Rędziny
W ostatnim numerze opisaliśmy historię pani Beaty Komorowskiej, nauczycielki wychowania fizycznego w Gimnazjum nr 1 w Rędzinach, której, na polecenie wójta Waldemara Chmielarza, zabrano dwie godziny lekcyjne z etatu. 28 lipca odbyła się rozprawa, na której częstochowski Sąd Pracy uznał tę decyzję za niezgodną z prawem.
Przypomnijmy. Pani Beata, nauczyciel mianowany i dyplomowany z 24-letnim stażem, laureatka nagród w dziedzinie edukacji, z sukcesami przy pracy z młodzieżą oniemiała, gdy 5 maja br. przyszła do niej dyrektor szkoły Teodozja Anzorge-Kosin z informacją, że wójt kazał odebrać jej dwie godziny lekcyjne z osiemnastu w tygodniu. Miały być przekazane nauczycielowi kontraktowemu, który w placówce pracuje dopiero rok na pół etatu. Wypowiedzenie warunków pracy i płacy pokrzywdzona otrzymała 29 maja.
Osobiście udała się do włodarza gminy po wyjaśnienia, gdzie usłyszała, że powodem całej sytuacji jest dobrze prosperująca firma, którą posiada. Zapytany przez nas o tę sprawę wójt przyznał, że godziny zostały zabrane w związku z niżem demograficznym, a przy dokonywaniu decyzji była brana pod uwagę sytuacja materialna pracowników. Z tym że zgodnie z Kartą Nauczyciela to kryterium może być brane pod uwagę tylko, gdy nauczyciele mają podobne staż pracy, wykształcenie i osiągnięcia. Natomiast Beata Komorowska jest najbardziej doświadczonym wuefistą w szkole. Sama widziała przyczynę w konflikcie Waldemara Chmielarza z jej mężem, radnym gminy, który z wójtem często się nie zgadza, między innymi głosował przeciwko udzieleniu mu absolutorium za wykonanie zeszłorocznego budżetu.
Pani Beata, nie godząc się z niesprawiedliwą, krzywdzącą decyzją, pozwała swojego pracodawcę, czyli dyrektor Anzorge-Kosin, z którą od lat są koleżankami, a manipulacje wójta postawiły je na rozprawie po przeciwnych stronach. – Sędzia pytała się o przyczyny odebrania mi tych godzin, szybko ustaliła, że powodem nie mogły być zmiany organizacyjne w placówce. W końcu pani dyrektor przyznała, że nie było żadnych podstaw, a decyzja została podjęta na służbowe polecenie wójta. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku przeprosiła mnie, powiedziała, że do tego wszystkiego nie powinno było dojść. Widać, że była zastraszona. Rozpłakałyśmy się – komentuje Beata Komorowska.
Rozstrzygnięcie, jak można się było spodziewać, było po myśli powódki. Godziny pracy zostały jej przywrócone, a 1881 zł kosztów sądowych i 120 zł zadośćuczynienia będzie musiała pokryć gmina.
Dyrektor Anzorge-Kosin od początku wiedziała, że sprawę przegra. Podobna sytuacja miała już miejsce. – Kiedyś nasz szkolny konserwator został tymczasowo aresztowany. Wójt nakazał go zwolnić, wtedy również powiedział, że jak sprawa zostanie przegrana, to zapłaci. I zapłacił 5.000 zł – wspomina B. Komorowska.
Czy tym razem wójt Chmielarz przejrzy na oczy i dojdzie do wniosku, że takie zabawy z pracownikami podległych mu placówek, to tak naprawdę wyrzucanie w błoto pieniędzy podatników? Radny Jerzy Komorowski szczerze w to wątpi. – To jest człowiek, który cały czas prowadzi jakieś gierki i prowokuje. Niedawno po zakończeniu sesji, gdy na sali pozostaliśmy tylko ja i jedna radna, zwrócił się do niej, ale tak żebym słyszał, że wkrótce będziemy organizować konkurs na nowego dyrektora Gimnazjum – twierdzi.
ŁuGi