Bazylika Św. Aleksego
Bazylika Św. Aleksego
Tryumf. Przestrzeń. Kolumny.
Mrok wielkiego kościoła.
Górą potężny szum.
Basilica minore.
Że żył w V wieku. Pochodził ze znakomitej rodziny patrycjuszów rzymskich,
właśnie tu, na Awentynie.
Że wkrótce po ślubie oznajmił małżonce:
Musi odejść, opuścić Rzym, wieść życie pokutne.
Taka jest wola Boża.
Jakoż wywędrował do Ziemi Świętej, do miasta Edessy.
Z czasem, zatęskniwszy za rodzinnym domem, wrócił
i legł pod schodami ojcowskiego dworu.
W mroku lewej nawy legendarne schody,
pod którymi miał przeżyć siedemnaście lat
nierozpoznany w łachmanie żebraka
dziedzic tego rodu.
Aż nadto pogodzony z ulubionym losem.
Leży wsparty na łokciu, z góry dziewka służebna leje nań pomyje.
Kiedy zmarł i wyszła na jaw tożsamość Świętego,
rozdzwoniły się dzwony Rzymu. Rozpoczął się kult.
Pieśni i dramaty. Utwory sceniczne. Rodziny zakonne, kościoły, klasztory.
Obierany patronem. Spełnił się ideał średniowiecznej ascezy.
Przez uchylone odrzwia zaglądają promienie lutowego słońca,
wróble i gołębie. Turyści, księża, studenci przed kolokwium.
Wskroś zawieruchy dziejów przedkładam i ja prośbę św. Aleksemu.
Rzym, Awentyn, luty 2007
***
Siedemdziesięciopięcioletni.
Tłukł się po tym wielkim domu jak raniony zwierz.
Bezgranicznie zdumiony.
Wstrząśnięty.
Chciał być i był Faustem.
Chciał, by była jego Małgorzatą.
By dała mu nowe życie.
O, zuchwała młodości siedemnastoletnia!
Ulrika.
Czy wiedziała, co czyni?
Przecież myślał, jak szczęśliwa musi być ta dziewczyna.
Czyż nie był Goethe?
Największym wśród współczesnych? Poza tym
radcą dworu, w służbie wyższych spraw.
Po co te ordery?
Jego pewność siebie. Co się z nią stało?
Stracił równowagę.
Jemu. Odmówiono.
Jego. Nie przyjęto.
Z pokoju do pokoju, z kąta w kąt.
Czuł niemal pogardę dla siebie.
Zbyt dumny, by sobie współczuć.
Ciche okrzyki, nic więcej.
***
Podejrzewają, że nie są kochani.
Wiedzą to na pewno.
Widzą.
Powiedziano im to.
Dużo robią, żeby tak nie było.
Starają się jak najgorliwiej.
Robią wszystko.
Są jak żebrak, który puka do drzwi
Obcego, nieprzyjaznego domu.
***
Panie, któremu łatwiej jest dać wiele jak mało,
ulej mi z pełności Twych stągwi.
Boże, któremu zawierzyłam.
Raczkuję do Ciebie, padam na twarz,
czołgam się jak robak, a nie człowiek,
znacząc swój ślad krwią i łzami.
Kazałeś mi otwierać przebaczające ramiona
do tych, co mnie odrzucili,
obarczyli jak juczne zwierzę.
Czekali na moją śmierć.
Przebaczać nieskończoną liczbę razy.
Nadstawić drugi policzek.
Stłamsić w sobie przyrodzony odruch samoobrony.
Miłość nieprzyjaciół postawić nad własne ziemskie szczęście.
Wziąć swój krzyż na swe ramiona i zaprzeć się siebie.
To wszystko czyniłam jak umiałam,
zapewne niedoskonale. Niedoskonale.
A teraz biała jak kość,
wyczyszczona przez termity cierpienia
proszę o kroplę Twej łaski.