Moje 12-letnie zmagania z rakiem stercza


STOWARZYSZENIE MĘŻCZYZN Z CHOROBAMI PROSTATY „GLADIATOR”

Mam 86 lat. Jestem lekarzem, specjalistą patomorfologiem i internistą. W służbie zdrowia przepracowałem 54 lata, w tym 44 lata w Częstochowie.
12 lat temu z powodu trudności z oddawaniem moczu zastosowałem Tadenam, bez wyraźnej poprawy. Wtedy wykonałem badania na PSA, które wynosiło 29,5 ug. Byłem w tym czasie również lekarzem w kolejowej służbie zdrowia, więc udałem się do Centralnego Kolejowego Szpitala w Międzylesiu. Tam ambulatoryjnie, przez odbytnicę, pobrano mi kilka drobnych wycinków ze stercza, z których wykonano odpowiednie preparaty w miejscowej pracowni. W barwieniu podstawowym (HE) preparaty te nie pozwalały na dokładne rozpoznanie.
Z tego powodu zabrałem je i bloczki parafinowe, w których zostały zatopione moje wycinki. Przekazałem je mojemu koledze, prof. dr. n. med. Luciakowi, kierownikowi Katedry Anatomii Patologicznej Śląskiej Akademii Medycznej, w celu wykonania dodatkowych badań imano-histochemicznych, które pozwoliły jednoznacznie ustalić, że mam gruczolakoraka o złośliwości pierwszego stopnia.
Z tym wynikiem udałem się do prof. n. med. Andrzeja Borówki, ordynatora Oddziału Urologicznego Szpitala Kolejowego. Profesor ustalił mi leczenie zachowawcze „Flutamidem”, równocześnie powiedział: „Pan by chciał, aby operacyjnie usunąć guz i sprawa zakończona. Niestety obecnie stosowana technika zabiegowa w wielu przypadkach nie jest bezpieczna. Nie chciałbym, aby musiał pan do końca życia używać pampersy, a poza tym mogę pana zapewnić, że w ciągu dziesięciu lat nie umrze z powodu raka prostaty.”.
Do profesora jeździłem co trzy miesiące z nowym wynikiem PSA. Po roku leczenia PSA spadło do 3,5 ug. Przez pewien czas byłem jeszcze pod kontrolą profesora, a w następnych latach w miejscowej poradni urologicznej, w której wykonywano też USG stercza.
Po ponad dziesięciu latach przyjmowania „Flutamidu” wystąpiły ogólne objawy, podobne do tych, jakie mają niektóre kobiety w okresie przekwitania, tj. uderzenie krwi do głowy, zaczerwienie twarzy z następowym ogólnym poceniem się. Dolegliwości te występowały kilkanaście razy, głównie w ciągu dnia. Po uzgodnieniu z urologiem zmniejszenia dawki leku znacznie zmniejszyła się częstotliwość występowania w/w objawów, a PSA nie zwiększyło się.
Z powyższego opisu mojej kuracji guza stercza wynika, że można trzymać w ryzach raka tak, że nie ulega on zezłośliwieniu.
Dowodem wolnego i długiego ulegania zezłośliwieniu raka stercza jest spostrzeżenie w mojej pracy jako patomorfolog. Przysłano mi z oddziału urologii wycinki (igłowe) ze stercza 80-letniego mężczyzny z adnotacją: „10 lat temu pobrano pacjentowi podobne wycinki i przez tyle lat nie leczył się”! Znaleziono w archiwum bloczki, z których obecnie zrobiono preparaty, które wykazały raka gruczołowego 1. stopień złośliwości. Natomiast na podstawie preparatów z ostatniego (obecnego) pobrania wycinków mikroskopowo stwierdziłem 3. stopień złośliwości. Złośliwienie raka u tego pacjenta (nie leczonego) trwało dziesięć lat!

Moje uwagi
Rak stercza leczony zachowawczo musi być ciągle pod kontrolą PSA. Pacjent musi żyć tak, jakby nie miał raka. Bardzo ważna jest, głównie dla psychiki, terapia zajęciowa: majsterkowanie zależnie od zainteresowania i potrzeb (w domu, na działce itp.), częste spacery, na ile pozwoli serce, płuca i nogi. Należy unikać samotności, konieczne są kontakty towarzyskie; przy złej pogodzie czytanie interesujących książek, czasopism; telewizji raczej mało – tylko ciekawe programy; korespondencja lub pisanie np. wspomnień.
Moja terapia zajęciowa to majsterkowanie w szerokim zakresie – wszelkie prace na działce, a także turystyka piesza – zaliczam doliny w okolicach Zakopanego, nad morzem nawet wydmy ruchome. Interesują mnie także prace w kuchni – przetwórstwo własnych owoców, gotowanie, pieczenie ciast, np. piernika czy sernika. Nieobce jest mi przetwórstwo mięsne – szynki, kiełbasy, z wędzeniem. Co roku spotykam się z kolegami ze studiów w Krakowie. Za ich namową, mając okresowo burzliwe życie, napisałem w 2003 roku „Wspomnienia absolwenta ostatniego rocznika Wydziału Lekarskiego 1945-1949 Uniwersytetu Jagiellońskiego, czyli zawirowania w życiorysie od Alwerni; przez Regensburg, Ruszcę, Kraków, Wrocław; do Częstochowy”. 80 stron druku i liczne zdjęcia.

członek Stowarzyszenia „Gladiator”

dr n. med. JAN SIKORA,

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *