Sfrustrowani i niedowartościowani kierowcy MPK wyżywają się na pasażerach.
Zdarzają się kulturalni kierowcy MPK i chwała im za to. Niestety, częściej stykamy się z prostactwem i impertynencją pracowników MPK. Jedną z niemiłych sytuacji jaką przeżyłam ostatnio była jazda autobusem linii 11.
W niedzielę, 17 października, o godz. 16.04 autobus ruszył spod cmentarza przy ul. św. Rocha. Gdy pojazd zbliżał się do przystanku przy parku Lisiniec, gdzie zamierzałam wysiąść, podeszłam do drzwi i stosownie nacisnęłam przycisk. Ku mojemu zdumieniu i przerażeniu pan kierowca nie raczył się zatrzymać na przystanku. Dopiero, gdy zareagowałam łaskawie pan i władca pojazdu raczył się zatrzymać. Na moje pytanie, dlaczego nie stanął odburknął mi z pretensją w głosie, że nie, bo nie nacisnęłam przycisku. – Jakże nie, kiedy nacisnęłam – odpowiedziałam. Ale i wówczas z kpiną w głosie, bo przecież miał przed sobą głupią babę, burczał na mnie. Ponownie, kilkakrotnie nacisnęłam guzik i wówczas zdążyłam się zorientować (mniemam, że kierowca również), że zepsuła się elektronika i stąd wynikło nieporozumienie. Mam jednak pytanie zasadnicze: dlaczego pasażerowie muszą znosić humory i impertynencję kierowców? Nawet gdybym nie nacisnęła przycisku – kierowca doskonale widział, że podeszłam do drzwi i chcę wysiąść – pracownik powinien się zatrzymać na przystanku. Jest to jego świętym obowiązkiem, bo za to mu się płaci z publicznych pieniędzy. Gdy stwierdziłam, że zgłoszę jego zachowanie do MPK, usłyszałam: „a zgłaszaj sobie”. Zatem, to niniejszym czynię.
Dodatkowym paradoksem MPK są pozostawione w autobusach przegubowych nieaktywne przyciski obok przycisków , które służą do samodzielnego otwierania drzwi. Jest to zmora dla osób starszych i niedoinformowanych. Naciskają umieszczone po prawej stronie drzwi nieaktywne przyciski i wpadają w panikę, bo drzwi sienie otwierają. Czy i ten problem, jak opieka nad przystankami, nie dotyczy już MPK?
UG