Paulin, ojciec Czesław Brud oglądał popisy polskiego skoczka
Ojciec administrator klasztoru jasnogórskiego Czesław Brud po tym, jak pod koniec sezonu letniego rozmawiał z najpopularniejszym obecnie polskim sportowcem Adamem Małyszem nie mógł dosłownie doczekać się wizyty “asa przestworzy” w częstochowskim sanktuarium. Czekał, czekał, aż… w końcu sam wybrał się na skoki.
– Małysz nie dotarł na Jasną Górę, ale Jasna Góra dotarła do Małysza – żartuje.
O ojcu Czesławie Brudzie i jego fascynacji skokami narciarskimi, a przede wszystkim Małyszem, pisaliśmy w jednym z wrześniowych numerów “Gazety Częstochowskiej”. Pewnie w tej fascynacji nie byłoby niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podczas zawodów letniego Grand Prix w niemieckiej miejscowości Hinterzarten, mistrz świata, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni, zdobywca Pucharu Świata nie zajrzał do klasztoru ojców Paulinów w St. Margen w Schwarzwaldzie, gdzie swoją misję duszpasterską wypełnia rodzony brat ojca Czesława, Roman Brud.
Ojciec przeor Roman Brud nie mógł przepuścić okazji, że w jego parafii bywają tak znamienici rodacy. Zaprosił ekipę do swojego klasztoru, ugościł i porozmawiali jak Polak z Polakiem. Do telefonicznej pogawędki, o czym wspominaliśmy na wstępie, doszło także między Małyszem a Czesławem Brudem. Z ust narciarza padła wówczas deklaracja, że jeśli znajdzie czas, to wstąpi, aby odwiedzić progi częstochowskiego klasztoru.
Tej szczególnej zimy, z igrzyskami olimpijskimi w Salt Lake City, Małysz ma jednak niewiele wolnego. Ojciec Czesław Brud sam więc podążył małyszowym szlakiem. Tym bardziej, że mistrz Adam znów pojawił się w okolicach St. Margen, dokładniej w Neustadt, gdzie 1 i 2 grudnia rozegrano kolejne konkursy Zimowego Pucharu Świata 2001/2002.
– Całą sprawą pokierował brat, który akurat przebywał w Polsce – opowiada ojciec Czesław Brud. – Zabrał mnie do siebie i zrobił wszystko, abym poznał Adama, z którym on zna się od kilku miesięcy.
Ojciec Czesław już na miejscu nie tylko poznał samych skoczków i ich najbliższych współpracowników z trenerem Apoloniuszem Tajnerem, psychologiem dr. Janem Blecharzem i fizjologiem prof. Jerzym Żołądziem na czele, ale także najwierniejeszych symaptyków Adama, z jego wiślańskiego fan-clubu.
– Szef fan-clubu, pan Piotr jest chyba największym kibicem Adama – podkreśla ojciec Czesław. – Nic więc dziwnego, że brat niemal z otwartymi rękami udzielił gościny jemu oraz trzem innym członkom fan-clubu.
To tylko przedskoczek
Już w pierwszym dniu zawodów rozgrywanych w Neustad Titisee ojcu Czesławowi, który dzierżył w ręku biało-czerwoną flagę z napisem Częstochowa, udzieliły się ogromne emocje. Może dlatego, że skoki obserwował w towarzystwie m.in. taty Adama, pana Jana Małysza. Ten ostatni najadł się pod koniec pierwszej serii niemało strachu, gdy po upadku Fina Risto Jusilainnena nagle na rozbiegu skoczni pojawił się zawodnik, który w haniebny sposób zepsuł swoją próbę.
– Pan Jan wprost zemdlał, bo przecież następnym po Finie miał być Adaś. Myślał, że syn zawalił swój skok. Aliści, pomylił się, bo widząc wywrotkę Jusilainnena, organizatorzy wypuścili przedskoczka. Ten nie walczył o odległość, a jedynie o przetarcie szlaków dla mistrza z Polski – wpomina nasz rozmówca. Senior Małysz nie był jedynym, który został wprowadzony w błąd. Relacjonujący zmagania skoczków dla Telewizji Polskiej redaktor Krzysztof Miklas także strzelił gafę. Szybko się jednak zreflektował.
1 grudnia Małysz nie pozostawił złudzeń żadnemu z rywali. Wygrał bezapelacyjnie, choć Niemcy ubolewali nad dyskwalifikacją Svena Hannawalda, który nie miał regulaminowych plomb na swoim startowym kombinezonie.
Drugiego dnia popularny “Hani” spisał się za to znakomicie. Skakał najdalej, najpiękniej i Małysz musiał zadowolić się drugim miejscem. Nic jednak po konkursie nie wskazywało, że Małysz jest zasmucony takim stanem rzeczy. Urodzinowy Małysz
Wieczorem 2 grudnia bracia Czesław i Roman Brudowie zostali zaproszeni na uroczystość urodzinową mistrza Adama. Polski as przestworzy kończył 24 lata.
– Dokładniej rzecz ujmując uroczystość odbyła się w wigilię urodzin Małysza. W sali przytulnego hoteliku w Neustadt przy jednym stole zgromadzili się najbliżsi przyjaciele Adama. Byliśmy, co było dla nas ogromnym wyróżnieniem, także i my – opowiada ojciec Czesław.
Obok tradycyjnego “Sto lat” były także prezenty. Adam osobiście rozlał butelkę 1,5-litrowego szmpana, którą podarowali mu ojcowie. Siedzący przy sąsiednim stole skoczkowie z Japonii nieco zaskoczeni całym ceremoniałem tylko się uśmiechali. W końcu jednak i oni dowiedzieli się, że dla Małysza ten dzień ma szczególne znaczenie. Niezwykle sympatycznym, skośnookim konkurentom Polaka nie pozostało więc nic innego, jak dołączyć się do składanych życzeń. Trochę niespodziewanie goście w ten sposób także zakosztowali urodzinowego trunku.
Ale szampan nie był jedynym prezentem dla Adama i… Izabeli Małysz. Ojciec Roman wiedząc, że małżonka naszego eksportowego sportowca także za kilka dni obchodzi urodziny i dla niej przygotował niespodziankę.
– Zdradzę, że były to pozłacane skrzypce z wikliny z aniołkiem. To taki tutejszy adwentowy bibelot, który w regionie Neustadt jest niewykle popularny – podpowiada ojciec Czesław Brud.
Kapelani dla skoczków
Adam Małysz nie ukrywa, że obaj ojcowie bardzo mu zaimponowali. Nie tylko znajmością sportowych tematów, ale otwartością, życzliwością i radością życia.
Latem w klasztorze St. Margen ojciec Roman Brud zaskoczył Adama, gdy najpierw przyszedł na spotkanie z nim w habicie, by za chwilę przebrać się w koszulkę z podobizną sportowego bohatera znad Wisły.
– Teraz jestem po cywilnemu – powiedział i uśmiechnął się do nieco zdziwionego Małysza.
W Neustadt padła więc, jeszcze nieoficjalnie, propozycja, aby obaj paulini zostali kapelanami naszej grupy skoczków narciarskich. Sami zainteresowani nie widzą przeciwskazań, aby przyjąć taką ofertę, tym bardziej, że już na początku lutego Adamowi Małyszowi i jego kolegom będzie potrzebna opatrzność boska.
My z nieskrywaną satysfakcją odnotowujemy fakt, że Adam Małysz złożył autografy na zdjęciach podarowanych przez nas ojcu Czesławowi.
– Adam zapytał, skąd je mam. Odpowiedziałem mu, że sprezentowali mi je dziennikarze “Gazety Częstochowskiej”. Potem lekko się uśmiechnął.
I tak oto trafiliśmy do Adama Małysza, trafiliśmy dzięki ojcu Czesławowi Brudowi, który wciąż czeka na Adama na Jasnej Górze. My też czekamy.
ANDRZEJ ZAGUŁA