Interesujące wizje
telewizor – popularna nazwa abonenckiego odbiornika telewizyjnego, przeznaczonego do odbioru sygnałów wizyjnych i fonicznych nadawanych przez stację telewizyjną oraz odtwarzania ich
W czasach “realnego socjalizmu” polska państwowa telewizja nie “kumała się” z zachodnioeuropejską “Eurowizją”. Mieliśmy własną, socjalistyczną “Interwizję”. Była to organizacja zajmująca się wzajemną wymianą programów telewizyjnych wyprodukowanych Bułgarii, Czechosłowacji, Finlandii, NRD, PRL, Rumunii, Węgier i Związku Radzieckim (oraz organizowaniem Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Interwizji w Sopocie). Symbolem jej był warszawski pomnik Chopina pod wierzbą, otoczony napisem: “Intervision-Intierwidienije”. Dzięki uczestnictwie PRL w “Interwizji” mieliśmy ekskluzywną możliwość oglądania seriali telewizyjnych nakręconych w bratnich krajach, jak np. enerdowski tasiemiec kryminalny pt. “Telefon 110” (“Polizeiruf 110”). Serial ten, rozpoczęty w 1971 r. kręcony jest zresztą w Niemczech do dziś i cieszy się, podobno, stałym powodzeniem wśród stałego grona fanów. Nowe odcinki nie dorównują jednak tym z czasów NRD, w których kapitan Fuchs ścigał (i doganiał) bandytów “wartburgiem”. Ciekawostką jest, że w odcinku nr 15 z 1973 r. wystąpił Emil Karewicz i kilkoro innych, mniej znanych polskich aktorów. “Telefon 110” nie był jednak u nas nawet w 1 procencie tak popularny jak radziecki serial z 1973 r. pt. “Siedemnaście mgnień wiosny” (“Sjemnadcat mgnowienij wiesny”), w którym radziecki szpieg Stirlitz rozpracowywał od środka hitlerowskie Gestapo. Przez 12 odcinków ten superagent jeździł samochodem marki “bugatti”, prowadził długie rozmowy z niejakim Bormanem, a przede wszystkim dużo myślał (i to była jego mocna strona, bo w odróżnieniu od polskiego Hansa Klossa nigdy się nie bił). Stirlitz był w “demoludach” idolem telewidzów, a grający tę rolę Wiaczesław Tichonow pozostał wzorem wschodnioeuropejskiego Jamesa Bonda. Nie dorównał mu żaden Bułgar, Rumun, czy Węgier. Zresztą, co trochę dziwne, telewizyjne produkcje z Ludowej Republiki Bułgarii, Socjalistycznej Republiki Rumunii, Węgierskiej Republiki Ludowej rzadko gościły na ekranach naszych telewizorów. A jeśli już, to nie wzbudzały większych wrażeń. Od tego mieliśmy prawie na co dzień produkty radzieckie, enerdowskie oraz czechosłowackie komedie.
MARCIN PARUZEL