Marian Maślanka – prezes Włókniarza
Gdzie należy upatrywać przyczyn niepowodzenia biało-zielonych w pojedynku z Unią?
– Myślę, że jechaliśmy dobrze i gdybyśmy w końcówce zawodów jechali tak szaleńczym sposobem jak zawodnicy z Leszna, to wygralibyśmy, bądź opłacilibyśmy to poważnymi kontuzjami. Zadaniem na ten mecz było zrobienie jak najlepszego wyniku i wyjechanie cało do domu. Cel ten zrealizowaliśmy i z tego się cieszymy. Druga faza pojedynku, to nie był mecz żużlowy, tylko wojna w wykonaniu miejscowych zawodników, która zaczęła się od wywieszenia idiotycznego transparentu ubliżającego Holcie. Wytrzymaliśmy presję. Jedziemy dalej. Zapraszam serdecznie kibiców na mecz rewanżowy w Częstochowie, gdyż pomoc kibiców będzie drużynie bardzo potrzebna. Częstochowscy fani potrafią wspierać żużlowców w sposób normalny, z kulturą, po prostu po częstochowsku.
Panie prezesie atmosfera podczas meczów w Lesznie pozostawia wiele do życzenia. Pobici kibice i zawodnicy, a przed kilku laty pobity nawet prezes wrocławskiego klubu Andrzej Rusko. Proszę to skomentować.
– W czasie meczu o mały włos rzuconą butelką nie oberwał sam prezes leszczyńskiego klubu pan Dworakowski. Szklana butelka minęła o centymetry jego głowę. Rzecz działa się na moich oczach w parkingu podczas zawodów. Ciągle w Lesznie zawody żużlowe przypominają wojnę. Zupełnie niepotrzebną. Niezdrowe emocje udzielają się miejscowym zawodnikom, którzy, gdy przegrywają zaczynają niebezpiecznie jeździć. Cud, że wszyscy cali i zdrowi wracamy do Częstochowy.
PAW