Aleksandra Lisińska jest uczennicą maturalnej klasy w LO im. R. Traugutta.
Największym zainteresowaniem darzy filozofię, co jest dość nietypowe jak na osiemnastolatkę. Brała udział w wielu olimpiadach z przedmiotów zarówno humanistycznych jak i ścisłych. Jest wszechstronnie uzdolniona i nigdy się nie poddaje. Sama wyznacza sobie cele i dąży do ich spełnienia.
Drugą klasę ukończyłaś z najlepszą w szkole średnią (5.47). Świetnie radzisz sobie we wszystkich dziedzinach nauki. Jaka jest recepta na bycie wszechstronnym?
– Nawet gdybym miała taką receptę, to nie wiem, czy byłaby użyteczna. Wszechstronność ma swoje minusy – decyzja, z którą z dziedzin nauki wiązać swoją przyszłość jest dużo trudniejsza. Chyba lepiej skupić się na tym, to naprawdę się lubi i w wąskiej dziedzinie starać się osiągnąć jak najwięcej. A moja średnia? Systematyczna nauka i ciekawość w wielu dyscyplinach – nigdy nie wiadomo, co się w życiu może przydać.
Jak to jest być przysłowiową „najlepszą”?
– Szczerze mówiąc nie lubię tego określenia. Można być najlepszym w pływaniu, matematyce czy fotografowaniu – i to również jest rzecz względna – ale „najlepszy”, i kropka? Dla mnie to brzmi wieloznacznie. I wcale tak o sobie nie myślę.
Zajęłaś pierwsze miejsce w XX Okręgowej Olimpiadzie Filozoficznej. Otrzymałaś nagrodę od prezydenta dla szczególnie uzdolnionych uczniów ze szkół częstochowskich. Przeszłaś do drugiego etapu olimpiady historycznej. Jakie jeszcze sukcesy masz na swoim koncie?
– Oprócz tych licealnych, to w gimnazjum było wiele konkursów – od plastycznych i recytatorskich, po sportowe. Do dziś z uśmiechem wspominam konkursy wiedzy o historii igrzysk olimpijskich, w których brałam udział kilkakrotnie. Dziś mogę się pochwalić wiedzą o polskich medalistach ubiegłego wieku i choć nigdy nie była mi w życiu potrzebna wówczas dawała ogromną satysfakcję. Były też drugie etapy olimpiad z języka polskiego, matematyki, geografii i … fizyki (do dziś nie wiem jak to się stało), ale oprócz tytułu finalistki w jednej z nich, nie udało się awansować dalej. Może za duża rozbieżność dziedzin.
Filozofia jest Twoją największą pasją. Skąd się to wzięło?
– Z ciekawości i obserwacji. Miło jest patrzeć na ludzi – ich twarze i zachowania – i zastanawiać się, co nimi kieruje, jakimi priorytetami się kierują. Filozofia wyrabia taki nawyk. Chciałam wiedzieć i widzieć więcej w szerszej perspektywie, również historycznej, i zaczęłam czytać.
Mimo zamiłowania do filozofii marzysz o byciu psychologiem. Dlaczego nie filozofia?
– Pewne pasje powinny chyba na zawsze pozostać tylko w sferze zainteresowań, pewnej odskoczni. Myślę, że studiując filozofię doszłabym do momentu, w którym „zapamiętać” byłoby ważniejsze niż „poznać”. Nie wyobrażam sobie pamięciowej nauki logiki matematycznej czy hermeneutyki, które są w programie studiów. Teraz mogę skupić się nad tymi kierunkami myśli, które najbardziej mnie interesują. Poza tym – nie oszukujmy się – tytuł magistra filozofii wygląda imponująco, ale nie daje gwarancji, że mogłabym sobie pozwolić na kupno chociażby książek filozoficznych.
W dużym stopniu poświęcasz się nauce. Czy nie masz wrażenia, że tracisz coś z młodzieńczych lat?
– Nauka daje mi wiele satysfakcji. Poza tym pozwala cieszyć się mniejszymi rzeczami z większą intensywnością. Wartościowe lektury wyrabiają trzeźwiejsze spojrzenie na świat, a rodzice i przyjaciele dają oparcie i skutecznie zapobiegają skupieniu całej energii na nauce. Jeszcze wiele jej zostaje na inne dziedziny życia. Nie mogłabym wyobrazić sobie szczęśliwszych młodzieńczych lat. Każdy ma swoją receptę na szczęście.
Twoi znajomi określają Cię jako osobę wyjątkową, ponadprzeciętną. Czy taka się czujesz?
– Czuję się wyjątkowa, że mam takich wspaniałych znajomych.
SANDRA SZWEDZIŃSKA