Sprawa, o której dzisiaj napiszę parę zdań może się Szanownym Czytelnikom wydać błaha i śmieszna, ale dla mnie ze względu na swoistą socjologiczną poświatę, że się tak wyrażę, jest wręcz symboliczna. Otóż wyznam, że z ogromną ulgą przyjęły moje zmęczone uszy wiadomość, że zespół “Ich Troje” dał w minioną niedzielę ostatni koncert! Oczywiście wiem, że tak od razu nie zniknie nam z oczu megagwiazdor Michał Wiśniewski i jego średnio uzdolniona muzycznie czereda, że teraz – niestety – nastał najlepszy czas ku temu, by do bólu katować nas ich ostatnią płytą, której zapasy trzeba przecież szybko upłynnić z hurtowni muzycznych. Wiem również, że wizerunek Wiśniewskiego nie zniknie zbyt szybko z ekranów naszych telewizorów, bo to jest wyjątkowo namolne “zwierzę medialne”. Równie dobrze można by było podjąć próbę usunięcia ze sceny politycznej Andrzeja Leppera metodą łagodnej perswazji. Efekt z góry łatwy do przewidzenia…
Sprawa, o której dzisiaj napiszę parę zdań może się Szanownym Czytelnikom wydać błaha i śmieszna, ale dla mnie ze względu na swoistą socjologiczną poświatę, że się tak wyrażę, jest wręcz symboliczna. Otóż wyznam, że z ogromną ulgą przyjęły moje zmęczone uszy wiadomość, że zespół “Ich Troje” dał w minioną niedzielę ostatni koncert! Oczywiście wiem, że tak od razu nie zniknie nam z oczu megagwiazdor Michał Wiśniewski i jego średnio uzdolniona muzycznie czereda, że teraz – niestety – nastał najlepszy czas ku temu, by do bólu katować nas ich ostatnią płytą, której zapasy trzeba przecież szybko upłynnić z hurtowni muzycznych. Wiem również, że wizerunek Wiśniewskiego nie zniknie zbyt szybko z ekranów naszych telewizorów, bo to jest wyjątkowo namolne “zwierzę medialne”. Równie dobrze można by było podjąć próbę usunięcia ze sceny politycznej Andrzeja Leppera metodą łagodnej perswazji. Efekt z góry łatwy do przewidzenia…
Ale to nieważne, natomiast istotne jest to, że zespół “Ich Troje”, ucieleśniona wersja kiczu i tandety, przechodzi do niebytu. Przy tym westchnieniu chcę złożyć deklarację, że w sprawach smaku i upodobań nie jestem żadnym talibem. Szanuję cudze gusta i nie zamierzam nigdy i nikomu narzucać swoich pod tym względem wyborów. Jak każdy normalnie myślący człowiek godzę się z tym, że w świecie, który nas otacza jest zarówno miejsce dla geniuszy i ich wybitne dzieła a także na twórców kultury masowej i ich, delikatnie mówiąc: niższe loty.
Jednak jakoś trudno było mi zaakceptować w przypadku zespołu Ich Troje nachalność tego zjawiska, wciskającego się każdą szczeliną do naszej podświadomości i pozostawiającego na niej wyraźny ślad estetycznego otępienia. Ofiarą pseudoartystycznych zabiegów Wiśniewskiego i jego drugiego kolegi z zespołu, którego nazwiska niestety nie pomnę, padło niemal całe pokolenie nastolatków, podrygujących na dyskotekach w rytm “Keine grenzen” czy “Sępa miłości”. Dla mnie, równie dobrze można by tańczyć w rytmie pyrkotu ciągnika lub pracy hebla stolarskiego. Przy czym ten ostatni wydaje nadto szlachetny odgłos, w porównaniu do tembru głosu pana Michała, który przypomina raczej polerowanie kamienia przy pomocy papieru ściernego. W każdym razie trudno znaleźć tam jakiś walor, oprócz oczywiście smutnej korzyści, jakim było zjawisko dekapitalizacji strun głosowych wokalisty, zbliżającej go nieuchronnie do końca kariery.
Skoro już mowa o dekapitalizacji, to nie sposób zauważyć, że ledwie po kilku latach działalności muzycznej Michała Wiśniewskiego i zespołu “Ich Troje” bardzo ucierpiała jego skóra, którą pokryły liczne tatuaże oraz dziury, służące do wkładania w nie kolczyków i wisiorów. Nie mogę inaczej nazwać tego typu czynów jak samookaleczeniem czy autoagresją. Poza tym wskutek obecności tego indywiduum w życiu publicznym bardzo ucierpiał język polski, w którym na co dzień goszczą dzisiaj mniej lub bardziej niewybredne wyrażenia, mające do tej pory swoje miejsce w słowniku wulgaryzmów.
Przy tym Michał Wiśniewski został w krótkim czasie wylansowany na kogoś w rodzaju młodzieżowego mędrca ludowego, czy inaczej autorytet moralny, któremu przysługiwało prawo wypowiadania sądów w każdej kwestii, od muzyki i sztuki poczynając na wierze i sprawach politycznych kończąc. W tym wcieleniu nasz idol zaprezentował cały bukiet poglądów, od myśli liberalnych, wręcz libertyńskich, przez tezy oparte o filozofię Marksa, aż po stwierdzenia wyrastające z nurtów konserwatywnych a nawet narodowych.
Machając chusteczką na pożegnanie panu Wiśniewskiemu, warto zauważyć, że żegnają go tysiące zapłakanych oczu jego fanek, dzięki których hojności ma własny samolot, niezły kapitał w nieruchomościach i zapewne całkiem sporą sumkę na koncie. Jeżeli jednak szczerze deklaruje, że pozwoli odpocząć od siebie, to niech mu tam pójdzie na zdrowie!
ARTUR WARZOCHA