Pisanie felietonu w warunkach letnich, w palących promieniach słońca, kiedy krople potu spadają na kartkę, pies dyszy, muchy pobrzękują i człowiek sprzedałby duszę za lekki powiew, pisanie takie nie jest rzeczą prostą. Litery chwieją się i tracą ostrość wyrazu, znaki interpunkcyjne odkształcają się dowolnie, np. wykrzyknik zmienia się w znak zapytania albo odwrotnie i w ogóle nie ma lekko. Dlatego, wybaczą Państwo, że mój dzisiejszy felieton ograniczy się do kilku luźnych refleksji wakacyjnych, tudzież do zasygnalizowania podstawowych zagrożeń, jakie zaglądają nam w oczy w okresie wypoczynku. Pierwszym zagrożeniem jest nierozważne opalanie się, które może być przyczyną udaru, chorób skóry i z pewnością jest powodem przyspieszonego starzenia się. Różne szkoły medyczne twierdzą zgodnie, że nawet młody człowiek w wieku studenckim, po kilku godzinach nonszalanckiego opalania się powinien od razu udać się do geriatry. Najbardziej bezpieczne jest opalanie się przy niebie całkowicie zachmurzonym , co nie jest być może przyjemne, ale za to zdrowe. Jest to jeden z rozlicznych przykładów, kiedy to zdrowie nie idzie w parze z przyjemnością. Niewątpliwie, znacznie większym niebezpieczeństwem niż opalanie są rekiny.
Ostatnio na plaży w USA miał miejsce przypadek, kiedy rekin zaatakował pływającego chłopca i odgryzł mu rękę. Dalej zdarzenia miały niecodzienny przebieg.
Wuj chłopca wyciągnął drapieżnika na brzeg, a policjant wpakował mu kulę w łeb.
Rękę odzyskano, przyszyto chłopcu w szpitalu i dla wszystkich, wszystko zakończyło się szczęśliwie. Może z wyjątkiem rekina, który też był nic niewinny, bowiem kierował się instynktem, danym mu przez naturę. Radykalne organizacje ochrony zwierząt tym razem nie protestowały, choć ponoć wyraziły żal, że policjant nie zastrzelił jakiegoś rekina finansjery, co byłoby z lepszym pożytkiem dla świata. Skoro już przy opalaniu się i plaży jesteśmy, to nie wiadomo, jaka będzie tegoroczna moda plażowa. Jak wiadomo, otoczeniu imponujemy dziś głównie stanem własnej zamożności, ale na plaży jest to dość utrudnione. Nie da się spacerować po piasku w drogich butach albo garniturach od Armaniego, a jeśli się nawet da, to nie jest to ani praktyczne, ani zgodne z przyjętymi obyczajami. Wydaje się więc, że najprostszym kryterium, mogłaby tu być sylwetka. Plażowicz otyły, to człowiek dobrze sytuowany, bo stać go na dobrą kuchnię, zaś plażowicz chudy, z odstającymi żebrami, to człek niezamożny. Może to być jednak kryterium wielce mylące. Bo to właśnie ten z pełną kiesą może sobie zafundować drogie kuracje odchudzające i hormonalne, a ten korpulentny żywi się głównie ziemniakami i tanim pieczywem i stąd jego korpulencja. Na dobrą sprawę nie wiadomo więc kto jest kto. Zupełnie podobnie jak w życiu politycznym, gdzie coraz trudniej stwierdzić kto jest prawicą, a kto lewicą. Jednak wracając do zagrożeń, jednym z poważniejszych mogą być strajki pilotów rożnych linii pasażerskich. Pół biedy, jeśli piloci odmówią startu. Wtedy pasażerowie umęczą się, co najwyżej, oczekując na koniec protestu. Ale co będzie, jeśli rozeźleni lotnicy i związki zawodowe postanowią akcję protestacyjną zradykalizować? Wtedy może być tak, że pasażerowie lecący np. do Australii usłyszą gdzieś nad oceanem głos kapitana samolotu: “W związku z nieustępliwym stanowiskiem Dyrekcji i niespełnianiu naszych postulatów, związki postanowiły zaostrzyć akcję strajkową, w związku z czym dziękujemy Państwu za dotychczasową podróż”. Następnie podróżni zobaczą przez okienka kilka spadochronów, na których kołysze się załoga samolotu. Osobiście nie sądzę, żeby związki zawodowe posunęły się tak daleko w walce o spełnienie swoich słusznych żądań, ale nigdy nic nie wiadomo. Dlatego pasażerowie linii lotniczych, gdzie akurat toczą się ostre spory płacowe, powinni dla pewności mieć pod ręką jakiś własny spadochron, a jeśli ich nie stać, to przynajmniej niedrogi modlitewnik. Ja, na szczęście, od lotów interkontynentalnych wolę wyprawy rowerem do Olsztyna. Przynajmniej w czasie tegorocznych wakacji.
Dan 10.07.2001
ANDRZEJ BŁASZCZYK