Częstochowska aktorka, Teresa Dzielska, zagrała doktor James w spektaklu „Efekt”, wyreżyserowanym przez Adama Sajnuka dla Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Jej kreacja przyciąga swobodą i dojrzałością artystyczną.
Jak przyjęła Pani wyzwanie kolejnej roli w częstochowskim spektaklu?
– Z entuzjazmem, ciągle jestem w moim rodzimym, ukochanym Teatrze im. Adama Mickiewicza. Nasz dyrektor podnosi aktorom poprzeczkę. Sięgamy po współczesny repertuar, trudne tematy, trudny język przekazu. Oczywiście staramy się temu ciężarowi gatunkowemu nadać wymiar bardziej przystępny dla odbiorcy. Pierwszy raz w życiu mam przyjemność zmierzyć się z taką rolą. Doktor James, która przeprowadza badanie naukowo-medyczne widzi zagrożenia w nadmiernej ingerencji farmakologicznej i manipulacji stosowanej w doświadczeniach. Ma także poważne osobiste problemy. To sprawia, że pewną część ludzi może się z nią utożsamiać.
Spektakl jest porównywany do realizacji „Lotu nad kukułczym gniazdem”…
– … dlatego, ze temat jest spójny. Przedstawienie dotyka procesów zachodzących w mózgu człowieka, co on podpowiada, jak kieruje decyzjami człowieka. Temat jest poważny i trudny, i wiem, że nie wszyscy akceptują takie spektakle, nie chcą wiwisekcji w teatrze, nie chcą rozgrzebywania drażliwych tematów. Tak było na przykład ze spektaklem „Do dna”, poruszającym problem alkoholizmu, który wyreżyserował dla naszego teatru André Hübner-Ochodlo.
Jak wyglądała współpraca z Adamem Sajnukiem, reżyserem bardzo wymagającym?
– To była wielka przyjemność. O takich reżyserów walczymy, bo każde kolejne wyzwanie ma nas nauczyć czegoś nowego. Adam wymaga od siebie i tym samym od aktorów. Oczekuje szybkich reakcji, choć daje czas na oswojenie się z rolą, przefiltrowanie jej przez siebie. Jest konkretny, zdecydowany, świetnie kieruje aktorem. Współpraca fenomenalna, ale i niełatwa, bo i tekst nie jest prosty. My nie „pyknęliśmy sztuczki”, jak mówią co niektórzy. Tu robiliśmy kawał ciężkiej pracy, operację na temacie, który porusza niejedną strunę i jest bliski wielu osobom. Naszym zamiarem nie było jednakże nadmierne granie na uczuciach widza i skłanianie go do płaczu. Chcieliśmy wywołać refleksję.
Sporo się u Pani ostatnio dzieje…
– Tak, po przerwie chorobowej ostro zabrałam się do pracy. To jest trzecia sztuka w naszym teatrze, w której zagrałam w ciągu ostatniego roku. Cieszę się, że o Częstochowie i działalności naszego teatru zaczyna się mówić. Dużo wniósł spektakl „Stare dekoracje”, oparty na tekstach Tadeusza Różewicza, w reż. Igora Gorzkowskiego, z Henrykiem Talarem w roli Bohatera, w którym mam zaszczyt i przyjemność grać jedną z postaci. W kwietniu bieżącego roku miał premierę radiową w Teatrze Polskiego Radia. Wystawiony będzie także podczas XVI Festiwalu Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry – Sopot 2016” (częstochowskie przedstawienie odbędzie się na scenie kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie 24 maja – dopł. red). Spotkanie z panem Henrykiem Talarem, choćby w jednej scenie, jest dla aktora zawsze doświadczeniem niezwykłym. Ten spektakl bardzo nas integruje. Gdy go gramy, szczególnie w Warszawie, tworzymy jedną, wielką częstochowską rodzinę.
Dyrektor teatru Robert Dorosławski przyjął zasadę zapraszania do kolejnych realizacji aktorów z zewnątrz. Jak widzą to tutejsi aktorzy?
– To jest dla nas ożywcze. Daje nam nową energię, nowy sposób patrzenia na rolę, podejścia do pracy. W „Efekcie” mieliśmy przyjemność współpracować z młodą aktorką, Eweliną Pankowską, która ma nowoczesne spojrzenie na aktorstwo oraz z doświadczonym zawodowcem Wojciechem Brzezińskim, niezwykle żywiołowym, emocjonalnym, twórczym aktorem. Mam nadzieję, że efekt tej dobrej współpracy odzwierciedla całość przedstawienia.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA