Częstochowski poseł PiS Szymon Giżyński głosował w Sejmie, 1 kwietnia 2008 roku, przeciw obecnym warunkom ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Posła Giżyńskiego spytaliśmy o przyczyny tej decyzji.
Głosował Pan przeciw obecnym warunkom przyjmowania przez Polskę Traktatu Lizbońskiego, inaczej niż większość klubu PiS i sam prezes Jarosław Kaczyński. Dlaczego?
– Pan prezes Jarosław Kaczyński postanowił, ze względów moralnych i politycznych, że parlamentarzyści PiS będą w tej sprawie głosować bez rygorów dyscypliny klubowej, w pełnej zgodności z własnym sumieniem.
A powody merytoryczne Pańskiej decyzji?
– Obecność Polski w Unii Europejskiej to proces o stale zmieniających się uwarunkowaniach i ścierających się interesów poszczególnych państw, ze szczególną aktywnością i skutecznością tych najsilniejszych, na przykład Niemiec. Wobec tych zjawisk polityka Polska powinna wykazywać stałą ostrożność, czujność, dystans, postawę powściągliwości i otwartych oczu, słowem – zinstytucjonalizowanego sceptycyzmu. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, iż społeczeństwo polskie jest w sprawie Traktatu Lizbońskiego podzielone. Z punktu widzenia interesu narodowego koniecznym było, by w parlamencie wybrzmiał także głos tych Polaków, którzy wobec różnych aspektów naszej obecności w Unii artykułują swoje obawy. Przy dzisiejszym składzie Sejmu i Senatu taki obowiązek spada na PiS.
Czyli uchylenie dyscypliny klubowej nie było otwarciem furtki dla części parlamentarzystów PiS, lecz świadomie przyjętym, w szerokich kontekstach, założeniem?
– Oczywiście, że to drugie. Przecież jednogłośne opowiedzenie się Parlamentu za Traktatem byłoby, choćby z dyplomatycznego punktu widzenia – skrajnie dla Polski szkodliwe, a ze względu na specyfikę krajowych uwarunkowań, dla samego PiS-u – wielce niebezpieczne.
Pamiętam, w roku 2004, przed referendum w sprawie Traktatu Akcesyjnego do Unii prezes Jarosław Kaczyński postąpił podobnie. Zadbał wówczas, by naszemu oficjalnemu stanowisku za akcesją towarzyszył również spory repertuar politycznych zachowań, podkreślający, z pozycji polskiej racji stanu, nasze obawy i stawiane przez nas warunki.
Czy ktoś postawił Panu zarzut nielojalności wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego i PiS?
– Nie, bo byłby to zarzut absurdalny. Po pierwsze – nie było dyscypliny klubowej. Po drugie – każdy głos przeciw osoby, tak jak w moim przypadku, bezwzględnie oddanej i lojalnej wobec Jarosława Kaczyńskiego oddalał groźbę utworzenia antypisowskiej formacji, zorganizowanej po – powiedzmy, w pewnym uproszczeniu – ultraprawicowej stronie polskiej sceny politycznej.
Absurd takiego zarzutu podkreśla dobitnie również postępek, sprzed kilku dni, posła Lucjana Karasiewicza, który par exellence prezentował stanowisko całkowicie pozytywne wobec Traktatu Lizbońskiego, głosował oczywiście za, po czym poddał prezesa Jarosława Kaczyńskiego i PiS publicznej krytyce i z PiS-u – wystąpił.
Proszę wytłumaczyć Czytelnikom i mnie – jak to jest – głosował Pan przeciw, a cały czas używa Pan argumentów pozytywnych…
– Głosowałem przeciw, bo jestem za wyższością polskiej Konstytucji pad prawem unijnym, za tym, by naszej sile jako jednemu z największych państw w Unii odpowiadała proporcjonalnie siła naszego głosu i realnego politycznego znaczenia, by niezagrożona pozostawała polska narodowa tożsamość i moralna integralność. Głosowałem przeciw, bo jestem za niczym nieuszczuploną supremacją prezesa Jarosława Kaczyńskeigo i PiS-u na prawej stronie polskiej sceny politycznej,
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał:
Łukasz Stacherczak