W dniach 18-20 października br. trwały III Światowe Dni Żydów Częstochowian. Rozmawiamy z ich inicjatorem i głównym organizatorem Zygmuntem Rolatem, przewodniczącym Światowego Związku Żydów Częstochowian i Ich Potomków
Proszę przybliżyć ideę Światowych Dni Żydów Częstochowian.
– Światowy Związek Żydów Częstochowian i Ich Potomków powstał kilka lat temu głównie na skutek wystawy „Żydzi – Częstochowianie”, która odbyła się w Częstochowie w 2004 roku. Kilkaset osób, polskich Żydów, którzy przeżyli tutaj wojnę, a także ich dzieci przyjechali, by ze sporym zainteresowaniem uczestniczyć podczas tak zwanych trzech dni pamięci. Mniej więcej rok, dwa lata przed tym wydarzeniem postanowiłem stworzyć organizację, żeby ułatwić ludziom kontakt ze sobą. Uruchomiliśmy stronę internetową dla Żydów częstochowian, która cieszy się ogromnym powodzeniem. Wtedy po raz pierwszy po wielu latach spotkały się osoby nawet spokrewnione ze sobą. Obecny zjazd jest już trzeci. To spotkanie oczywiście jest specjalnie doniosłe, ponieważ odsłonimy bardzo ważny pomnik na byłym Umshlag Platzu.
Właśnie, jest Pan inicjatorem i fundatorem postawienia pomnika, poświęconego pamięci Żydów – ofiar holocaustu. Jego odsłonięcie jest wydarzeniem doniosłym, przyjeżdża na nie nawet sam prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński (ostatecznie prezydenta RP reprezentowała sekretarz stanu Ewa Junczyk-Ziomecka). Proszę opowiedzieć o tym przedsięwzięciu.
– Swoją obecność zapowiedział również główny rabin Izraela Meir Lau, wielka osobistość. Przybędzie duża część korpusu dyplomatycznego. Przyjedzie także nowojorski rabin Arthur Shneier, który w naszej synagodze Park East gościł papieża. Była to jego jedyna taka wizyta w Ameryce. Będą inni ważni goście, na przykład kantor Joseph Malovany, który odśpiewa wyjątkowo emocjonalną modlitwę. Tego samego dnia odsłonimy też piękny kamień w dawnym zakładzie Hasag Pelcery (obecny Wełnopol – przyp. red.), gdzie podczas II wojny światowej była fabryka amunicji. Osobiście spędziłem tam ponad dwa lata. Wieczorem zaś spotkamy się w Filharmonii Częstochowskiej na koncercie, podczas którego powrócą do domu legendarne skrzypce Bronisława Hubermana.
To jest niewątpliwie wydarzenie muzyczne wielkiej wagi, w Częstochowie takie gwiazdy rzadko się pojawiają. Joshua Bell przyjeżdża na Pańskie zaproszenie. Czy mógłby Pan przybliżyć kulisy tego przedsięwzięcia?
– To było moje marzenie, które zapowiedziałem już dwa lata temu, na poprzedniej edycji Festiwalu Wiolinistycznego im. Bronisława Hubermana. Pragnąłem, aby Stradivarius Gibson ex Huberman zabrzmiał w rodzinnym mieście patronującego przedsięwzięciu muzyka. Obecnie gra na nim wielki skrzypek, amerykański wirtuoz Joshua Bell i właśnie on da koncert z częstochowską Orkiestrą. Poza tym tutejsza Filharmonia dla Żydów częstochowian jest miejscem szczególnym. Powstała ona bowiem na gruzach naszej pięknej nowej synagogi, wypalonej przez Niemców, kiedy wkroczyli do miasta w 1939 r. Tutaj modlił się młody Huberman, tutaj moi rodzice i ja słyszeliśmy „Kol Nidrei” podczas największego żydowskiego święta Jom Kippur. I teraz w tym właśnie miejscu zagra Joshua Bell na instrumencie, który Huberman otrzymał od wielkiego polskiego hrabiego Zamoyskiego, którym oczarował później między innymi Johanesa Brahmsa. Słynny kompozytor, gdy usłyszał swój Koncert skrzypcowy w wykonaniu Hubermana, napisał, że „nigdy nie marzył, by jego muzyka tak pięknie brzmiała”. I teraz my wszyscy usłyszymy ten sam utwór, grany na tych samych skrzypcach. Co to za piękne wydarzenie…
Niewątpliwie. Wracając do odsłonięcia pomnika i holocaustu. Był Pan świadkiem i uczestnikiem tamtych wydarzeń: napaści Niemiec na Polskę, wywożenia Żydów do obozu pracy…
– Kilka lata temu znalazłem się dokładnie w tym strasznym miejscu, przy tej rampie, skąd w 1942 roku Niemcy wysłali czterdzieści tysięcy Żydów z Częstochowy i okolic – wśród nich mojego ojca, a także autora dzisiejszego pomnika Samuela Willenberga – do Treblinki. Mało ludzi wie, że Treblinka przestała być obozem śmierci, bo to właśnie Żydzi doprowadzili do buntu i zniszczyli komory gazowe. Prawie wszyscy wtedy zginęli, między innymi mój tata. Gdy wróciłem w to miejsce po latach, gdzie widać było jedynie fasadę budynku, który kiedyś był dworcem towarowym, a poza tym było dzikie i puste, postanowiłem, że musi zostać upamiętnione. Dla mnie, dla moich dzieci i dla wszystkich ludzi dobrej woli, którzy powinni wiedzieć, co tam się stało. Dlatego zwróciłem się po powrocie z mojej wizyty do Samuela Willenberga, aby zaprojektował ten pomnik.
Proszę przybliżyć swoje dalsze losy, już po wyjeździe do USA.
– Wojnę przeżyłem w Częstochowie. Do Ameryki wyjechałem w 1946 roku i tam jako młody chłopiec zbudowałem – studiując i ciężko pracując – firmę eksportowo-finansową. Osiągnąłem pewną pozycję dla siebie i mojej rodziny. W latach, kiedy „Solidarność” stała się w Polsce ważna, zacząłem częściej przyjeżdżać do kraju. Towarzyszyłem kongresmanowi polskiego pochodzenia Solarzowi, który był wtedy przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych. Uczestniczyłem, jako jego tłumacz, w spotkaniach z Wałęsą, Geremkiem, Kuroniem, Michnikiem. Byliśmy też w Pradze z wizytą u Vaclava Havela. Oczywiście podczas podróży do Polski wszyscy Żydzi udają się do miejsc, gdzie się urodzili i na cmentarze, na których są groby naszych dziadków, pradziadków i innych bliskich. Częstochowski cmentarz żydowski ma specjalne znaczenie, bo na nim odbywały się egzekucje. Tam straciłem matkę, a mój brat był rozstrzelany jako najmłodszy z sześciu partyzantów zabranych raz przez Niemców. Także dla mnie powrót do Polski, ale także dla moich dzieci, był bardzo ważnym wydarzeniem. I dalej jest, każda wizyta jest ważna. Teraz jednak jestem również zaangażowany w różne działania, których głównym celem jest upamiętnienie historii Żydów polskich, a także zapoznanie młodego, polskiego pokolenia z naszymi dziejami.
Ten cel ma spełniać powstające właśnie w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich?
– Jest to obecnie moje główne zajęcie w Polsce. Wydałem biuletyn „Dlaczego wracam do Polski, by budować Muzeum Historii Żydów Polskich?”. Bo przede wszystkim nie podobają mi się wycieczki, na które żydowska młodzież przyjeżdża tutaj. Poznają tylko trójkąt śmierci, czyli niemieckie obozy zagłady, jak Aushwitz, Treblinka, Majdanek i wracają wiedząc jedynie o tych strasznych latach. Natomiast prawie nic nie zabierają ze sobą o historii Żydów, która trwała przez tysiąc lat i była taka piękna i ważna. Ten brak wywołuje w Ameryce stereotypy, ale i nad Wisłą jest zauważalny. Z tym że ja przynajmniej, z mojego doświadczenia, zauważam, że jest olbrzymie zainteresowanie wśród polskiej młodzieży, w mojej Częstochowie, ale także w całym kraju, historią i kulturą żydowską. Na przykład wystawa, o której wspomniałem na początku, spotkała się ze wspaniałym przyjęciem. Dziesiątki tysięcy ludzi ją widziało, w lokalnym dzienniku została wybrana najważniejszym wydarzeniem kulturalnym roku. W spotkaniach z młodymi ludźmi w różnych szkołach, liceach, uczelniach stale widzę zaciekawienie tym tematem. Nawet koncert Joshuy Bella, powrót tych skrzypiec – my to nazywamy muzyką dla dobrego świata – pięknie przedstawia przenikanie historii i kultury żydowskiej tutaj. Staram się właśnie do tego prowadzić w swoich działaniach. Ale nic nie spełni tego zadania lepiej niż Muzeum. Mam nadzieję, że kiedy zostanie otwarte w 2012 roku, stanie się magnesem dla młodych ludzi z całego świata.
rozmawiał:
ŁUKASZ GIŻYŃSKI