Prezes AZS kontra sektor C3


W ostatnich dniach głośno jest o konflikcie na linii zarząd klubu – kibice z sektora C3 (zasiadają tam najwierniejsi kibice, organizujący doping na meczach – dop. red.) Prezes klubu postanowił zerwać współpracę z kibicami z powodu rzekomego „skandalicznego zachowania w czasie meczu ze Skrą Bełchatów oraz w czasie meczów wyjazdowych, które nie przynosi ani chwały, ani splendoru Klubowi”.

Ponadto prezes nakazuje kibicom zabranie rzeczy znajdujących się w pomieszczeniu klubowym oraz zwrot karty magnetycznej do tego pomieszczenia. Pozbawia ich także możliwości zakupu biletów na mecze w preferencyjnej cenie 5 zł. Na reakcję kibiców nie trzeba było długo czekać. W odpowiedzi zwracają oni szczególną uwagę na prymitywne funkcjonowanie strony klubowej oraz działu marketingu, a także na całkowity brak szacunku do historii klubu, jak i wywalczonych przez niego latami trofeów (zdjęcie poniżej). Bieżąca działalność drużyny także wydaje się jego włodarzom całkowicie obojętna, a wręcz obrazuje odczytanie pierwszych liter wyrazów tytułu niniejszego artykułu.

Rozmowa z prezesem AZS Konradem Pakoszem

Czy Częstochowę stać na to, aby do działu marketingu, do biura prasowego zatrudniać osoby z innego miasta? Jest tu duże bezrobocie, młodzi ludzie wyjeżdżają z Częstochowy i już nie wracają. Czy to miasto ma aż tak słaby potencjał ludzki, że klub musi zatrudniać osoby z innych klubów, które w dodatku zajęć w AZS-ie nie traktują priorytetowo?

– Przed ostatnim sezonem dostaliśmy kilka ofert dotyczących współpracy marketingowej. W związku z trudna sytuacją finansową zdecydowaliśmy się na rozwiązanie, którego finansowanie znajduje się poza klubem AZS Częstochowa. To był jeden z podstawowych argumentów. Innym z argumentów było to, że chcieliśmy, aby osoby, które są u nas w klubie, zajmują się stroną internetową mogły nauczyć się dobrych wzorców i w przyszłości pracować samodzielnie. To młode osoby z Częstochowy. Na ten moment muszą jednak jeszcze nabyć doświadczenia od osób obecnie zajmujących się biurem prasowym i działem marketingu w AZS-ie Częstochowa, a są to osoby z dużym doświadczeniem, ponieważ zajmowały i zajmują się podobną działalnością w Skrze Bełchatów, jednym z najlepszych klubów pod względem marketingu w Polsce.

Kilka tygodni temu, na spotkaniu z przedstawicielami kibiców padło stwierdzenie, że w tym roku powstanie 12-stronicowy kalendarz, więc klub nie do końca wywiązuje się z wcześniejszych deklaracji…

– Mieliśmy rożne wersje i pomysły stworzenia kalendarza. Wersja kalendarza bardziej rozbudowanego niosła za sobą pewne trudności. Drukarnia, która od lat przygotowuje dla nas kalendarze nie zdążyłaby go przygotować przed końcem roku 2013.

Przed sezonem mówił pan, iż skład na sezon 2013/2014 „zamyka usta największym malkontentom, których w Częstochowie nie brakuje”. Po sromotnie przegranym meczu z Resovią, dyrektor sportowy klubu, Ryszard Bosek na łamach „Gazety Wyborczej” stwierdził, iż „rozwój klubu idzie w dobrym kierunku i nic tylko się cieszyć”. Postawa drużyny, liczba zdobytych punktów i miejsce w tabeli pokazują natomiast coś zupełnie innego. Z czego zatem powinni cieszyć się kibice AZS-u i czy klub stawia sobie w ogóle jakiś cel sportowy?

– To zależy, czy mówimy o celach długofalowych czy krótkofalowych. Jeśli o krótkofalowych to ambicją nas jako działaczy, a myślę, że także zawodników było to, aby zespół znalazł się w pierwszej ósemce. Na ten moment zajmujemy 10. miejsce, istnieje ryzyko, że po najbliższej kolejce możemy obsunąć się na ostatnie miejsce, ale różnice punktowe pomiędzy zespołami w drugiej części tabeli są minimalne i nadal jesteśmy w grze o play-offy. Zajmując miejsce na pozycjach 1-8 drużyny przystępują do walki o mistrzostwo Polski. Oczywiście patrzymy na to realnie, wygrywać z zespołami z Rzeszowa, Kędzierzyna, Jastrzębia czy Bełchatowa nie udawało się też wtedy, kiedy w zespole byli bardziej doświadczeni zawodnicy. Teraz topografia chyba zmieniła się jeszcze bardziej, na ten moment nie posiadamy tytularnego sponsora. Być może zmieni się to od stycznia, ale to nie są łatwe rozmowy i nie wszystko zależy od zarządu czy osób, które nam pomagają. Długofalowe plany mamy ambitne. W tym roku otwarliśmy akademię Częstochowska siatkówka. Najmłodszym mieszkańcom Częstochowy i okolic dajemy możliwość rozwoju. Ponadto od trzech lat prowadzimy wspólnie z wydziałem promocji kultury i sportu Urzędu Miasta akcję „Szkoła kibicuje”. Ten projekt zdobył w tym roku pierwszą nagrodę w konkursie ministerstwa spraw wewnętrznych pod nazwą „Kibicuje bezpiecznie”. Takie akcje owocują tym, że w tej chwili mamy bardzo dobrą frekwencję na meczach PlusLigi, plasujemy się na drugiej pozycji, jedynie za Resovią Rzeszów. To pokazuje, że w Częstochowie jest duże zapotrzebowanie na siatkówkę. Moją osobistą ambicją jest, aby Hala Częstochowa zapełniała się podczas meczów siatkarskich w 100 proc., tak aby ciężko było zdobyć bilet na mecz AZS-u. Ten proces musi jednak trochę potrwać. Poczyniliśmy pewne podwaliny i chcielibyśmy te programy realizować. Do tego potrzebne są środki finansowe, którymi na ten moment dysponujemy. Zawodnicy chodzą do szkół na spotkania z dzieciakami, gdzie uświadamiają im, że jest wiele alternatywnych sposobów spędzania wolnego czasu.
Zbudowaliśmy zespół na miarę naszych potrzeb. Oczywiście mogliśmy go zbudować bardziej ambitnie, ale z perspektywy czasu nie żałuję, że pewnych ruchów nie wykonaliśmy, gdyż teraz mielibyśmy jeszcze większe problemy. Sytuacja w częstochowskim sporcie nie jest najlepsza. Zespół gra, tak jak gra. Moglibyśmy usprawiedliwiać się kontuzjami, ale nie będę tego robił. Wykorzystując kontuzje kolegów, tacy zawodnicy jak Michał Kaczyński, Bartek Bednorz, Mariusz Marcyniak czy Kuba Bik lepiej lub gorzej, ale swoje szanse wykorzystują. Pracują w tygodniu po kilka godzin na treningach z trenerem Kardosem i jeśli przeskoczą pewną barierę to może już w tym sezonie dadzą nam sporo powodów do radości. Kiedy do pełnej sprawności wrócą Jakub Vesely, Michał Bąkiewicz, kiedy plecy przestaną spinać Dawida Murka to w rundzie rewanżowej może to wszystko wyglądać zdecydowanie lepiej. Apelowałbym do wszystkich o jeszcze trochę cierpliwości.

AZS Częstochowa przed poprzednim sezonem otrzymał od Urzędu Miasta 650 tys. zł na promocję miasta poprzez sport. Jak spożytkowana została ta kwota, ponieważ AZS swoją postawą na parkiecie raczej chwały miastu nie przynosił.

– W ramach tej promocji w Częstochowie odbył się turniej finałowy Pucharu Polski, który przyniósł miastu duża promocję. Odbyło się kilka transmisji telewizyjnych z udziałem naszej drużyny. Wartość reklamy w roku 2013, na tę chwilę wynosi około 1,7 mln zł, więc jak łatwo policzyć zwrot wartości reklamy jest trzykrotnie wyższy, gdyby taką reklamę miasto chciało wykupić w telewizji. Pomijam w tym miejscu prasę, internet czy lokalne stacje radiowe, które także promują miasto za pomocą naszej drużyny. Od 1989 roku, kiedy AZS przez niemal 20 lat był regularnym medalistą mistrzostw Polski, przez 23 sezony występował w europejskich pucharach ta promocja była jeszcze większa. W 2008 roku, kiedy zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski i sięgnęliśmy po Puchar Polski rozpoczął się kryzys w branży budowlanej. Budżet naszego klubu był wówczas oparty na trzech firmach z tej branży. Te firmy powiedziały wprost, że nie są w stanie nas dalej sponsorować. Wtedy bardzo poważnie z radą nadzorczą zastanawialiśmy się nad ogłoszeniem upadłości klubu. Postanowiliśmy wziąć na swoje barki zobowiązania finansowe klubu, udało pozyskać się sponsora tytularnego, który był z nami przez wiele lat. W tym okresie udało się wykonać wiele działań, dzięki którym utrzymujemy klub w PlusLidze i powstała ta nowa hala, na której obecnie rozgrywamy mecze. W ostatnim czasie podjęliśmy wiele rozmów ze sponsorami, próbowaliśmy szukać wsparcia politycznego. Wszystkie te rozmowy zakończyły się niepowodzeniem z różnych powodów, być może ten zarząd jest nieudolny, a może są to inne czynniki. AZS Częstochowa to nie jest klub Pakosza, Lisowskiego i Boska, tylko jest to wspólne dobro częstochowian. My tym klubem zarządzamy, ale jeśli osoby zarządzające uznają, że nasz czas się skończył i trzeba coś zmienić, to zapewne nas o tym poinformują. Na dzień dzisiejszy jednak nie znalazł się nikt, kto chciałby wziąć na siebie ciężar i ogromną odpowiedzialność, aby klub dalej funkcjonował. Nie mówię, że funkcjonuje on idealnie, ale jest na pewno w miarę profesjonalnie funkcjonujący i zarządzany klub na miarę tych środków, które jest w stanie realnie zgromadzić bez działalności, która mogłaby narazić na śmieszność klub, jego kibiców a także władze miasta.

Od dwóch sezonów PlusLiga jest ligą zamkniętą, z której nikt nie spada. Czy nie wpływa to demobilizująco tak na siatkarzy, jak i działaczy słabszych klubów, którzy nie muszą walczyć o utrzymanie?

– Z ligi można spaść, można zostać z niej relegowanym, jeśli nie spełni się określonych warunków. Te warunki nie są wcale takie łatwe. W tamtym sezonie rzutem na taśmę uratowaliśmy się przed składaniem bardzo szczegółowych raportów, bo zajęliśmy dziewiąte miejsce. Mieliśmy jednak na koncie tylko pięć zwycięstw i wspólnie z przedstawicielami Indykpolu Olsztyn stawiliśmy się przed komisją licencyjną. Wytłumaczyliśmy się nie chyba nie najgorzej, bo w PlusLidze pozostaliśmy i nawet zapisano przy naszej drużynie tendencję do wzrostu. Chciałbym, aby było to widoczne w tabeli, bo oglądanie porażek takich jak w Warszawie, Bielsku czy u nas z Effectorem kończy się nieprzespanymi nocami, a każdy z nas chciałby jeszcze część swojego życia poświęcić rodzinie. Znam osoby z tego środowiska, które źle skoczyły przez siatkówkę. Decyzja o lidze zamkniętej została podjęta przez władze ligi, za chwilę najprawdopodobniej wprowadzone to zostanie również w lidze kobiet. Plusem zamkniętej ligi jest możliwość dawania szans wielu młodym polskim zawodnikom. Porównując to np. do ligi żużlowej, z której w tym sezonie spadły aż trzy drużyny, tam powodowało to prawdziwy wyścig zbrojeń, co może mieć zgubne skutki w przyszłości. Liga ma napędzać reprezentację i odwrotnie, wtedy napędza to sponsorów, frekwencję, telewizję. Telewizja Polsat, która posiada prawa do wszystkich rozgrywek siatkarskich przekłada to później na całościowy rozwój dyscypliny.

Częstochowę wymieniano jako głównego kandydata do organizacji Pucharu Polski w tym sezonie, chwaliły się tym władze miasta. Turniej ostatecznie odbędzie się w Bydgoszczy. Czy można to odczytywać jako porażkę Częstochowy?

– Częstochowa nie przegrała. Firma, która jest sponsorem rozgrywek o Puchar Polski stwierdziła, że region śląski nie jest regionem, w którym dystrybuuje ona swoje usługi i stąd decyzja o organizacji turnieju w Bydgoszczy.

Mariusz Rajek

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *