Historia na naszych oczach


Po trzydziestu godzinach podróży autokarem do Rzymu i wielogodzinnym przesuwaniu się w kilometrowej kolejce mogłem przystanąć na moment wreszcie naprzeciw ciała Człowieka, którego – choć nigdy osobiście nie spotkałem – znałem jak kogoś najbliższego. Kiedy został wybrany, ja byłem w takim wieku, że słabo orientowałem się kto to taki, ten “papież”. Ale już wtedy dla mnie jak i dla moich rówieśników, był absolutnym idolem, którego imię, nawet największy chuligan w klasie wymawiał z nabożnym szacunkiem. A za oknem szalał wtedy komunizm…

Potem były pielgrzymki do Ojczyzny i rodzinne oglądanie transmisji telewizyjnych. Entuzjazm na twarzach moich najbliższych, bezceremonialne wybuchy euforii w reakcji na papieskie słowa, dosadne komentarze rozgłośni “Wolna Europa” i “Głos Ameryki”. W tę wrzawę, co jakiś czas włączał się głos rozsądku mojej babci, która napominała swoich synów, a moich stryjów i tatę, że trzeba uważać, bo obok są dzieci a one – wiadomo – nie wszystko są w stanie zrozumieć. A my, z moim rodzeństwem siedzieliśmy jak myszy pod miotłą, oczarowani taką szczerością reakcji i tym, co pierwszy raz w życiu dane nam było usłyszeć, bojąc się, że za chwilę każą nam zmykać do zabawy. Pamiętam też zdanie, które wypowiedział do mnie mój tata, na zakończenie transmisji z mszy papieskiej, odprawionej podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: “Patrz synku, na twoich oczach dzieje się historia. Kiedyś pewnie o tym komuś opowiesz.”.
Potem już nie pamiętam dnia, w którym Ojca Świętego by w moim życiu nie było. Był w kościołach podczas mszy św., był w salkach katechetycznych na lekcjach religii, był w telewizji, (choć mocno cenzurowany), był z nami w stanie wojennym, był na kolejnych pielgrzymkach do Ojczyzny. Ale wtedy już, na te spotkania z Janem Pawłem II trzeba było osobiście się pofatygować. Zresztą, niosło tam nas, jak na skrzydłach! Ale tak właśnie lgnęła przez cały ten niezwykły pontyfikat do Papieża – Polaka młodzież z całego świata, więc była to, jak widać, owa niezwykła prawidłowość, którą wszyscy się zachwycali. Przypominam sobie, że kiedyś mój ś. p. dziadziuś, tuż przed pielgrzymką do Polski w 1987r. powiedział konspiracyjnym tonem: “Zobaczycie, że jak Papież przyjedzie i im wygarnie, to komuna padnie!”. Śmialiśmy się później z tej – jak nam się zdawało – “naiwności” dziadka, parafrazując na różne sposoby jego słowa. Ledwie dwa lata później jak porażeni piorunem patrzyliśmy na słynne obrazki Mazowieckiego z Sejmu. Nikt już wtedy nie śmiał robić sobie z dziadziusia żartów.
Przyszedł wreszcie czas na dojrzałe studiowanie papieskich słów. W moim przypadku zaowocowało to nawet napisaniem pracy magisterskiej na temat szkoły patriotyzmu, jaka zafundował Polakom ich Wielki Rodak. Choć sprawa może wydać się oczywista, jednak materia wcale nie była lekka i, gdyby nie mój nieoceniony promotor ks. prof. Stanisław Pamuła, nie zakończyłaby się chyba sukcesem.
Było jeszcze wiele pięknych chwil uniesień i wzruszeń, wspaniałych lektur, wzniosłych homilii, które nigdy już nie zabrzmią, nigdy się nie powtórzą, które Pan Wieczności zamknął raz na zawsze, niczym ten piątkowy wiatr na Placu Św. Piotra zamknął na moich oczach Ewangeliarz na trumnie Ojca Świętego.
Patrząc wtedy na to kruche i umęczone ciało, złożone na marach w bazylice św. Piotra, przypomniałem sobie wszystko to, co z Ojcem Świętym, Papieżem – Polakiem, do tej pory przeżyłem. Niestety, zabrzmiało to jak żałobny rapsod. Czułem, że kończy się cała epoka. Uświadomiłem sobie, że jest to prawie całe moje, dotychczasowe życie. Kiedy już stamtąd wyszedłem poczułem straszne zmęczenie i niepokój. Jak ja teraz będę żyć? Gdzie znajdę źródło wiedzy i siły? Kto mi to wszystko wyłoży, wytłumaczy, pomoże zrozumieć?
Polskie ulice w niedzielnym brzasku, z okien autokaru wyglądały przerażająco pusto, a na moim balkonie smętnie łopotała biało – czerwona flaga z czarnym kirem. Ten widok jeszcze potęgował nastrój przygnębienia. Na progu mieszkania aż zatoczyłem się pod ciężarem mojej pięcioletniej córeczki, która jednym susem zawisła na mojej szyi: “Tatuś wrócił!”. Wtedy siły zaczęły wracać. Spojrzałem na flagę z czarnym kirem. Pomyślałem: “Na moich oczach działa się historia. Kiedyś jej to opowiem.”.
Za oknem powiewała wolność…

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *