.
Jak poznać, że dziecko bierze?
– Jeśli tylko zauważy się jakieś niepokojące objawy można przyjść do poradni po pomoc. Jest schemat zachowań. Słuchanie na okrągło muzyki – co druga płyta jest o tym, by palić, brać z edukacyjno-narkotykowymi wskazówkami – rodzice powinni zwracać uwagę na teksty, oglądanie na Internecie stron poświęconych narkotykom, ubiór hip-hopowy, zamykanie sie w sobie, brak komunikacji, nowi, dziwni koledzy. Sprawy poznawcze stają się nieważne, szkoła idzie na bok, życie rodzinne nie wzbudza zainteresowania. Na to nakładają się kliniczne objawy – dziwny zapach, rozedrgane, roziskrzone oczy, czerwone bruzdy wokół ust, pragnienie i potok słów. Może to trochę nieetyczne, ale dla dobra dziecka trzeba czasem zajrzeć do kieszeni, czy nie jakiś czarnych lufek, maleńkich torebeczek. Jeśli to się pojawia, trzeba porozmawiać z dzieciakiem skąd to ma. Będzie się wypierał, ale wówczas trzeba przejść na partnerską rozmowę. Udać trochę naiwną osobę. Często usłyszymy, wiesz mamo to Rysiek prosił, bym to przechował, a ten Rysiek to on. Po amfetaminie, która bardzo ogranicza możliwości poznawcze i degeneruje umysł, jest nadmierna potliwość, brak łaknienia, nadmierna pobudliwość, po tydzień czasu potrafią nie spać, cały czas plądrują komputery, w kącikach ust pojawia się maleńka biała piana, źrenice powiększone, nadpobudliwość, gadatliwość, ślinotok, To tak jak ADHD. Nie śpi trzy dni, a potem pada i śpi dwa dni bez przerwy. Narkomania może prowadzić do wtórnego analfabetyzmu. Taki stan potrafi utrzymywać sie do pół roku.
Jak chorzy docierają do was?
– Z informacją wchodzimy do szkół, zakładów stacjonarnych, sądów, kuratorów. Jesteśmy alternatywą dla osób, które chcą się leczyć w systemie społeczności terapeutycznej, ale nie zamkniętej. Nasz ośrodek jest szansą dla osób, które chcą się uczyć, pracować, a przy okazji załatwić swój problem. Zapewniamy im dobre warunki do leczenia i do rozwoju.
W ośrodku prowadzimy również profilaktykę dla młodzieży. Z prelekcjami jeździmy też do szkół, by przekazać minimum informacji. Prowadzimy warsztaty, ale nie mamy możliwości edukacyjnych, gdyż obecnie jest całkowity zakaz posiadania narkotyków. Nie możemy więc zademonstrować narkotyków i na przykład ich zapachu.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA