Wybory samorządowe odbyły się zgodnie z planem. Komisje w pocie czoła zliczały glosy, by jak najszybciej zesłać wyniki. I wszystko poszło na marne, bo system się zawiesił. Wyniki – liczne ręcznie – ciągle nie są udokumentowane. Ponad pół miliarda złotych wydane na instalację i obsługę ponoć super nowoczesnego systemu obliczeniowego wyrzucono w błoto.
Choć z drugiej strony, może to i była – już druga – próba generalna i system – paradoksalnie i złowieszczo – zdał egzamin. Nagle bowiem okazuje się, że to nie PiS wygrywa, tylko PSL, czyli mamy powtórkę z rozrywki, bo przecież podobnie było przy wyborach do Europarlamentu, gdzie zwycięstwo PiS nagle przeobraziło się w sukces PO. Zbliżają się arcyważne wybory do parlamentu i na prezydenta Polski, zapewne więc określone siły chciałyby mieć nad nimi skuteczną kontrolę.
Obecna skala mataczenia przy wyborach przerosła nawet najśmielsze oczekiwania. Awarię systemu można odczytać jako jawny sabotaż. To uderzenie w demokrację i ordynarna próba wprowadzenia destabilizacji w Polsce.
Czy marnotrawstwo pieniędzy (z budżetu państwa na wdrożenie bezużytecznego oprogramowania wydrenowano przecież 500 milionów złotych) oraz brak odpowiedzialności Państwowej Komisji Wyborczej zostaną rozliczone? Śmiem przypuszczać, że odpowiedzialnych za te dywersyjne działania się nie znajdzie. Nie takie przekręty uchodziły płazem obecnie rządzącym w Polsce.
Ale absurd do jakiego doszło w Szczecinie, całkowicie dyskwalifikuje System PKW. – Podczas zliczania głosów w wyborach na prezydenta Szczecina system PKW wskazał, że ich zwycięzcą został Krzysztof Woźniak. Takiego kandydata w ogóle nie było jednak na karcie do głosowania – podaje serwis RMF FM.
URSZULA GIŻYŃSKA