Upadek Powstania Warszawskiego
1 sierpnia 1944 r. od godziny 17.00 Warszawa podjęła walkę z wrogiem. Byłto po długich latach pierwszy wieczór i pierwsza noc, gdy w ogniu walki i w odgłosie strzelaniny Stolica w spontanicznym entuzjazmie oddychała prawdziwą wolnością.
Niestety, walka została przegrana. Stalin zatrzymał swoje dywizje już 2 sierpnia. Nie udzielił żadnej innej pomocy, uniemożliwił także aliantom dokonywanie lotów wahadłowych czy korzystanie z własnych lotnisk. Powtórzyła się sytuacja z 1939 r., kiedy Moskwa czekała aż główny cios polskiej armii zadadzą Niemcy. Okazało się, że po raz drugi nie można było wygrać przeciwko dwóm wrogom.
Przegranej w Warszawie nie należy jednak oceniać wyłącznie z punktu widzenia militarnego. Znacznie poważniejsze było polityczne znaczenie tego wydarzenia. Wzniecając powstanie polski ruch oporu miał na celu zlikwidowanie władzy niemieckiej w Warszawie a następnie w całej Generalnej Guberni, aby w ten sposób utworzyć nowe państwo polskie. Ta „wolna Polska” miała być wywalczona własnymi siłami przed nadejściem bolszewików. Świadczą o tym jednomyślnie oświadczenia licznych przywódców powstańców. Rezultat walki wskazuje, że cel nie został osiągnięty.
Straszliwie wstrząśnięci przywódcy polscy otwarcie ocenili, że zduszenie powstania i całkowite zniszczenie Warszawy stanowi największą klęskę w dziejach polskich. Polacy podjęli walkę z nadzieją na pomoc angielską. Zostali podobnie jak w 1939 r. dotkliwie rozczarowani. Angielska deklaracja o gwarancjach dla republiki polskiej została po raz drugi podeptana. Polska rozgłośnia „Świt” z najgłębszą goryczą przygwoździła tę zdradę. Gdy Anglia łzawymi artykułami przyjęła upadek powstania a Churchill ze wzruszeniem mówił o bohaterskiej epopei polskiej stolicy, powstańcza rozgłośnia zareagowała na to: „Zostawcie Warszawę w spokoju, wy wszyscy, którzyście Warszawie podpisali wyrok śmierci”. Słowa te były najostrzejszą krytyką rozczarowanych Polaków pod adresem Anglii, która faktycznie podpisała Warszawie wyrok śmierci. Z wyjątkiem kilku zrzutów zaopatrzeniowych nie udzielono jej żadnej praktycznej pomocy. Także nasz wschodni sąsiad nie tylko nie przyszedł nam z pomocą, ale stał z bronią u nogi, również w ostatnich dniach powstania, gdy powstańcy AK jeszcze raz podjęli rozpaczliwy atak. Polacy przekonali się niezbicie, ze gra na rosyjską kartę może im w efekcie przynieść jedynie niepowodzenie, a nie oczekiwane odbudowanie ich dawnego państwa.
Klęska ta była tym dotkliwsza, że w walkach ginęli młodzi ludzie, którzy mieli stanowić przyszłość narodu. Wychowani często przez harcerstwo Rzeczypospolitej, które wspaniale działało w okresie międzywojennym. Polska młodzież w tym ciężkim okresie (Powstanie) odsłoniła bardziej niż kiedykolwiek swoje wartości. Jednak młodzi ludzie „Zośki” i „Parasola” swoją walkę i służbę pojmowali szerzej niż inni: pragnęli służyć ojczyźnie ‘dziś, jutro, pojutrze’.
Do batalionu „Zośka” należał m.in. związany z Częstochową harcerz Orli, sierżant Bolesław Wojciech Omyła − ps. Wojtek, włączony do „Zośki” na swoją prośbę 1 sierpnia 1944 r. do III drużyny 2 kompanii „Rudy”.
Wojtek Omyła urodził się 6 stycznia 1924 r. w Warszawie jako syn wojskowego (ojciec Antoni służył w randze starszego sierżanta). Od rodziców otrzymał staranne patriotyczne wychowanie, które uzupełnione zostało w 68 Męskiej Modlińskiej Drużynie im. Tadeusza Kościuszki,a następnie w harcerstwie.
Wrzesień 1939 r. Antoni Omyła wyrusza na front z Armią „Modlin” gen. Emila Przedrzymirskiego. Wojtek z matką i bratem Maćkiem – na wschód. 19 września po katorżniczej wędrówce dotarli do Kowla (obecnie Białoruś). Odtąd 15-letni Wojtek stanie się żywicielem rodziny, zwłaszcza po przedwczesnej śmierci ojca. Dzięki pamiętnikowi, który Wojtek prowadził codziennie począwszy od 1 stycznia 1941 r. możemy śledzić każdy jego dzień. Było to życie wypełnione walką o przetrwanie (np. po chleb trzeba było stać 5 godzin lub jechać na wieś), rozterkami duchowymi, modlitwą, próbami nauki, konspiracją, radościami i miłością. Ojciec po powrocie z frontu jest załamany, niedomaga. Maciek ma dopiero 11 lat.
20 maja 1943 r. w wieku 43 lat na nieuleczalną wówczas gruźlicę umiera Antoni Omyła. Teraz 16-letni Wojtek musi troszczyć się już nie tylko o żywność , ale również o wykształcenie młodszego brata – taka była ostatnia wola umierającego ojca.
Wojtka nie ominęła też przymusowa praca na rzecz III Rzeszy w Bandienstcie-Abtelung (fabryka naboi). Poza ciężką, morderczą pracą najgorsze było dla niego traktowanie przez Niemców: bicie, kopanie, groźby. Nie opuszcza go myśl o wstąpieniu do konspiracji
7 lutego 1943 r. został zaprzysiężony w Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów, do których wprowadził go Tadeusz Milewski.
1 sierpnia 1944 r. w mieszkaniu braci Milewskich, gdzie oczekiwano na Godzinę „W” na własną prośbę zostaje włączony do „Zośki” do III drużyny 2 kampanii „Rudy’, której został sierżantem pod pseudonimem „Wojtek”.
Poległ w pierwszych dniach Powstania 8 sierpnia broniąc cmentarza ewangelickiego. Jego ciało matka odnalazła dopiero po kilku latach. Pochowany został 26 kwietnia 1947 r. na cmentarzu na Powązkach w Warszawie. Po latach jego brat Maciej tak pisał do przyjaciela Bogdana Deczkowskiego: „Byłem w rocznicę Powstania na cmentarzu. Brzozowe krzyże, tabliczki, kwiaty i modlitwa to ostatnia nagroda za ich trud żołnierski. Pośród tych młodych kwiatów polskich, obok Kołczana, Ćwika, Madejskiego, Sosny i tylu, tylu innych spoczywa mój ukochany Brat… Czyż może być piękniejsze miejsce wiecznego spoczynku?”…
Imię Harcerza Orlego Wojciecha Omyły przyjęły:
W Modlinie – 68 Modlińska Drużyna Harcerska ZHP przy Szkole Podstawowej im. Obrońców Modlina – dnia 16 listopada 1985 r.;
W Częstochowie – 28 Częstochowska Drużyna Harcerska „Mafeking” przy Szkole Podstawowej nr 9 – dnia 20 stycznia 1989 r.
ELŻBIETA NOWAK