Na karnawał w teatrze farsa
Jerzy Bończak, reżyser przedstawienia i główny bohater (w czterech osobach) nie wyszedł poza stereotyp. Interpretację farsy „Jeszcze jeden do puli!?” Raya Cooney’a i Tony’ego Hiltona oparł na zwyczajowych chwytach. Więcej w niej trzaskania drzwiami i zamieszania, niż świeżego humoru.
Farsa ma bawić. „Jeszcze jeden…” choć nie wskrzesza potoków łez, może się podobać. To, że tak jest udowodnili salwami śmiechu i owacją na stojąco (raczej tradycyjnie grzecznościową) widzowie na premierze. Zbyt siermiężny dowcip i banalną fabułę równoważy sympatyczna gra aktorska.
Kanwa sztuki jest prosta. Bogaty biznesmen Jonathan Hardcastle ma zamiar odwdzięczyć się swojemu dawnemu wspólnikowi i przekazać dla jego jedynego potomka 100 tysięcy. Na tym motywie zbudowane jest całe zamieszanie sceniczne. Informacja o planach Hardcastla ukazuje się bowiem w prasie, a w ślad za nią pojawiają się kolejne latorośle wspólnika. W ich rolę – dwojąc się i trojąc – wciela się Jerzy Bończak. I trzeba przyznać, że przy tej okazji wykazuje się nie tylko talentem aktorskim, ale również kondycją i refleksem. Bo w tym chaosie pogubić można było się łatwo. Raz tępawy Rupert Wood, za chwilę inteligentny Michael i wreszcie cwany złodziejaszek Holly, a na finał czwarte wcielenie – niespodzianka. Pogodzenie tych metamorfoz nie mogło się obyć bez ciągłego wybiegania jedynymi i wkraczania drugi czy trzecimi drzwiami.
Na deskach obok przedstawicieli „warszawki” (obok Bończaka gościnnie występuje też Magdalena Waligórska jak Cynthia Hardcastle) – grają częstochowscy aktorzy. Jak zawsze nie zawodzą Andrzej Iwiński (Jonathan Hardcastle) i Adam Hutyra (Charlie Barnet). Interesujące i dowcipne kreacje stworzyli Iwona Chołuj (ciotka Amy Hardcastle) i Michał Kula, grający prawnika Arnolda Pipera. Świetny jest Antoni Rot w roli służącego Johna z nutą angielskiego sarkazmu. Sebastian Banaszczyk, odtwarzający postać krytyka sztuki Cliftona Weavera, niestety, więcej zainteresowania wzbudza charakteryzacją. Jego entree – i owszem – na chwilę zapiera dech w piersiach, ale raczej za sprawą wystylizowanego podobieństwa do znanego malarza Tomasza Sętowskiego.
Nadmiernie krzykliwe postaci – meczące i dla widza, i dla aktora – są trudne do interpretacji. Takie zadanie przypadło w udziale Ewie Agopsowicz-Kuli (Winnie). Wykonała je na dobrą czwórkę. Magdalena Waligórska nie zdominowała sceny, jej kreacja nie należała do wybitnych, dlatego zastanawia sens zapraszania gości specjalnych do ról, z którymi doskonale poradziłyby sobie nasze panie (Teresa Dzielska czy Sylwia Oksiuta). Tym bardziej – jak jest w tym przypadku – nie dodaje to spektaklowi ani prestiżu, ani wymiaru mistrzowskiego.
Farsę „Jeszcze jeden do puli!?” Raya Cooney’a i Tony’ego Hiltona po raz pierwszy w Polsce wystawiono w 2006 r. w Teatrze Komedia w Warszawie. Rok później zrealizował ja Tomasz Dutkiewicz w Teatrze Powszechny w Łodzi.
URSZULA GIŻYŃSKA