Co zrobić, gdy dystrybutor paliwa stoi 1,25 metra od prywatnej posesji ? Trzeba walczyć o jego likwidację. Tak od wielu już lat czynią właściciele posesji przy ul Tartakowej 70b i 72. Jak na razie bez rezultatu.
Co zrobić, gdy dystrybutor paliwa stoi 1,25 metra od prywatnej posesji ? Trzeba walczyć o jego likwidację. Tak od wielu już lat czynią właściciele posesji przy ul Tartakowej 70b i 72. Jak na razie bez rezultatu.
Sprawa dotyczy Kolumny Transportu Sanitarnego przy ul. Warszawskiej, gdzie tankują karetki pogotowia ratunkowego. W odległości około 1,25 metra od ogrodzenia posesji zlokalizowany jest zbiornik z olejem napędowym. Właściciele czują się zagrożeni. Boją się, że posesje mieszczą się na przysłowiowej beczce prochu. Występują więc o likwidację stacji, twierdząc że działa ona nielegalnie. Piszą skargi, gdzie tylko się da. Najważniejszy zarzut dotyczy manipulacji datą budowy stacji paliw. Tak naprawdę zarządcy bazy Stacji Pogotowia Ratunkowego nie są w stanie dokładnie określić roku powstania stacji.
– Nie ma dokumentów potwierdzających datę budowy. Z zebranego materiału w toku postępowania administracyjnego można stwierdzić, że stacja paliw wybudowana została na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – mówi Stefania Nawrocka, główny specjalista ds. eksploatacji i gospodarki samochodowej stacji pogotowia ratunkowego. Potwierdza to Leszek Łyko, zastępca dyrektora ds. techniczno-eksploatacyjnych stacji. Sytuacja jest o tyle dziwna, że zaginęły dokumenty i nikt nie może przedstawić formalnych dowodów.
Z dokumentów dostarczonych przez przedstawiciela ówczesnej Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego wynika, że obecny właściciel bazy nie posiada decyzji o pozwoleniu na budowę zbiornika. Racja jest więc po stronie właścicieli posesji. Skoro nie ma takiego pozwolenia, jest to typowa samowola budowlana. Zresztą lokatorzy kwestionują datę budowy stacji. – Jak mogła powstać na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, skoro na zbiorniku widnieje napis 1982 rok? Jest chyba rzeczą oczywistą, że musiał powstać właśnie w tym roku, a nie dwadzieścia lat wcześniej. Rzeczywiście funkcjonował już wcześniej zbiornik na benzynę, ale został zlikwidowany we wrześniu 1999 roku. Ten na ropę wbudowano jednak na początku lat osiemdziesiątych i jest typową samowolą budowlaną. Nikt nie będzie mydlił nam oczu i odwracał kota ogonem. Tym bardziej, że stacja nie dysponuje pozwoleniem na użytkowanie obiektu – mówią właściciele domów przy ul. Tartakowej.
Na zarzuty te odpowiada Krystyna Prokopska, zastępca powiatowego inspektora nadzoru budowlanego dla miasta Częstochowy. – Obowiązujące przepisy prawa budowlanego regulują postępowanie administracyjne w sprawach samowoli budowlanych powstałych po 1 marca 1975 roku. Ponadto przepisy przejściowe i końcowe ustawy z dnia 24 października 1974 roku nie odnoszą się w żaden sposób do samowoli budowlanych powstałych przed datą wejścia tej ustawy, w stosunku do których nie zostało wszczęte postępowanie. Powstałe wówczas samowole budowlane zostały przez ustawodawcę uznane za niebyłe. Rok 1982, na co zwracają uwagę właściciele posesji, określa prawdopodobnie czas modernizacji zbiornika – mówi Krystyna Prokopska.
Sprawa ciągnie się już kilka lat. Padają mocne słowa, tak z jednej, jak i drugiej strony. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego dla miasta Częstochowy umorzył postępowanie administracyjne w sprawie lokalizacji zbiornika zakładowej stacji paliw przy ul. Warszawskiej 113/115. Organ nadzorujący – Śląski Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego uchylił tę decyzję i odmówił wydania postanowienia nakazującego likwidację stacji paliw wraz ze zbiornikiem paliwowym. W uzasadnieniu stwierdzono bowiem, że “obecnie nie jest możliwe ustalenie czy w omawianej sprawie mamy do czynienia z samowolą budowlaną”. Zgodnie z zarządzeniem nr 32 szefa Urzędu Rady Ministrów z 22 grudnia 1970 roku dotyczącym przechowywania akt – plany realizacyjne i pozwolenia na budowę klasyfikowane były do dokumentów grupy B10, tj. na okres 10 lat przechowywania w urzędach. Nie jest więc możliwe odtworzenie dokumentów po upływie 30 lat.
Z drugiej strony rozumiemy problem właścicieli posesji sąsiadujących ze stacją. Trudno żyć w ciągłym strachu, na beczce pełnej prochu. W tej chwili sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Czeka na rozpatrzenie już dwa lata. Kiedy wejdzie na wokandę, trudno powiedzieć. Komu przyznana zostanie racja, zadecyduje niezawisły sąd.
DARIUSZ FIUTY