Ewakuowani, 29. i 30. września, pacjenci Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Parkitce szczęśliwie dotarli do placówek, ale dramat trwa nadal
Na dzisiaj sytuacja w szpitalu na Parkitce jest wstrząsająca. Od 1. października nie pracuje tu 84. lekarzy, w tym wszyscy anestezjolodzy (z wyjątkiem ordynatora oddziału). Pozostałych 89. od 3. października rozpoczęło strajk głodowy. Na wniosek Rady Społecznej Szpitala na okres jednego miesiąca zamknięto trzy oddziały – OIOM, neurochirurgię oraz patologię i intensywną terapię noworodka (wszyscy pacjenci zostali ewakuowani). Kolejne pięć zawieszono, w tym dokapitalizowany niedawno przez Urząd Marszałkowski, jedyny w regionie częstochowskim, zakład radiologii. Szpital, wskutek starań posła Szymona Giżyńskiego, w ostatnich tygodniach z różnych źródeł rządowych oraz z Sejmiku Wojewódzkiego otrzymał blisko 25 milionów złotych, w tym na unowocześnienie zakładu radiologii 9,5 miliona zł, a na ratę restrukturyzacyjną placówki 6,8 miliona zł.
Poseł Szymon Giżyński o dramatycznej sytuacji szpitala powiadomił Ministerstwo Zdrowia i wnioskował o natychmiastowy przyjazd ministra do Częstochowy – wiceminister zdrowia Bolesław Piecha przybył w środę, 3. października. O ratowaniu placówki z lekarzami dyskutowali również wicemarszałek Sejmiku Grzegorz Szpyrka, I wicewojewoda śląski Artur Warzocha, dyrektor Śląskiego Centrum Zdrowia Publicznego, szef Rady Społecznej Szpital Ryszard Majer.
I co dalej? – pytają przerażeni częstochowianie.
Lekarze, jak zapewnia Grażyna Cebula-Kubat, sekretarz szpitalnej organizacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, są gotowi wracać i czekają na propozycje dyrekcji. – Szkoda nam pacjentów i dobrego personelu. Jednak dyrektor powiedział, że nie ma mowy o negocjacjach. Możemy składać wnioski o ponowne przyjęcie do pracy i każdy będzie rozpatrywany indywidualnie – mówi nam doktor Cebula-Kubat. Dyrektor Zbigniew Strzelczak stwierdza. – Cały czas jestem do dyspozycji. Od zaraz mogę wszystkich przyjąć, ale na starych zasadach. Szpitala nie stać na wygórowane żądania lekarzy. Jeżeli nie zmienią zdania, będę musiał szukać nowej kadry.
Jak argumentuje dyrektor Sztrzelczak, na płace przeznaczane jest 86 procent wszystkich pieniędzy, jakie otrzymuje z NFZ. – W tej chwili średnia pensja lekarza z drugim stopniem specjalizacji, bez dyżurów, wynosi 3200 zł (brutto), z dyżurami ponad 5000 złotych. Nierealne jest spełnienie żądań 84. lekarzy, którzy chcą 1500 zł podwyżki od zaraz, a najlepiej o 3000 złotych – tyle zażyczyli sobie, gdy dowiedzieli się, że zostanę za taką decyzję zwolniony. Zresztą, moja zgoda miałaby dalszy ciąg. O swoje upomnieliby się pozostali lekarze, pielęgniarki, pracownicy administracji (szpital zatrudnia 1200 osób – przyp. red.). Rachunek jest prosty – budżet płac wzrasta o 600 tys. zł. Za co wówczas szpital kupi leki? Cóż z tego, że będą lekarze, kiedy nie będzie za co leczyć pacjentów – mówi.
Placówka ma niewesołą kondycję finansową – długu uzbierało się już 70 milionów. Co gorsze, szpital nie zarabia, co bez wątpienia wpłynie na wysokość kontraktu z NFZ na nowy rok. Jednak winnych tego stanu nie ma. Lekarze odpowiedzialność za ewakuację i brak porozumienia zrzucają na dyrekcję i zarządzający placówką samorząd wojewódzki. – Próbuje się nas obciążyć winą za całą sytuację, ale to dyrektor i organ samorządowy odpowiadają za zabezpieczenie medyczne pacjentów. To, że odejdziemy, było wiadome w chwili, gdy 29. czerwca złożyłam 87 wypowiedzeń. Do 17. września rozmawiano z nami zaledwie cztery razy i to na nasze prośby. Dopiero z inicjatywy wicewojewody Artura Warzochy 27. września rozpoczęły się rzetelne negocjacje – mówi Grażyna Cebula-Kubat. Odmienne zdanie ma dyrekcja. – Przeprowadziliśmy wiele rozmów z lekarzami. Obecni na nich byli marszałek województwa śląskiego, parlamentarzyści i wicewojewoda, ale grupa lekarzy była nieugięta. Zlekceważyli porozumienie, jakie w lipcu podpisaliśmy ze związkami zawodowymi, gwarantujące wszystkim lekarzom 370-złotową podwyżkę. Proponowałem od 1. stycznia 2008 roku przejście na kontrakty i 100-procentowe podwyżki, które dawałyby lekarzom podstawę pensji w wysokości 4500 złotych. Nie byli zainteresowani. Odrzucili kolejną, 500-złotową podwyżkę dla wszystkich lekarzy, nie zaakceptowali nawet oferty z ostatniej chwili (27. września) – 1000 złotych dla lekarzy odchodzących, którą zaproponowałem, by ratować sytuację i uchronić szpital przed ewakuacją. Po konsultacjach stwierdzili, że chcą po 1500 zł, a najlepiej 3000 zł. Rozmawialiśmy jeszcze 30. września o 22.30, na wniosek złożony przez Grażynę Cebulę-Kubat. Błagałem ich, by przyszli do pracy – mówi dyr. Strzelczak.
– Owszem. w piątek 27. września dyrektor zaproponował nam 1000 złotych podwyżki. Nie zgodziliśmy się. Ja po 30. latach pracy z drugim stopniem specjalizacji i na stanowisku zastępcy ordynatora otrzymuję na rękę około 2400 zł, jedynie z dyżurami mam więcej. My o pracę się nie boimy, zatrudnienie znajdziemy nawet w Częstochowie. Leczymy dalej, w przychodniach, bo od tego jesteśmy – stwierdza Grażyna Cebula-Kubat.
To przerzucanie piłeczki, wzajemne oskarżenia oraz sugestie o manipulacje i grę polityczną, bo i takie padają, nie rozwiązują sytuacji. Wręcz przeciwnie, pogłębiają kryzys, który może pociągnąć za sobą nieodwracalne konsekwencje, łącznie z likwidacją szpitala. Pierwszy akt dramatu przy huku syren, płaczu rodzin i przerażeniu chorych rozpoczął się 29. września. Ewakuowano 40. pacjentów, osoby w najcięższych stanach przetransportowano śmigłowcami. Wśród nich było dwóch wcześniaków z patologii noworodka (jeden z wadą serca), 11 osób z OIOM-u dla dorosłych, dziecko z OIOM-u, siedmiu chorych z neurochirurgii i 14 kobiet z oddziału ginekologicznego. Placówkę wsparły Miejski Szpital Zespolony i Powiatowy Szpital w Blachowni, gdzie trafiły kobiety z patologii ciąży oraz pięciu pacjentów z neurochirurgii i OIOM-u. Najwięcej chorych przyjęły ośrodki na Śląsku – w Sosnowcu, Katowicach, Bytomiu oraz w Wieluniu, Oleśnie i Bełchatowie. Tam lekarze pracują, mimo iż mają niższe pensje od swoich częstochowskich kolegów.
Szpital na Parkitce jest największym ośrodkiem leczniczym w regionie częstochowskim. Rocznie od 17 lat ratuje zdrowie i życie kilku tysięcy pacjentów z Częstochowy oraz powiatów częstochowskiego, kłobuckiego, myszkowskiego, lublinieckiego, radomszczańskiego, pajęczańskiego i zawierciańskiego. Liczy 20 oddziałów (650 łóżek), w tym niektóre, jak OIOM i chirurgia dla dzieci, patologia ciąży i zakład radiologii, są jedynymi w całym regionie. W placówce nadal przebywa 400 pacjentów. Co będzie z kolejnymi? Zapewne szpitale – miejski i powiatowy – nie będą w stanie obsłużyć wszystkich chorych.
Faktem ewentualnej likwidacji szpitala przerażeni są ordynatorzy. Wystosowali apel do mieszkańców Częstochowy i regionu, w którym ostatnie wydarzenia określają jako decyzję polityczną, mającą na celu nieuzasadnioną ekonomicznie likwidację szpitala. W apelu wzywają społeczeństwo regionu o zaangażowanie się w działania ratujące szpital. Żądają również od Zarządu Województwa Śląskiego rozliczenia z popełnionych błędów.
UG
UG