Rozmowa z Jerzym Swobodą, dyrektorem artystycznym Filharmonii Częstochowskiej.
– Na tegoroczne zakończenie sezonu zdecydował się Pan na bardzo trudny warsztatowo i muzycznie program – orkiestra wykonała Uwerturę Karelia i II symfonię J. Sibeliusa oraz I Koncert Skrzypcowy Karola Szymanowskiego. Mimo to, ten ambitny, choć bardzo piękny repertuar, przyciągnął zdecydowanie mniej widzów niż w ubiegłym roku spektakularna “Carmina Burana”. Dlaczego więc taki wybór?
– Muszę myśleć o całej publiczności częstochowskiej. Jest grono ludzi, interesujących się wyłącznie klasyką oraz publiczność oczekująca widowisk, jak na przykład “Carmina Burana”. Grupa widowni kochająca, tak zwaną trudniejszą muzykę klasyczną jest zdecydowanie mniejsza, ale nie wolno o niej zapominać. Propozycja repertuarowa filharmonii idzie w kierunku zaspokojenia gustów szerokiego grona melomanów. A jest ono duże – w ciągu sezonu to kilkadziesiąt tysięcy słuchaczy. W Częstochowie nie ma zapotrzebowania na filharmonię typu: wiedeńska, warszawska czy krakowska, w których co tydzień prezentuje się trudne programy.
– Utwory Sibeliusa, a zwłaszcza Szymanowskiego, wymagają perfekcyjnego przygotowania i dużych umiejętności. Muzyka Sibeliusa, na scenie naszej filharmonii, pojawiła się chyba po raz pierwszy. Jak długo trwały próby?
– Powiedziałbym “standardowo”, czyli tydzień. Dla nas każdy koncert jest premierą. W ciągu moich sześciu sezonów wprowadziłem do repertuaru częstochowskiej orkiestry ponad 120 nowych pozycji. Nasi słuchacze muszą mieć możliwość kontaktu, na żywo, z jak największą liczbą dzieł muzycznych.
– Czy zadowolony był Pan z przebiegu koncertu finałowego?
– A jakże! Przyszło ok. 400 najwierniejszych melomanów – to dużo. Fantastyczna była gra Krzysztofa Jakowicza i cieszę się, że spodobała się słuchaczom. Koncert Szymanowskiego wykonywałem wielokrotnie. To mój ukochany kompozytor. A że Sibelius zrobił wrażenie, nie dziwię się, bo to piękna muzyka.
– W tegorocznym sezonie gościliśmy wiele sław. Na początek wystąpił Stanisław Drzewiecki. Zagrali również Konstanty Andrzej Kulka, Adam Wodnicki, Krzysztof Jakowicz, dyrygował maestro Tadeusz Strugała. Czy już dziś może Pan zdradzić Czytelnikom, jakie niespodzianki szykowane są na następny sezon?
– Przyszłoroczny sezon będzie szczególny. Czekają nas obchody 60-lecia powstania Filharmonii Częstochowskiej i 100-lecia szkolnictwa muzycznego w naszym mieście. Nad ich realizacją pracujemy z całym częstochowskim środowiskiem już od ponad roku. Sezon muzyczny zainaugurujemy koncertem fortepianowym e-moll Fryderyka Chopina – 17 września, natomiast obchody 100-lecia szkolnictwa muzycznego – 1 października – koncertami Czarneckiego, które wykonają Tomasz Bugaj (profesor Akademii Muzycznej w Krakowie i Warszawie, dyrektor Filharmonii Krakowskiej) oraz nasze skrzypaczki – siostry Banaszkiewiczówny. Jubileusz 100-lecia będzie okazją do zaprezentowania częstochowskich muzyków i kompozytorów. Ich dorobku i sukcesów.
Naturalnie nie zabraknie sław, szczególnie na koncertach z okazji jubileuszu filharmonii, którego inauguracja będzie w styczniu 2005 r. Orkiestra zagra pod batutą znakomitych dyrygentów: Kazimierza Korda (przez 37 lat dyrektor Filharmonii Narodowej w Warszawie – przyp. red.), Tadeusza Strugały, Tadeusza Wojciechowskiego, Jerzego Salwarowskiego, Tomasza Bugaja. To ekstraliga polska i nie tylko – Kord i Strugała należą do czołówki dyrygentów świata. Z solistów wystąpią: Krzysztof Jabłoński, Ewa Pobłocka, Waldemar Malicki, Konstanty Andrzej Kulka, Kaja Danczowska. Ze śpiewaków: Katarzyna Suska, dziś gwiazda Opery Narodowej, ponadto Dariusz Stachura, Adam Zdunikowski, Grażyna Brodzińska.
W październiku zaplanowane mamy tournee w Niemczech. Na szczególną uwagę zasługuje przygotowana przez nas, na Festiwal “Gaude Mater”, II Symfonia Gustava Mahlera “Zmartwychwstanie” – po raz pierwszy prezentowana w Częstochowie. W między czasie odbędą się stałe już festiwale – akordeonowy i jazzowy. Na zakończenie sezonu szykujemy koncert specjalny – “Gloria”. Już dziś myślimy również o piątej edycji Festiwalu Hubermana. Wykonawców mamy zamówionych, pracujemy jedynie nad stroną organizacyjno-finansową.
– Jednym z działań Filharmonii są koncerty dla dzieci i młodzieży.
– Kontynuujemy, świetnie rozwijające się poranki muzyczne dla najmłodszych oraz, wprowadzone już przeze mnie, koncerty symfoniczne dla młodzieży. Przez sześć lat skorzystało z nich ponad 100 tys. młodych ludzi.
– Wiele działo się podczas tegorocznego sezonu, ale i Pan gościnnie występował poza Częstochową. Gdzie konkretnie?
– Istotą artysty jest funkcjonowanie i konfrontowanie swoich umiejętności na różnych scenach. Zbyt długie przebywanie w jednym miejscu jest niebezpieczne, bowiem brak porównania stępia wrażliwość i łatwo można popaść w samozachwyt. Na szczęście jestem często zapraszany do dobrych i ważnych ośrodków. Ta ciągła konfrontacja mobilizuje mnie. Szukam nowych rozwiązań interpretacyjnych, rozwijam się, a wraz ze mną filharmonicy. Występowałem w wielu miastach w Polsce oraz za granicą w: Meksyku, Niemczech, Szwecji, Czechach, na Słowacji. Wielką satysfakcję sprawił mi koncert w Pradze, w jednym z najlepszych ośrodków w Europie.
– Pod Pana kierownictwem częstochowska orkiestra gra płynnie, spójnie, słowem coraz lepiej…
– Jest to wynik naszej sześcioletniej, ciężkiej pracy. Nie bez znaczenie jest stawianie coraz wyższych wymagań, sięganie po tak zwany trudny i ambitny repertuar oraz konfrontacja z uznanymi dyrygentami i solistami. A zapraszam mistrzów, którzy są lepsi ode mnie. Ileż później satysfakcji, gdy po koncercie Strugała czy Wojciechowski chwalą orkiestrę, profesjonalizm muzyków i obiecują kolejne spotkania.
– Ostatnio, jednak, pojawiają się głosy o kłopotach filharmonii i niezadowoleniu muzyków.
– Dla mnie sukcesem jest każdy koncert. I zawsze zależy mi na tym, by był na jak najwyższym poziomie. Mało kto wie jak wielkim wysiłkiem jest przygotowanie występu. Urząd Miasta przekazuje nam fundusze jedynie na pokrycie kosztów zatrudnienia pracowników i opłat za media, nie otrzymujemy innych dotacji. Sami musimy wypracować środki na realizację własnych pomysłów, a instytucje kulturalne są, niestety, deficytowe. Tak jest na całym świecie.
– Czyli w Filharmonii Częstochowskiej dobrze się dzieje?
– Szkoda tylko, że nie umiemy tego doceniać. Dla mnie najważniejsza jest satysfakcja melomanów i frekwencja na koncertach.
– Nie zawsze jest ona wysoka.
– Ale na inauguracji było 1000 słuchaczy, a w ciągu sezonu mamy 10-12 kompletów na widowni. Nasza sala jest jedną z największych w Polsce. Większą ma tylko Filharmonia Narodowa – 1100 miejsc, dla przykładu – Wrocławska i Śląska – mają po 400. I jeżeli narzekamy, że na zakończenie sezonu jest tylko 400 widzów, to przepraszam, to jest nadkomplet w porównaniu z kilkudziesięcioma filharmoniami w kraju. Trzeba zawsze mieć jakiś punkt odniesienia, nie zawężać wszystkiego do swojego podwórka i tylko krytykować. Będąc w innych miastach konfrontuję nie tylko wrażenia artystyczne, ale i frekwencję. Ponadto analizuję każdy sezon, porównuję z poprzednimi. Moje działania nie są przypadkowe, wyciągam wnioski i oceniam. Z moich zestawień statystycznych wynika, że w ostatnich pięciu latach frekwencja wzrosła dziesięciokrotnie.
– Czy myśli Pan o powiększeniu składu orkiestry?
– W ciągu 5 lat zatrudniłem 19 osób. Odmładzam orkiestrę. Moim marzeniem jest powiększenie składu, bo jeżeli ustabilizujemy go na poziomie 14 muzyków w grupie pierwszych skrzypiec, wówczas będę mógł rozszerzyć repertuar o wielkich romantyków. Nie mogę grać w małym składzie dzieł: Straussa, Wagnera, Mahlera.
– Wspomniał Pan o odmładzaniu orkiestry, a ta najlepiej funkcjonuje, gdy jest w niej równowaga trzech pokoleń muzyków. Nie może dominować ani grupa najstarsza wiekowo, ani najmłodsza.
– Odmładzam orkiestrę, ale w sposób płynny, bo istotnie mogłoby nastąpić zburzenie równowagi w zespole. W tej chwili dobrnąłem do granicy – 19 osób, to 25 proc. całej orkiestry.
– Jaki styl pracy Pan preferuje – autokratyczny czy …
– …ależ demokracja na estradzie nie istnieje. Te reguły są jasne i wszyscy ich przestrzegają. Praca przebiega sprawnie na tyle, że w ciągu tygodnia przygotowujemy nowy koncert.
– Do Częstochowy przybył Pan w 1998 r z Katowic, z Filharmonii Śląskiej, na kontrakt jednoroczny i, ku zadowoleniu częstochowian, został Pan na dłużej…
– …no nie wszyscy są tak szczęśliwi. Ale spotykam się z uznaniem, głównie publiczności. Po wykonaniu “Pasji” Krzysztofa Pendereckiego, na inauguracji Festiwalu “Gaude Mater”, spontaniczna reakcja publiczności nawet mnie zaskoczyła. A wracając do pytania. Faktycznie dałem się wciągnąć. A ponieważ moje założenia zawodowe zaczęły się sprawdzać, to wpadłem w wir pracy, budowania tutaj czegoś nowego. Przeprowadziłem się do Częstochowy z rodziną. Stałem się obywatelem tego miasta.
– Polubił Pan Częstochowę?
– Tak, i dobrze, że choć trochę z wzajemnością. Zakończyłem teraz szósty sezon w Częstochowie. W ciągu każdego 3-4 moje koncerty były nominowane na wydarzenie roku – uzbierało się ich około 18. Pięć czy sześć razy nominowano mnie na “Człowieka Roku”. Ma to dla mnie szczególne znaczenie, mobilizuje do dalszej pracy, cieszy.
– Pana ulubiony kompozytor?
– Wszyscy są wspaniali. Ale zawsze najważniejsze jest to, co mam w opracowaniu partytury.
– A autorytet dyrygencki?
– Moim idolem jest Leonard Bernstein – za tworzenie spektakli emocjonalnych. Staram się iść oczywiście własną drogą, ale w tym duchu. Każdorazowo przy opracowaniu dzieła i jego interpretacji wkładam wszystkie swoje emocje, by pobudzić uczucia widza, wzruszyć.
– Miał Pan możliwość poznania tylu publiczności. Jak na ich tle ocenia Pan naszą częstochowską?
– Nie można oceniać publiczności. Publiczność trzeba doceniać, a każda jest inna.
– Nasza jest jaka?
– Wspaniała.
URSZULA GIŻYŃSKA