alent, uroda i skromność. To tylko nieliczne atuty młodziutkiej gitarzystki Ewy Jabłczyńskiej, adiunkta w Instytucie Muzyki Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Jej koncert – 19 listopada br. w Regionalnym Ośrodku Kultury – którym wznowiono tradycyjne spotkania muzyczne z pedagogami i studentami Instytutu AJD był mistrzostwem wirtuozerii.
TJabłczyńska wciągnęła słuchaczy w krainę muzycznych emocji o pełnej skali – od subtelnej liryki, po wzburzone dramatyczne i radosne ekscytacje. Każdy ton był z pietyzmem wypielęgnowany i wysmakowany, a interpretacja – pełna niuansów i odcieni – wskazywała jak dużą miłością muzykę i instrument darzy instrumentalistka.
W recitalu Ewy Jabłczyńskiej znalazły się utwory z różnych okresów – transkrypcja „Fantazji IX h-moll na skrzypce solo” barkowego Georga Philippa Telemanna, „La part de diable” dziewiętnastowiecznego węgierskiego kompozytora wirtuoza gitary Johanna Kaspra Mertza oraz współczesnych twórców – Alberto Evaristo Ginastera sonatę część III, Józefa Świdra „Taniec fantastyczny” i brazylijskiego Sergio Asada „Fantazja Carioca”. Słowo wstępne – powiedziane z wyjątkową swadą – miał Korneliusz Wiatr.
URSZULA GIŻYŃSKA
Z pewnością o pani Ewie jeszcze wiele usłyszymy. Już dzisiaj jest laureatką prestiżowych konkursów – I miejsce na Międzynarodowym Konkursie Gitarowym „Westfalian Guitar Spring” w Erwitte (Niemcy 2008), II miejsce na Międzynarodowym Konkursie w Bojano (Włochy 2008) , II miejsce na 12. Międzynarodowym Konkursie Gitarowym „Śląska Jesień Gitarowa”; (Tychy 2008). Po koncercie poprosiliśmy artystkę o chwilę rozmowy.
Jest Pani ewenementem, kobiety rzadko wybierają jako swój instrument gitarę klasyczną.
– Istotnie, zdecydowanie mniej jest kobiet grających na gitarze klasycznej. Jesteśmy takim marginesem…
Ale uroczym.
– Bardzo dziękuję. Gitara jest trudnym pod względem technicznym instrumentem i to jest chyba główną przyczyną omijania tego instrumentu przez panie. Dużo kobiet zaczyna naukę, ale na wyższym szczeblu nie radzi sobie. To jak jest to męski instrument daje się zauważyć na konkursach. Ostatnio brałam udział w dwóch i w obu byłam jedyną kobietą.
Czym zauroczyła Panią gitara, to pierwszy Pani instrument?
– Tak. Gram na gitarze od siódmego roku życia i jest to kompletny przypadek. Nie pochodzę z rodziny muzyków. Rodzice wybrali ten instrument intuicyjnie. Może zdecydowały też względy ekonomiczne. Gdy zaczynałam naukę trzeba było posiadać własny instrument, pianino było za drogie. I tak drogą eliminacji została gitara.
Nie żałuje Pani?
– Absolutnie. Kocham gitarę, jej dźwięk, melodyjność
Czym charakteryzuje się ten instrument?
– Jest wyjątkowy. Można na nim jednocześnie wykonać i melodię i akompaniament. Na przykład skrzypce bardzo potrzebują fortepianu, gitara jest samowystarczalna. Można na niej zagrać wszystko, a dodatkowo jest to niezwykle barwny instrument. Całe życie można poszukiwać w nim wielu barw i kolorów, bawić się dźwiękiem.
Dzisiejszy pani koncert pokazał, że Pani istotnie bawi się swoją gitarą, muzyką, ale czyni to z wielkim znawstwem i wielkimi emocjami.
– Staram się dogłębnie wchodzić w muzykę, którą gram. Nie jest to odgrywanie, nie jestem rzemieślnikiem, ale przekazywanie emocji. Przy każdym utworze opowiadając chcę naprowadzić słuchacza, pokazywać jakie uczucia towarzyszą utworowi. O to w muzyce chodzi, by emocje odczuwane przez instrumentalistę odczuwała podobnie publiczność.
Przyjęła Pani posadę adiunkta w Instytucie Muzyki Akademii im. Jana Długosza. Czy praca pedagogiczna u progu kariery muzycznej pomaga w rozwoju?
– Na pewno, a już z pewnością na tak wysokim szczeblu. Ten rodzaj pracy wymaga ode mnie sporo wysiłku intelektualnego. Muszę znać utwory, które grają moi studenci, choć wcześniej nie miałam z nimi kontaktu. Dokonać ich analizy, poznać od podszewki.
Jakie utwory lubi Pani wykonywać? Dzisiaj były i liryczno-sentymentalne, i mocne, z dramaturgią?
– Utwory w moim repertuarze dobieram pod konkurs, w którym uczestniczę.
Czyli mniej upodobania, a bardziej konieczność?
– Oczywiście musi być sympatia, ale ponieważ staram się jak najczęściej brać udział w konkursach, to dobór repertuaru uzależniam na razie od konkursowych wytycznych. A brane pod uwagę są ograniczenia czasowe, przekrój epokowy.
Muzyka których epok jest pani najbliższa?
– W każdej można znaleźć utwory dla siebie, bliskie i z którymi czujemy się dobrze.
Czy tak zintensyfikowane zaangażowanie konkursowe ma coś na celu?
– Zwycięstwo w konkursie, to nie tylko nagroda finansowa, ale możliwość koncertowania. Laureaci są zapraszani do liczących się ośrodków muzycznych, na następne festiwale, koncerty. A o to chodzi, byśmy my młodzi ludzie grali publicznie, a nie w zaciszu swojego pokoju. Udział w konkursach pozwala na wybicie się, pójście dalej.
Czy woli Pani występy kameralne czy na dużych salach?
– Gitara jest lepiej przyjmowana w salach kameralnych. Planuję zakup instrumentu, który mam nadzieję, będzie się dobrze spisywał w dużych aulach. O takim marzę. Niemniej najlepiej się gra dla publiczności, która podobnie do mnie przeżywa muzykę i nie ważne jest wówczas jaka to sala.
Nie występowałam jeszcze w koncertach filharmonicznych, ale będę koncertować w Koszalinie w ramach obchodów 50-lecia tamtejszej szkoły muzycznej, będę grać z orkiestrą absolwentów.
Jak zdradził konferansjer sprzedaje Pani gitarę, łatwo jest rozstać się z instrumentem?
W lutnictwie gitarowym rozwój szybko postępuje, ciągle są odkrywane nowe patenty i lutnicy ciągle coś ulepszają – głośność, szlachetność dźwięku. Dlatego gitarzyści też poszukują i zmieniają instrumenty. Z gitarą jest inaczej niż ze skrzypcami, które im starsze tym lepsze.
Gitara jest znana od XVI wieku.
– Ale model współczesnej klasycznej gitary wykształcił się w drugiej połowie XX wieku i nadal trwają poszukiwania jej ulepszania. Lutnicy pracują nad wielkością pudła i długością gryfu, ulepszają materiały.
Jak czuje się Pani w Częstochowie?
– Mieszkam w Zabrzu i dojeżdżam do pracy. Chciałabym otworzyć tutaj przewód doktorski w najbliższym czasie. Na razie nie zamierzam się nigdzie przenosić. Bardzo mi się tu podoba, szczególnie atmosfera na uczelni. Odbieram wiele życzliwości i serdeczności, czuję że ludzie, którzy tu mnie otaczają doceniają to co robię.
Próbuje Pani sił kompozytorskich?
– Nie, ale przygotowując utwór tworzę niejako jego własną wizję, doszukując się osobistych emocji. To jest tak jak w malarstwie. Pięć osób patrząc na obraz doszukuje się czegoś innego, tak samo w muzyce każdy odbiera ją indywidualnie.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA