O Boschu, Fellinim, hazardzie i sporcie rozmawiamy z jednym z najwybitniejszych malarzy młodego pokolenia Tomaszem Sętowskim.
O Boschu, Fellinim, hazardzie i sporcie rozmawiamy z jednym z najwybitniejszych malarzy młodego pokolenia Tomaszem Sętowskim.
– Czy lubisz bajki?
– Kiedyś chętnie je czytałem. Teraz już nie, ale wiem do czego zmierzasz.
– No właśnie. Skąd czerpiesz inspiracje do swojej twórczości? Prezentujesz przecież w swoich obrazach iście bajkowy świat.
– Bajki nie stanowiły inspiracji. Moimi bohaterami są baron Munchhausen i Don Kichot. Upodobałem sobie ich z racji przygód, jakie przeżyli. To jest literatura uniwersalna. Jeśli chodzi o malarzy, niewątpliwą inspirację stanowi dla mnie twórczość Hieronima Boscha, prezentującego najbardziej pierwotne malarstwo fantastyczne. Oczywiście cenię Francisco Goyę, Salvadora Dali czy całą grupę surrealistów. Podoba mi się realizm magiczny Rafała Olbińskiego. Czerpię z nich wszystkich, nawet podświadomie, pewne motywy. Muzeum wyobraźni to przekazywanie nie myśli, ale pewnych idei, wyobrażeń. Mniejsze znaczenie ma intelekt, bo w grę wchodzą emocje.
– W jakich galeriach można oglądać Twoje obrazy?
– W Polsce współpracuję z trzema galeriami : “Triadą” w Gdańsku, Anny Kareńskiej w Poznaniu oraz z galerią “SD” na Mokotowie w Warszawie.
– Co w mijającym roku uważasz za swój największy sukces?
– Udział w targach sztuki w Nowym Jorku. To zawsze jest wydarzenie, bo nawiązuje się kontakty, poznaje nowych ludzi. Za sukces uważam też wydanie albumu przez wydawnictwo “Muza” podsumowującego ostatnie 10 lat mojej pracy.
– Nie ukrywasz, że malarstwo jest Twoim sposobem na życie. Druga Twoja pasja to film.
– To prawda. Rzadko zdarza się dzień, bym nie obejrzał przynajmniej jednego filmu. Lubię kino różnorodne, zarówno psychologiczne, przygodowe, a nawet filmy fantasy. Interesują mnie one z pozycji poszukiwania nowego tematu do mojej twórczości.
– Ulubiony reżyser?
– Stanley Kubrick. Ogromne wrażenie wywarł na mnie jego ostatni film “Oczy szeroko zamknięte”, którego zresztą nie zdążył już zobaczyć przed śmiercią. Rzecz dzieje się w centrum Nowego Jorku, miejscach, które dobrze znam. Mroczny klimat, różnorodność światów tworzą niepowtarzalną aurę filmu. Innym inspirującym mnie reżyserem był niewątpliwe Frederico Fellini. Jego filmy utrzymane są w klimacie szaleństw, a mnie taka metaforyka odpowiada.
Zresztą Felliniemu poświęciłem cykl obrazów.
– Ulubiony aktor?
– Micke Rourke. Duże wrażenie wywarł na mnie jego film “Ćma barowa”, a zwłaszcza obraz z 1987 r. “Hary Angel”.
– Jaki ostatnio oglądałeś film?
– “Bezsenność” z Al Pacino w roli głównej.
– Ostatnio przeczytana książka?
– “Głupcy umierają” Mario Puzzo. Akcja rozgrywa się między Kalifornią, Nowym Jorkiem i Las Vegas, miejscach, w których akurat bywałem. Książka traktuje m.in. o hazardzie.
– Temat ci skądinąd nieobcy?
– Zgadzam się. Będąc w Las Vegas, grywam w ruletkę.
– Ile najwięcej wygrałeś?
– 7 tysięcy dolarów. Wtedy też, a było to rok temu, połknąłem bakcyla hazardu. Magia liczb ma wiele wspólnego z diabelską grą. Powiem ciekawostkę – suma liczb na kole ruletki, sam policzyłem, wynosi 666, a trzy szóstki, to symbol diabła.
– Ile przegrałeś?
– Niech to pozostanie tajemnicą.
– Powiedzmy teraz o kolejnej Twojej pasji – sporcie.
– Sport przewija się przez całe moje życie. Przez to, że go uprawiam, czuję się młodo. Wolny czas spędzam głównie na oglądaniu filmów i grze w tenisa. W Ogólnopolskiej Lidze Weteranów, w której występują zawodnicy powyżej 35 roku życia, zajmuję 18 miejsce w Polsce w kategorii amatorów.
– Jeszcze nie tak dawno byłeś wyróżniającym się skoczkiem wzwyż.
– Najwyżej skoczyłem 211 cm, zdobywając akademickie halowe mistrzostwo Polski. Na otwartym stadionie uzyskałem 210 cm, kiedy wywalczyłem wicemistrzostwo Polski juniorów w Zabrzu. Lekkoatletyka wciąż jest mi bliska, choć oczywiście już nie skaczę. Wspieram jednak finansowo mitingi organizowane ku czci tych, którzy już odeszli, najczęściej w tragicznych okolicznościach, jak np. Artur Szyma. Nie ukrywam, że tenis to też dla mnie forma hazardu. Potrzebuję emocji, które wyzwala u mnie rywalizacja. Nie od razu jednak trafiłem do lekkiej atletyki. Zapisałem się do działającej przy Politechnice Częstochowskiej sekcji podnoszenia ciężarów, ale mama nie zgodziła się, abym uprawiał tę dyscyplinę sportu. Pózniej była siatkówka, koszykówka, a dopiero potem lekkoatletyka.W pierwszej klasie licealnej skoczyłem 175 cm. W wieku 16 lat Jacek Wszoła miał wynik tylko o 5 cm lepszy.
– Twoje największe marzenie?
– Marzenia, które realizuję, są związane z Galerią Wyobraźni. Ponadto planuję otwarcie przynajmniej dwóch nowych galerii w Krakowie i Sopocie. Z Sopotem jestem związany prawie tak samo, jak z Częstochową. Jeszcze jako student spędzałem tam wiele czasu. Zresztą, właśnie w tym mieście zaczynałem swoją karierę artystyczną. W Biurze Wystaw Artystycznych zorganizowano mi tam 3 lata temu ekspozycję moich prac. Kiedyś rozważałem nawet możliwość zamieszkania w Sopocie. Jeśli chodzi o Kraków, to chyba nie trzeba tłumaczyć, dlaczego właśnie tam chcę otworzyć galerię.
– Czy jesteś człowiekiem przesądnym?
– Kiedyś mama umówiła mnie na wizytę u kobiety jasnowidza, notabene była to Ukrainka. Powiem ciekawą rzecz: właśnie ona przepowiedziała mi, ile obrazów sprzedam w Nowym Jorku. Liczba zgodziła się co do jednej sztuki. Nie jestem zbyt przesądny, ale uważam, że nie należy kusić losu.
– Czy czujesz się spełniony?
– Dla mnie człowiek szczęśliwy, to człowiek zdrowy. Zawsze w momentach kryzysu, tłumaczę sobie, że żyję. To dla mnie najważniejsze. Sztuką jest dożyć sędziwego wieku. Cieszyć się z przeczytanej książki, obejrzanego filmu. Ważne jest, aby człowiek czuł się potrzebny. Bezczynność jest bardzo stresująca.
– Czy miałeś momenty szczególnie trudne w swoim życiu?
– Każdy ma kryzysy. Jednak więcej powodów do rozczarowań miała moja żona. Jesteśmy już 17 lat po ślubie. Ciężko się żyje z takim artystą, jak ja. Nie jestem osobą zbyt zdyscyplinowaną. Gdybyś mnie zapytał o ideał kobiety, to z pełnym przekonaniem wskazałbym żonę. Łączy bowiem w sobie wszystkie cechy, które są ważne, przynajmniej dla mnie. Uroda, wyrozumiałość, pracowitość. Kiedy stawiałem pierwsze malarskie kroki, była dla mnie mocnym wsparciem.
– Największa osobowość?
– Pablo Picasso, którego uważam za największego artystę naszych czasów. Dla mnie jest on największą osobowością twórczą.
– Miejsce, które chciałbyś zobaczyć?
– Muzeum Salvadora Dali w Figueras. Przymierzam się, aby pojechać do Hiszpanii.
– Dość pózno wyjechałeś po raz pierwszy poza granice naszego kraju.
– To prawda. Miałem wtedy już 27 lat. Pierwszy raz pojechałem z wystawą do Niemiec.
– Jak spędzisz święta?
– Tradycyjnie pójdziemy na Wigilię do mojego brata Kuby. Powiem jeszcze, że bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. Jest to czas, kiedy więcej obcuję z rodziną, bo przecież ostatnio sporo podróżowałem, a także dużo czasu spędzam w pracowni.
– Jakiego prezentu spodziewasz się pod choinką?
– Pod tym względem nie czeka mnie żadna niespodzianka. Zawsze bowiem dostaję akcesoria tenisowe.
DARIUSZ FIUTY