Wyczekiwanie absolutnie ostatniej szansy
Stowarzyszenie „Zachęty” Sztuk Pięknych w Częstochowie nie ma pieniędzy na utrzymanie swojej siedziby „Konduktorowni”. – Miesięcznie potrzebujemy 10 tysięcy złotych, by móc dalej prowadzić działalność. Na dzisiaj musimy z własnych pieniędzy opłacać podatek i media – mówi prezes Piotr Głowacki.
Przez 16 miesięcy Stowarzyszenie trwało. Dzięki sponsorom udawało się jakoś wiązać koniec z końcem, choć miasto nie wspierało utrzymania kosztownego w eksploatacji obiektu. Od kilku miesięcy sytuacja w Zachęcie jest tragiczna. Nie ma pieniędzy na zapłatę rachunków za gaz i prąd. Stowarzyszenie stoi u progu samorozwiązania.
Nadzieją dla przetrwania „Zachęty” pozostaje, jak stwierdza Piotr Głowacki, spotkanie „absolutnie ostatniej szansy”, czyli dyskusja zarządu Stowarzyszenia z prezydentem Tadeuszem Wroną, którą zaplanowano w Urzędzie Miasta na piątek, 31 października. Głowacki nie ukrywa, że liczy już nie na wsparcie finansowe, ale konstruktywne rozwiązanie problemu, czyli na przykład wciągnięcie „Zachęty” w strukturę innej instytucji. – Ale może to być tylko Muzeum Częstochowskie, gdzie funkcjonowalibyśmy jako dział sztuki nowoczesnej – twierdzi.
Naczelnik Wydziału Kultury i Sztuki UM Ireneusz Kozera informuje nas, że prezydent przedstawi propozycję Stowarzyszeniu. Jaką, na razie nie zdradza, ale asekuracyjnie wyjaśnia, że możliwości wsparcia „Zachęty” przez miasto są ograniczone i 10 tysięcy to zbyt dużo. – Stowarzyszeniu przekazaliśmy w użytkowanie, na preferencyjnych warunkach, wyremontowaną Konduktorownię. Wspieramy niektóre działania kulturalne „Zachęty”. 10 tysięcy złotych przez dwanaście miesięcy daje 120 tysięcy. Problem w tym, że nie ma prawnych możliwości, by tak wysoko dotować jedną z czterystu organizacji pozarządowych w mieście. My musimy działać zgodnie z prawem – wyjaśnia naczelnik Kozera.
Sytuację Zachęty miał zmienić minister kultury i dziedzictwa narodowego, który rozważał utworzenie z niej narodowej instytucji kultury, by móc ją współfinansować w ramach programu „Znaki czasu”, tak jak w przypadku „Zachęty” w Toruniu. Pomysł spalił na panewce i nie pomogła nawet interpelacja poseł PO Haliny Rozpondek. Minister zapowiedział wycofanie się z programu „Znaki czasu” od nowego roku. Zarząd „Zachęty” z nadzieją wysłał jeszcze pismo do Urzędu Marszałkowskiego. Ten w sprawie pomocy pieniężnej milczy, ale jednocześnie proponuje zwrot obrazów z kolekcji „Zachęty”, na które przekazał dotacje.
Rozwiązaniem kłopotu, co cały czas podkreśla Głowacki, byłoby umożliwienie Stowarzyszeniu prowadzenia działalności gospodarczej w postaci użyczania, dzierżawy lokalu na różne imprezy czy kawiarnię. Na to jest miejsce w Konduktorowni, ale niestety nie ma zgody. – To wiąże sie ze zmianą umowy dzierżawy, a z tego co relacjonował radny Lech Małagowski, Stowarzyszenie nie akceptuje propozycji – mówi naczelnik Kozera. W tej kwestii Piotr Głowacki bardzo się oburza. – Miasto tylko mówi i mówi, i nic nie proponuje. Nie zaprosili nas na żadne negocjacje. Umowa tak została skonstruowana, by Stowarzyszenie nie mogło czerpać żadnych zysków. Uznano, że jak miasto wyremontowało za dwa miliony Konduktorownię, to nic więcej nie może ofiarować. A skąd my mamy brać pieniądze na utrzymanie? W ciągu 16 miesięcy zorganizowaliśmy 80 imprez, z tego trzy czwarte to wystawy o wysokiej renomie międzynarodowej. Wystawiali się u nas artyści z całego świata i nadal mamy zapytania – mówi Głowacki.
Prezes i zarząd nie zasypują gruszek w popiele. Od początku wychodzą z inicjatywą na rzecz udoskonalania Konduktorowni. W ostatnich dniach otrzymali z Ministerstwa Infrastruktury 30 tysięcy złotych dotacji, a na prośbę Głowackiego resort zrezygnował nawet z obligatoryjnego 10-procentowego wkładu własnego. Pieniądze przeznaczone zostaną na kolejne doposażenie. Z wcześniej pozyskanych zakupiono komputer, krzesła, wykonano ściany.
Piotr Głowacki nie może oprzeć się wrażeniu, że Częstochowa budowana jest jako miasto kultury popowej. – Koncert takiego Maanamu czy innego już nieco wyjałowionego zespołu to roczny koszt naszego utrzymania. Miasto straci na zamknięciu Zachęty. Opina pójdzie w świat – mówi prezes. – Ale my i tak nie zakończymy działalności, bo kochamy dobrą sztukę, szczególnie nowoczesną. Przedsięwzięcia będziemy realizować za własne pieniądze, by mieć kontakt z nietuzinkową, nieanachroniczną twórczością. To już się dzieje, np. Marian Panek wyłożył własne 2 tysiące złotych na Triennale Sztuki Współczesnej, którego jest kuratorem. Będziemy robić swoje, tylko zapłaćcie nam za gaz i światło – mówi.
Co się jednak stanie, gdy prezydent nie zaoferuje nic konstruktywnego? – Po spotkaniu udam się od razu do Wydziału Mienia i Nadzoru Właścicielskiego, by wymówić w trybie natychmiastowym umowę dzierżawy Konduktorowni – zapowiada Głowacki.
W sukurs Stowarzyszeniu przyszło środowisko artystyczne. W listopadzie odbędzie się aukcja obrazów na rzecz „Zachęty”, zorganizowana przez Małgorzatę Stępniak. Dary przeznaczyli, m. in., Małgorzata Stępniak, Altea Leszczyńska, Jolanta Jastrząb, Agnieszka Półrola, Adam Maruszczyk, Piotr Kaniecki, Dariusz Pala, Jacek Pałucha, Marian Panek, Szymon Parafiniak, Jacek Łydżba, Adam Rokowski, Artur Przebindowski, Jarosław Jaksender, Łukasz Kolman.
URSZULA GIŻYŃSKA