Państwo Emilia i Dariusz Płuszkowie, prowadzą gospodarstwo wielopokoleniowe wraz z rodzicami i swoimi dziećmi. To wspólne dzieło jest wyrazem dobrej współpracy i zamiłowania do ziemi.
Gospodarstwo państwa Emilii i Dariusza Płuszków znajduje się w miejscowości Mykanów, w gminie Mykanów, w powiecie częstochowskim. Jego historia sięga roku 1930 roku, kiedy plac wielkości 12 mórg kupił pradziadek pana Dariusza. Potem swój trud zaznaczyli tu jego rodzice, a od 1994 roku gospodarstwo rozwijają Emilia i Dariusz. I czynią to z rozmachem i poczuciem misji. Dzisiaj pracują na 220 hektarach, gdzie uprawiają głównie rośliny: pszenicę, rzepak, jęczmień, kukurydzę, łubin. Jak podkreślają, bezustannie pracują nad budowaniem gospodarstwa bezpiecznego, bo jest to przecież to dla ich dobra, dla ich zdrowa i życia.
Małżeństwo swoje włości rozbudowało ciężką pracą i własną inwencją. Wprowadzili wiele unowocześnień, na ich park maszynowy składa się: 5 ciągników, 8 przyczep, 2 pługi, agregat uprawowo-siewny, opryskiwacz, 2 kombajny zbożowe, samochód ciężarowy. Męska część rodziny zajmuje się rozbudową i uprawianiem ziemi, panie – upiększeniem krajobrazu. W konsekwencji gospodarstwo prezentuje się przepięknie. Jest tu mnóstwo zieleni, są oczka wodne, a wokół domu i na placu rosną ogrody z przepięknym drzewostanem. Dalej już rozpościerają się przestrzenie pól. – Chcemy żyć w zgodzie z naturą, ale prowadzenie takiego gospodarstwa pociąga za sobą olbrzymie koszty. Praca w rolnictwie daje satysfakcję, ale bywa różnie. Ciągle żyje się pod dużą presją, bo przecież wszystko zależy od aury, a ta jest kapryśna. Dlatego rolnik, to taki człowiek, który wiecznie narzeka, bo albo mu słońce za mocno świeci, albo deszcz pada. A poza tym są dwa typy rolników: ten, co się chce rozwijać i ten, co żyje w miejscu – śmieje się pan Dariusz. – Nie będę odkrywcą jak powiem, że zawód rolnika nie jest łatwy. Tu nie ma tak, że po ośmiu godzinach przychodzi się do domu, włącza telewizor i odpoczywa. My możemy mieć parę dni bez pracy, a potem przez kolejne tygodnie pracujemy non stop, często przez całą dobę – dodaje. Jak nam się przyznaje, z zawodu nie jest rolnikiem, a w rolnictwie zatrzymało go zamiłowanie do techniki. – Tak się zaczęło, ale z czasem pojawiło się pragnienie, aby zasiane rośliny ładnie rosły. Jadę w pole i jeśli plantacja jest ładna i podoba mi się, to cała reszta, te finanse czy to, że coś się zepsuło, mniej już mnie obchodzi. To już jest chyba miłość do roli. Tym bardziej chcielibyśmy, żeby nasza praca była doceniona, żeby móc żyć bardziej stabilnie – stwierdza.
Małżeństwo Płuszków wzięło udział w konkursie 27. edycji ogólnopolskiego konkursu Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego „Bezpieczne gospodarstwo rolne” i w powiatowej odsłonie zajęli pierwsze miejsce, a w wojewódzkiej – wyróżnienie.
– Zdecydowaliśmy się na udział w konkursie, ale nie ukrywam, że był to dla nas duży stres. Wiem, że mój akces był przedwczesny, bo nie byłem do końca przygotowany. Ale dobrze się stało, bo każda inicjatywa, która zwiększa stopień bezpieczeństwa, a konkurs zwrócił nam uwagę na pewne sprawy, jest bardzo potrzebna. Chcę przy tym podkreślić, że zawsze dbamy o to, aby pracować bezpiecznie – mówi pan Dariusz. Wspomina jednocześnie, że ich wyczulenie na bezpieczeństwo zwiększyło bardzo przykre zdarzenie. – Mam już pięćdziesiąt lat i w tym gospodarstwie był tylko jeden wypadek, kiedy moja mama straciła palce na nowym urządzeniu. Kupiliśmy siewnik, który powinien być super wyposażony. I pierwszy wyjazd w pole, i zaraz wypadek. Okazało się, że maszyna nie była wewnętrznie odpowiednio wyposażona. To sprawiło, że teraz wszelkie zabezpieczenia, które firma wymyśli do danego urządzenia, wprowadzamy do naszego gospodarstwa. Nic przy maszynach i urządzeniach sami nie przerabiamy, wszystko musi być autoryzowane i serwisowane. Stąd moje maszyny, choć mają po 10 i 12 lat, są jak nowe – podkreśla.
Pan Dariusz zauważa jeszcze jedna istotną rzecz. – Wypadki często są przyczyną przypadku. Na przykład w zeszłym roku kosząc kombajnem zahaczyłem obcasem o milimetrową blachę i o mały włos nie doszło do nieszczęścia. Podstawą jest rozwaga i ostrożność. W tym zawodzie, zwłaszcza jak pracuje się przy maszynach, trzeba bardzo uważać. Dlatego też dzieci wychowujemy w poczuciu ostrożności w stosunku do wszelkich urządzeń i maszyn. Oczywiście my, dorośli, chronimy dzieci przed maszynami. Maszyna startuje jak dzieci nie ma na placu, przy sygnale ostrzegawczym – mówi.
URSZULA GIŻYŃSKA