Najciekawszy jest człowiek


W foyer Teatru im. A. Mickiewicza można zwiedzić wystawę zdjęć Piotra Dłubaka pt. „Ojcowizna”. Została ona przygotowana na otwarcie Międzynarodowego Przeglądu Przedstawień Istotnych „Przez Dotyk”, który odbył się w połowie listopada. Artysta jest związany z częstochowską placówką już od wielu lat. W ekspozycji zaprezentował zdjęcia, pomyślane jako konfrontacje ojców z ich synami, przedstawionych w tradycyjnej dla niego konwencji – czerni i bieli. Wystawionych zostało tylko osiemnaście prac, jednak nie chodziło tu o ilość, tylko o zarejestrowanie napięć – i tych pozytywnych, i negatywnych – występujących w relacjach ojciec-syn.

Z Piotrem Dłubakiem rozmawiamy o wystawie oraz o jego twórczości w ogóle.

To już druga ekspozycja, w której porusza Pan motywy rodzinne.

– Tylko że ta pierwsza – „Ojcowie i córki” – to była wystawa sentymentalna, którą zrobiliśmy razem z Szymonem Parafiniakiem. On malował obrazy, ja fotografowałem. Obojgu nam urodziły się córki, prawie po czterdziestce i to ich cudowne wejście w nasze życie chcieliśmy w ten sposób uczcić.

A jaka była motywacja do obecnej wystawy?

– Zainspirowałem się spektaklem Bartka Kopcia „…do ojca…”, który zrealizował na podstawie adaptacji „Listu do ojca” Franza Kafki. Pomyślałem, że dobrze byłoby, tym razem już nie tak łagodnie i sentymentalnie jak w „Ojcach i córkach”, przedstawić ten problem. Chciałem poszukać czegoś, co nie koniecznie jest dobre między ojcem a synem. Zawsze są jakieś nadzieje wobec potomka – często niespełnione, a później okazuje się jednak, że droga, którą syn wybiera jest bardzo, bardzo dobra. Większość z tych osób znam, znam ich losy, wiem, co robią w życiu, dlatego postanowiłem uwiecznić to na fotografiach. Chociaż wydaje mi się, że obejrzenie tej wystawy po spektaklu nadaje jej właściwy kontekst. Natomiast oglądanie samych zdjęć, bez tego wszystkiego, co porusza Kafka, może nie być do końca pełne.

Czyli bez tego monodramu to są po prostu portrety?

– Monodram jest jak gdyby dopełnieniem wystawy. Nie napisałem tekstu do programu, nie wyjaśniłem tego, tę rolę spełnia właśnie spektakl. Z drugiej strony, te portrety są zrobione jako dyptyki, mają tworzyć ze sobą jakąś całość. Moim założeniem było zadać w nich pytanie, jaka ta relacja między synem i ojcem była i częściowo odpowiedzieć na nie.

Czyli co dokładnie chciał Pan uchwycić – różnice, podobieństwa?

– Wszystko. Jak mówiłem, bywa, że syn wybiera swoją drogę wbrew ojcu i dopiero później okazuje się, że jednak daje on mu bardzo wiele powodów do dumy. Ale zdarza się i tak, że ich drogi od samego początku są tak związane, że wszystko idzie ręka w rękę i jest bardzo ok.

W porównaniu do wcześniejszej wystawy, jak Pan mówił sentymentalnej, jest tutaj zupełnie inne podejście. Tam były zdjęcia zbiorowe, tutaj każde przedstawia jedną postać.

– Tak, tym razem chciałem to pokazać w sposób surowy i bez zbędnego estetyzowania.

W Pańskich pracach trudno doszukać się martwych natur, pejzaży, instalacji. Specjalizuje się Pan głównie w postaciach, dlaczego taki wybór?

– Bo człowiek mnie najbardziej interesuje, to on kształtuje resztę otoczenia i dlatego portret wydaje mi się najbardziej wdzięcznym tematem. Wszelkie fotografowanie krajobrazu powoduje, że staje się to jakieś takie mizerne i tandetne po prostu. Natomiast człowiek jest najciekawszy, w nim jest wszystko.

Dużo czasu Panu zajmuje zrobienie zdjęcia człowiekowi, wydobycie tego czegoś?

– Różnie. Czasem wystarczy pięć minut, czasem kilka godzin, a czasami w ogóle nie udaje się wydobyć nic, jeśli ktoś nie wykazuje chęci.

Czyli potrzebna jest współpraca z fotografowanymi osobami?

– Niemożliwe jest sfotografowanie osoby bez współpracy. Ja robię zdjęcia ludziom u siebie w studiu, przede wszystkim tym, którzy sami przychodzą do mnie. Natomiast unikam i nie cierpię fotografowania vipów, którzy nic o mnie nie wiedzą i nie znają mnie, wtedy ta bariera powoduje dyskomfort. Chodzi mi tu o postaci pożądane, żeby mieć je w swoim portfolio, żeby można było się pochwalić, że się sfotografowało tego czy tamtego. W teatrze przewija się masę ludzi, mógłbym zrobić zdjęcia im wszystkim, ale współpracuję tylko z tymi, którzy chcą, zadzwonią i sami przyjdą do mnie.

Czyli sam inspiracji Pan nie poszukuje?

– Oczywiście, zdarza się, że sam proponuję sesję, ale rzadko, bo nie bawi mnie fotografowanie osoby dla samego sfotografowania. Jak robię zdjęcia, to one są użytkowe, muszą być po coś – do programu czy do jakichś innych celów, na przykład do moich albumów. Natomiast nie fotografuję aktora przez sam fakt, że jest sławny.

Dzisiaj możliwości techniczne pozwalają na robienie kilkudziesięciu zdjęć na raz, z których później wybiera się te najlepsze. Co Pan o tym sądzi?

– Używam cyfrowego aparatu, ale głównie do ujęć z tutejszych spektakli i fotografii użytkowej, na przykład do repertuarów. Natomiast w wypowiedziach artystycznych korzystam tylko z analogu i tylko czarno-białego, tradycyjnego filmu, który jest niezastąpiony. Jak się ma sprawne oko, od razu można dostrzec, jaka jest różnica na przerobionym zdjęciu z cyfry na czarno-białe a prawdziwym czarno-białym.

Właśnie, czerń i biel, dlaczego taka kolorystyka?

– No a po co w fotografii kolor? On jest potrzebny w malarstwie, bo tam można nim swobodnie operować. Natomiast w zdjęciach jest zbędny do pokazywania emocji, tajemnicy i po prostu przeszkadza.

Wśród Pańskich prac bardzo często pojawiają się portrety kobiet, jednak stara się Pan nie eksponować w nich nagości nad wyraz. Czy to są akty?

– Nigdy aktów nie robiłem. Nie cierpię ich, nie interesują mnie. Są według mnie akobiece i niczemu nie służą. Dla mnie w fotografii na pierwszym miejscu jest warstwa psychologiczna, natomiast nagość rozprasza i przeszkadza.

Jednak erotyka w Pańskich pracach też czasami się pojawia.

– No jak najbardziej. Bo kobieta ma najwięcej erotyki w aurze, która ją otacza. Jest to gdzieś między spojrzeniem a gestem i pupy do tego pokazywać nie trzeba. Zdarza się, że ubranie może przeszkadzać, ale wtedy staram się czymkolwiek zasłonić to, co nie jest potrzebne.

Mówił Pan, że konieczna jest współpraca z fotografowanymi ludźmi. W takim razie, jak się pracuje z polską kadrą siatkarek?

– Bardzo dobrze, zarówno w zeszłym, jak i bieżącym roku, bo skończyliśmy właśnie pracę nad drugą edycją kalendarza, w którym znalazły się tym razem również fotografie polskich siatkarzy. W niedzielę, 16. grudnia odbył się jego wernisaż. Do zdjęć pozowali mi m. in. Katarzyna Skowrońska-Dolata, Maria Liktoras, Milena Rosner, Piotrek Gruszka, Sebastian Świderski.

Został on stworzony na cel charytatywny…

– Przedsięwzięcie zorganizowała nasza Fundacja 777, cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na leczenie Agaty Mróz-Olszewskiej po przeszczepie szpiku kostnego. W pierwszym dniu kolportażu zebraliśmy w sumie 43 tys. zł., a to dopiero początek, bo jest jeszcze 770 kalendarzy, które będą rozprowadzane na Allegro.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał:

Łukasz Giżyński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *