ALFABET WAGNERA


Trenera siatkówki, wcześniej zawodnika, Huberta Wagnera można lubić albo nie lubić, można o nim mówić źle albo dobrze, można w czambuł potępiać jego metody treningowe lub je wychwalać pod niebiosa. Fakty pozostaną jednak faktami. Wagner, jako jedyny polski szkoleniowiec w grach zespołowych może poszczycić się złoty medalem mistrzostw świata (Meksyk ’74) i złotym medalem olimpijskim (Montreal ’76). Nikt, ani przed nim, ani po nim, nie dokonał takiej sztuki. Mało tego, słynne wagnerowskie “katowanie”, czyli trenowanie na maksymalnych obrotach, do upadłego, to już niemalże klasyka w naszej dialektyce sportowej. Po siatkarzach “katowali” przecież piłkarze, koszykarze, judocy, zapaśnicy, szermierze… Lista jest długa, bardzo długa, tak, jak życiorys Huberta Wagnera.
Feliks “Papa” Stamm, Kazimierz Górski i właśnie on, popularny Jurek, olimpijczyk, reprezentant kraju i wreszcie jeden z najmłodszych szkoleniowców (debiut w kadrze wieku 32 lat), który przejął na swoje barki prowadzenie narodowego zespołu siatkarzy, to trzy pierwszorzędne postacie w naszym sporcie. Historia, nie tylko ta, zaglądająca do dziejów naszych wojen, wzlotów i upadków państwowości, nigdy o Wagnerze nie zapomni.
Nie zapomnimy i my, sympatycy sportu pod Jasna Górą. Stąd więc nasz pomysł, aby w tym szczególnym, bo Bożonarodzeniowym wydaniu naszej “Gazety” przedstawić swoisty Alfabet Huberta Wagnera. Jest on często bezkompromisowym, zawsze niezależnym przestawieniem osób, z którymi Wagner zetknął się osobiście, które poznał lepiej lub trochę gorzej. Alfabet, to, tak naprawdę, opowieść o polskiej siatkówce, opowieść subiektywna, ale mająca jeden wielki walor, walor autentyczności. Wagner jest bowiem autentycznym bohaterem polskiego sportu. Zaczynamy!

Ambroziak Zdzisław
Uważam, że Zdzisiu jest bardzo dobrym dziennikarzem. Za moich czasów był świetnie zapowiadającym się zawodnikiem. Wielki talent, ale twierdzę, że niewykorzystany. Może gdyby miał ten rozum, co ma teraz… Wiem, że dzisiaj przyjął pewne zasady, o których ja mówię od 30 lat. Dopiero, gdy kończył karierę wiedział na czym wszystko to polega. Trochę za późno. W każdym razie, najpierw byliśmy kolegami, później wielkimi wrogami, a teraz, wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółmi. Od jakiegoś czasu przyjaciółmi, bo nastąpił taki przełom w naszych kontaktach.

Bosek Ryszard
Niezależnie od tego, jak się to życie układało zawsze byliśmy kolegami. Na pewno był osią naszej złotej reprezentacji, zawodnikiem wielce wszechstronnym. On wykonywał tę niewdzieczną, czarną robotę. Rysiek, to dobry człowiek, czasami za dobry, bo za tę dobroć parę razy zebrał po tyłku. Jako trener nie miał okazji, by się w pełni pokazać. Oczywiście, może to jeszcze zrobić, bo wszystko przed nim. Nie jestem bowiem zwolennikiem teorii, że dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi. Według mnie wchodzi się. I tyle.

Czaja Wiesław
Właściwie, to nie powinienem nic o nim powiedzieć. Dlatego, że raczył mnie niedawno nazwać na łamach prasy sk… To było podczas wizyty w Bełchatowie, w rozmowie z dziennikarzem. On cały czas ma do mnie pretensje, że nie wziąłem go na olimpiadę w Montrealu. Dlatego pozostańmy przy tym, co powiedziałem.

Drzyzga Wojciech
Wojtek przyszedł do mnie tuż po skończeniu wieku juniora. Był właściwie pierwszym, obok Irka Kłosa, wysokim rozgrywającym. W warszawskiej Legii, do której trafił z MDK-u od razu awansował do pierwszej szóstki. Był to siatkarz bardzo wszechstronny. Nieźle przyjmował, nieźle atakował. Miał tego pecha, że nie pojechaliśmy na olimpiadę do Los Angeles, bo pewnie wrócilibyśmy z niej z jakimś medalem. Wydaje mi się, że jako trener się sprawdza. Potrafi się jakoś “ułożyć” z działaczami, a to ważne w tych naszych obecnych ligowych klubach. Kiedy trzeba jest twardy, kiedy indziej elastyczny.

Fornal Marek
Kiedy on miał swój najlepszy okres ligowy, mnie akurat nie było przy tym. Niemniej jeszcze rok temu, wspólnie z Ryśkiem Boskiem, rozważaliśmy jego powołanie do reprezentacji Polski, bo dwa wcześniejsze sezony miał bardzo dobre. Niestety, w zeszłym sezonie nie grał nic. Nie wiem, czy wiedział o naszych planach, czy nie wiedział, a jeśli wiedział i to go zdemobilizowało, to tym bardziej nie nadawał się on do tej reprezentacji.

Gościniak Stanisław
Staszek, tak jak Czaja, nie pojechał na olimpiadę, ale myślę, że jesteśmy w poprawnych, przyjacielskich stosunkach. Staszek zrozumiał przecież, że czasami bezwzględnie trzeba podporządkować się pewnym zaleceniom trenera. On się nie podporządkował i musiał ponieść konsekwencje. Ukarałem go dla dobra całej drużyny, a nie tylko dla kary, jako samej kary. Później chyba pojął w czym była rzecz. Oczywiście, rozpętało się wtedy wielkie larum, a rozpętali je ci dziennikarze, którzy chcieli udowodnić, że Wagner jest nikim. Szkoda, że nie pisano wówczas, jakie rzeczywiście było podłoże mojej decyzji. Co do tego, że Gościniak powinien ponieść konsekwencje swojego zachowania nie mogło być żadnych wątpliwości. Niektórzy jednak do tej pory przekręcają pewne fakty, bo po prostu chcą je przekręcać. Swoją drogą, musiałbym być kompletnym idiotą, żebym nie wiedział co czynię, że mam prawdziwego wirtuoza tej gry na tamte czasy. Ale wirtuoza zostawiłem w kraju, zostawiłem i ukarałem, co podreślam po raz wtóry, dla dobra zespołu. Zresztą… Po Meksyku otwarcie powiedziałem Stasiowi, że do Kanady go zabiorę, ale jako rezerwowego. Jego miejsce zajął Wiesiek Gawłowski. “Mały” wiedział, że postawię na niego, a nie na Gościniaka.

Gawłowski Wiesław
Sylwetka “Małego” koresponduje z sylwetką Staszka. Jak wspominałem, w Montrealu zastąpił Staszka na pozycji rozgrywającego. Właściwie był jedynym rozgrywaczem, bo Włodek Sadalski był takim pseudorozgrywającym. Przed igrzyskami dokładnie zdawałem sobie sprawę, że bez “Małego” nie ma szans na zrobienie jakiegoś wyniku. Jeśli chodzi o wirtuozerię, nie był to Gościniak, ale miał za to inne walory: blok, atak. Zdzisiek Ambroziak pytał kiedyś, co by było, gdyby tak Gawłowski skręcił sobie nogę. Nie byłoby… złotego medalu i koniec. Jak się idzie na pierwsze miejsce zawsze istnieje jakieś ryzyko, że coś się może nagle stać. Gawłowski na olimpiadzie musiał grać i musiał nie mieć kontuzji. Zresztą, u mnie w ciągu czterech lat była tylko jedna kontuzja. A teraz… Uraz za urazem.

Hachuła Karol
To był wielki talent. Miałem z nim styczność osiem czy dziewięć lat temu, gdy prowadziłem gorzowski Stilon. Motoryka niesamowita, łatwość wykonywania poszczególnych elementów niewyobrażalna, świetnie grał nie tylko w siatkówkę, ale i w koszykówkę i w piłkę. Wtedy powiedziałem mu prosto w oczy: jesteś talentem na miarę Tomka Wójtowicza i tylko od ciebie zależy, czy to wykorzystasz. Niestety, Karol ma taki charakter jaki ma. Nie udało się go przekonać, ani trenerom, ani działaczom, do tego, by pracował nad sobą i był zawodnikiem wielkiego formatu, choć stosowano najróżniejsze metody. Czego mu brakło? Przede wszystkim chęci bycia najlepszym. Karol, gdy wychodził z domu, to nikt przez dwa tygodnie nie wiedział, co się z nim dzieje. Taki znikający punkt. Pewne rzeczy pojmował inaczej niż powinien. Osobliwy charakter.

Iwaniak Stanisław
Bardzo fajny chłopak, pracowity. Talent jednak nieporównywalnie mniejszy od Gawłowskiego czy Gościniaka. Uczestniczył w przygotowaniach do olimpiady w Montrealu, bo przez moment istniała taka koncepcja, aby grać na dwóch rozgrywających. Koncepcja jednak upadła, a Stasiu miał pecha, bo był tym trzynastym na igrzyska.

Ignaczak Krzysztof
Ten chłopak może być dobrym libero. Natomiast na razie musi się przełamać i uzmysłowić sobie w głowie, że pewne rzeczy musi grać tak, a nie inaczej. A on sobie ubzdurał, że wie o co chodzi i mu nie przetłumaczysz. Początek tego sezonu miał fatalny, teraz jakby gra lepiej. Ma jednak pewne ewidentne wady techniczne. Jeśli pojmie, że to są wady, wtedy może coś osiągnąć. Nie wiem, czy się to uda, bo z mojego krótkiego kontaktu z tym zawodnikiem wynika, że wydaje mu się, iż niemal wszystko robi tak, jak powinien robić. Nie ma racji. Będzie grał lepiej, gorzej, ale nigdy nie bardzo dobrze.

Jarosz Maciej
Miałem z nim bardzo krótki kontakt, bo był chyba tylko dzień u mnie na obozie i zaraz go wyrzuciłem. Z tego co pamiętam, przyszedł sobie przed, czy tuż po ciszy nocnej z jakąś dziewczynką. Nie wiem, czy myślał, że 17-latkowi uda się oszukać Wagnera, ale próbował to zrobić. Może jednak nie zdawał sobie sprawy, że pewne rzeczy są u mnie ściśle przestrzegane. Teraz, gdy usiądziemy sobie z Maćkiem przy piwie, to Maciek z całego tego incydentu się śmieje. Może dlatego, że on teraz postępuje dokładnie tak jak ja.

Kustra Władysław
Władek miał szansę pojechania na olimpiadę w Montrealu, bo był talentem niewątpliwym. Tylko, że on nie chciał brać udziału w przygotowaniach. W tym okresie przedłożył bowiem naukę nad sport. Starałem mu się wytłumaczyć, że studiami może się zająć rok, dwa lata później, a występ na olimpiadzie i zdobycie medalu może okazać się dla niego jedną, jedyną, niepowtarzalną szansą w życiu. Nie zrozumiał. Może myślał, że jakoś się to wszystko ułoży, że będzie miał układy i wskoczy do ekipy. Nic takiego nie miało miejsca.

Karbarz Marek
To bardzo ważna postać, można by rzec, że profesor siatkówki. Superfacet, niezwykle utalentowany, inteligentny, kulturalny. Można było się martwić, że nie skończy jakiegoś ataku, gdy nie skakał mu blok. Podobnie zresztą jak Boskowi. Jeśli blok skakał, Marek wiedział już co począć. Doskonale chodził na podwójnej krótkiej. Prawy, ułożony, chyba za delikatny. Dlatego może, jako trener, dostał już po głowie.

Lubiejewski Zbigniew
Miejsce w mojej olimpijskiej dwunastce miał pewne, choć na parkiecie pojawiał się rzadko. Niewątpliwie był jednak ważnym elementem tej układanki, zmiennikiem Ryśka Boska. Zbyszek był wielkim żartownisiem, lecz niewspółmiernie mniej utalentowanym graczem od kilku swoich kolegów. Złoto olimpijskie ma jednak w swoim dorobku. Inni go nie mają.

Łasko Lech
Leszek wskoczył do reprezentacji jako młody chłopak. Wskoczył i pojechał na olimpiadę. Miał tego pecha, że w potyczce z Koreańczykami, w której nam nie szło, dokonywałem zmian i Leszka posadziłem na ławę. A przecież wyszedł w podstawowej szóstce. Jak już go posadziłem, tak siedział do końca. W siatkówkę gra teraz we Włoszech syn Łaski. Widziałem go nawet na mistrzostwach Europy. Ten rok będzie dla niego przełomowy.

Martyniuk Andrzej
“Bambo” był podstawowym zawodnikiem tej reprezentacyjnej szóstki z lat 80-tych, siatkarzem wszechstronnym. Na olimpiadę do Los Angeles nie pojechał z wiadomych względów. Ogólnie rzecz biorąc, porządny chłopak, z dość specyficznym poczuciem humoru i sposobem bycia. Jak każdy, miał trochę “za uszami”, ale dzisiaj nie mogę powiedzieć o nim złego słowa.

Mazur Ireneusz
Irek pewne rzeczy przewartościował, zrozumiał i teraz wie, że praca z juniorami, to nie to samo, co praca z seniorami. Niewątpliwie miał swoją wizję siatkówki, która z tymi jego chłopakami się sprawdziła. Z seniorami już nie do końca. Teraz pracuje z zespołem ligowymi Galaxii i uważam, że wszystko przed nim.

Nalazek Włodzimierz
Zawsze koło niego kręciło się sporo osób. To nie był gracz formatu Tomka Wójtowicza, ale bardzo szybki, skuteczny. Twierdzę, że gdyby dzisiaj, grał byłby jednym z lepszych środkowych.

Nowak Marcin
Marcin nie jest klasycznym środkowym. Nawet te jego 215 cm o niczym nie świadczy. Jeśli jakaś drużyna miałaby zdobyć mistrzostwo świata, to bez Nowaka jako środkowego. Ustawiłbym go, i tak ustawiałem, jako zawodnika grającego po przekątnej z wystawiaczem. W Galaxii, gdyby nie kontuzja Arka Gołasia, pewnie właśnie występowałby na tej pozycji. Co do charakteru, to uważam, że sześciu Nowaków nie wywalczyłoby mistrzostwa świata, ale jednego Nowaka jakoś udałoby się wkomponować do drużyny mistrzowskiej.

Olszewski Krzysztof
Kadrowicz. Nie jakiś wielki talent, ale chłopak pracowity, ambitny. Grał na środku. Wrocławska Gwardia w jego czasach miała jednak piątkę, szóstkę siatkarzy na wysokim poziomie. On był jednym z nich. Ma w swoim dorobku sporo medali mistrzostw kraju, więc sportowego życiorysu nie może się wstydzić.

Papke Paweł
Paweł jest niesamowicie waleczny, zadziorny. Na pewno doskonały na ligę, ale nie wiem, czy nie brakuje mu trochę centymetrów i trochę techniki, aby walczył o laury na arenach międzynarodowych. Techniki może się jeszcze nauczyć, centymetrów chyba mu nie przybędzie. Ja do niego nie mam i nie miałem najmniejszych zastrzeżeń. Szkoda, że może tylko grać po skosie z rozgrywającym. Na przyjęciu jego występy wykluczam. Generalnie, Papke może spisywać się na parkiecie jeszcze lepiej i nie wolno zatrzaskiwać przed nim drzwi do kariery.

Rybaczewski Mirosław
“Ryba”, to kultowa postać, w tym sensie, że jak coś robił, to robił to do “dechy”. Jak trenował, to trenował, jak balował, to balował. Prawdziwy zakapior, dla którego przeciwnik był więcej niż wrogiem. Nie uznawał porażek. Dla Mirka każda porażka była dramatem, nie potrafił po niej przejść do porządku dziennego. Do reprezentacji wziąłem go z ławki rezerwowych Olsztyna. Trenerzy AZS-u mieli do mnie pretensje, że nie powołałem za to ich podstawowych graczy. “Ryba” miał chyba jedną z najszybszych rąk w naszej siatkówce. Był prawdziwym wojownikiem, “walczakiem”, bezcennym członkiem mojego teamu olimpijskiego.

Skorek Edward
Chyba wszyscy już w Polsce wiedzą, że on był przeciwny mojej nominacji na stanowisko trenera reprezentacji. Edek może teraz mówić o tym ze swojego punktu widzenia, ja ze swojego, ale mniejsza o to. Odbyliśmy między sobą, przed tymi najważniejszymi imprezami, mocną, męską rozmowę. Powiedziałem mu wtedy: możesz mówić o mnie różne rzeczy, nawet, że jestem palantem i czym tylko chcesz, ale masz się podporządkować temu, co ja mówię. I Edek się zgodził. Był najlepszym kapitanem reprezentacji, jakiego można sobie tylko wymarzyć. Nigdy niczego nie zrobił przeciwko mnie. Skorek, już za poprzedniego trenera, Tadeusza Szlagora, powinien grać lepiej. Ale Szlagor był za układny. Kogoś coś zabolało, coś strzyknęło mu w kościach, to dawał wolne. A wolne robili sobie często ci najbardziej utalentowani, w myśl zasady, że im większy talent, tym bardziej się opierd…
Tadek Szlagor był za delikatny, a w tym zawodzie trzeba być nikczemnikiem, nie zważać na nic i iść swoją drogą. Ale za Szlagora męska reprezentacja zdobyła w 1967 roku pierwszy medal na mistrzostwach Europy. Stać nas było jednak na więcej niż jeden “brązik”, bo mieliśmy “pakę”.

Skiba Aleksander
Olek, to w ogóle swego rodzaju ewenement. Przyszedł na warszawski AWF z myślą o tym, by zostać żeglarzem. Marzyły mu się jakieś dalekie wyprawy w nieznane, czy coś w tym stylu. Szybko jednak, dzięki trenerowi Zygmuntowi Krausowi, zaraził się siatkówką i dzięki niesamowitej pracowitości, ambicji pojechał z nami do Meksyku i został mistrzem świata. Olek miał jednak do mnie pretensje, jak kilku innych, że nie wziąłem go na olimpiadę. Ale cóż, moim zdaniem byli od niego lepsi. Nie ma go dzisiaj już z nami.

Tyborowski Maciej
Był w kadrze, ale był typowym siatkarskim “wyrobnikiem”, który chciał grać, który pracował i który miał, jak na tamte czasy, lata 80-te, dobre warunki fizyczne. Nie miał jednak iskry Bożej i takiego siatkarskiego daru, co w jakiś sposób ograniczało jego sportowe możliwości. Jako o trenerze nie mogę o nim nic wielkiego powiedzieć, bo dopiero zaczyna przygodę szkoleniową. Wcześniej pracował we Włoszech, ale nie wiem, czy coś tam osiągnął. O jego wartości przekonamy się za jakiś czas. W każdym razie, ci, którzy przychodzą z Zachodu i chcą wprowadzać takie metody, jak tam, często zawodzą. My mamy inną mentalność, ale być może Maciek sobie z tym poradzi, nie wykluczam. Predyspozycje z pewnością do tej roboty ma.

Wójtowicz Tomasz
O tym zawodniku można by mówić długo i namiętnie. Talent wielki. Bardzo dobrze wyszkolony technicznie. To zasługa trenera juniorów Władysława Pałaszewskiego. Ale, aby było śmieszniej, sześciu późniejszych mistrzów świata i olimpijskich, na mistrzostwach Europy juniorów zajęło bodaj siódme miejsce. Oczywiście, to jeszcze nie dowodzi, że słabi juniorzy będą seniorskimi mistrzami. Trudno też zbudować teorię, że wspaniali juniorzy muszą być później wspaniałymi seniorami. Nie ma w tym reguły. Tomka świetnie wychowywał i prowadził w życiu ojciec. Chłopak miał do tego wielkie walory psychofizyczne. Dla niego było obojętne, czy atakuje na treningu, czy atakuje na meczu przy stanie po 16:16 w piątym secie, czy gramy z Ruskimi. Wójtowicz mądrze odpowiada, pytany dlaczego nie jest trenerem. Bo dla niego mówić komuś, że trzeba zaatakować po bloku, czy obok niego jest zwykłą głupotą. Tak trzeba po prostu robić automatycznie. Dla mnie Wójtowicz był niemal ideałem i byłby nim nawet na dzisiejsze warunki. Oczywiście, dzisiaj by inaczej trenował, inaczej się przygotowywał. Tomek wspaniale zbijał z drugiej linii. Proszę pamiętać, że wówczas uderzenie z drugiej linii, to był atak, który zaczynał się przed linią trzech metrów i kończył się przed nią. Trzeba było mieć niezłą windę do góry, żeby skończyć taką akcję. Wójtowicz ją miał. Wtedy siatkówka była znacznie trudniejsza od obecnej. Blok liczony był za jedno odbicie. Tomek był chyba pierwszym zawodnikiem, który zaczął atakować z drugiej linii piłki niesytuacyjne. Przez dwa lata trenowaliśmy ten element, nie graliśmy go celowo na mistrzostwach Europy poprzedzających nasz występ w Montrealu. Na olimpiadzie Tomek w kilku ważnych momentach z takiej właśnie pozycji zdobywał bezcenne punkty.

Wagner Grzegorz
Cierpiał z powodu nazwiska. Nie chciałem nigdy wypowiadać się na jego temat, ponieważ zawsze powie się coś za dużo albo za mało. Ostatnio, jeden z dziennikarzy zapytał mnie po jakimś meczu w Częstochowie, co powiem o występie syna, a ja mu odpowiedziałem, że to ja miałem rację, 15 czy 16 lat temu, powołując go do kadry, a nie ci, którzy ze mnie szydzili i mówili, iż był powoływany po znajomości. To jest, w skrócie, cała prawda o Grześku.

Zarzycki Zbigniew
Najlepszy zmianowy w mojej złotej reprezentacji, o tym każdy wie. Zawodnik bardzo waleczny, impulsywny. Wszystko wskazywało, że powinien grać w pierwszej szóstce, ale “Zuzu” był taki, że gdy pojawił się na parkiecie, ta jego energia, impet, obracały się szybko przeciwko własnemu zespołowi. Musiałem go wtedy sadzać na ławce, żeby trochę ochłonął. Był jednak ważną postacią w tym zespole. Walnie przyczynił się do zdobycia obu złotych medali. Skoczny, dobrze atakujący. Potem, gdy, jako trener, prowadził reprezentację naszego kraju z Edkiem Skorkiem, mieli między sobą jakieś zatargi. Ale nie wiem o co, nie wnikam.

ANDRZEJ ZAGUŁA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *