Prezent urodzinowy, jaki 20. grudnia dostał od Polaków, premier Kazimierz Marcinkiewicz zapamięta z pewnością do końca życia. Otóż sześćdziesiąt trzy procent społeczeństwa (badania OBOP) wyraziło poparcie dla szefa rządu i tym sposobem stanął on na czele polskich polityków darzonych największym zaufaniem. Przed Świętami Bożego Narodzenia dowody sympatii premier odczuje jeszcze nie raz i na pewno będą to przyjemne akcenty, które umilą mu czas spędzony, zapewne, w gronie rodzinnym, przy wigilijnym stole.
Okazja analizowania posunięć rządu i premiera nadarzy się jeszcze wielokrotnie, zatem dzisiaj, ledwie dwa miesiące po zaprzysiężeniu gabinetu Marcinkiewicza, na miarodajny komentarz jest o wiele za wcześnie. Jednak warto zauważyć, że ta ekipa wyraźnie różni się od wszystkich poprzednich, które po 1989 roku miały swoje historyczne pięć minut.
Można zacząć od stylu rządzenia, zaprezentowanego przez środowisko polityków Prawa i Sprawiedliwości w pierwszych tygodniach swojego urzędowania. Widoczna jest żelazna konsekwencja, z jaką premier i jego ministrowie dążą do realizacji propozycji programowych. Nie widać przy tym buty i cynizmu, które były ohydnymi cechami Leszka Millera i stały się symbolem jego czasów; którego wreszcie go zgubiły, a dzisiaj są przeciwko niemu wykorzystywane.
Bez wątpienia, Polakom podobają się również pierwsze sukcesy nowego rządu, szczególnie, odniesiony na arenie międzynarodowej, mianowicie w sprawie kompromisu budżetowego Unii Europejskiej. Oprócz determinacji premier Marcinkiewicz pokazał zaledwie namiastkę, jak sądzę, swoich umiejętności dyplomatycznych, oraz cechę, która w polityce przynosi ogromne, choć niewymierne korzyści, mam tu na myśli elastyczność. Uczestnicząc w negocjacjach, oprócz pokazania mocy swojej perswazji, potrafił w odpowiednim momencie podjąć właściwą decyzję i nie brnąć w niepotrzebne konflikty z sąsiadami i innymi państwami członkowskimi, z Wielką Brytanią na czele.
Wreszcie, jak to często bywa, siła i popularność tego rządu mogą się brać z wielkiej niechęci pozostałych ugrupowań politycznych, od PO, przez Samoobronę, LPR, SLD na PSL kończąc. Podobny paradoks, zarówno w życiu codziennym jak i w polityce, na różnych szczeblach zdarza się bardzo często. Być może zatem, szczególnie gorące życzenia świąteczne, Kazimierz Marcinkiewicz powinien wysłać tym razem do Donalda Tuska, Andrzeja Leppera, Romana Giertycha, Wojciecha Olejniczka, nie zapominając, oczywiście o Waldemarze Pawlaku.
ARTUR WARZOCHA